O zbliżającej się Wielkanocy zorientowałem się obserwując Sławka, współlokatora z wynajmowanego mieszkania. Od kilku dni chodził jakiś nerwowy, podekscytowany, zabiegany. Pojawiał się w mieszkaniu znienacka, w zupełnie innych godzinach niż zazwyczaj, coś szybko robił, znikał. Potem znowu wpadał i wypadał. Aż trudno było z nim normalnie porozmawiać, bo kiedy ja wstawałem do roboty, on właśnie się kładł zmęczony spać i odwrotnie: wstawał przeważnie wtedy, gdy ja już śniłem o wakacjach w ciepłych krajach. W końcu trafiłem na niego.
– Jadę Andrzej, wyjeżdżam na święta do Anglii. Już upolowałem tani bilet na samolot.
– To super wiadomość – ucieszyłem się. – Jedziesz do pracy?
– Nie. Będę spędzać święta z rodziną. Muszę się jeszcze przygotować, wiesz: pranie, pakowanie, sprzątanie.
Aha – pomyślałem – teraz już rozumiem, dlaczego wspólna dla czterech lokatorów pralka – pracuje w tych dniach tylko dla Sławka. Ale chłopak jest wyrozumiały i proponuje, że jak mam jakieś brudne rzeczy, to mogę się dołożyć. Dzięki, jesteś w porządku, Sławek.
Jest jeszcze temat równie wspólnej lodówki, w której trudno znaleźć wolne miejsce, gdyż większość zajmują zapasy kolegi szykowane na podróż do Wielkiej Brytanii. Fakt, jak się robi zakupy świąteczne na dziesięć dni, to trzeba gdzieś je upchnąć.
– Tylko trochę głupio, że lecę dopiero w niedzielę wielkanocną, spóźnię się na śniadanie świąteczne – zauważa współlokator.
– No to zapewne będziesz jedynym pasażerem w samolocie w niedzielę, no bo kto leci na święta w samą Wielkanoc?
– Nie, nie będę sam, leci jeszcze jedna znajoma, więc będzie co najmniej dwójka pasażerów.
To ja bardzo uprzejmie proszę lotniskowe służby emigracyjno-imigracyjno-celno-paszportowe o godne i ciepłe przyjęcie Sławka i jego znajomej z Poznania na gościnnej ziemi brytyjskiej w dniu 27 marca 2016 roku. Facet tak intensywnie przygotowywał się do świąt, zawalił niejedną nockę, wydał mnóstwo pieniędzy, zwolnił się z pracy, wszystko po to, aby spędzić Wielkanoc na obczyźnie, ale jednak wśród swoich. Niech mu sprzyja los. Niech wiatr na wysokości 10 tys. metrów w dniu 27 marca wieje ze wschodu na zachód, z rekordową prędkością 700 km/h, dzięki czemu Sławek wylatując z Poznania o godz. 6.40 zaoszczędzi 80% czasu na podróży i zdąży na swoje wymarzone śniadanie wielkanocne! Gdyby tylko pan kapitan latającej maszyny przycisnął gazu, samolot mógłby lecieć jeszcze szybciej, może nawet z prędkością naddźwiękową, lot wtedy trwałby jeszcze krócej, jednak kapitan licząc na premię za oszczędność paliwa, w połowie trasy zapewne wyłączy dwa silniki, pozwalając się nieść wiatrowi. Ale i tak tanie linie lotnicze pobiją w dniu 27 marca rekord świata w tempie przelotu między Polską a Wielką Brytanią, z tej okazji na lotnisko w Luton przyjedzie telewizja BBC i przeprowadzi wywiad z oszołomionymi pasażerami, a obsługa lotniska przywita drogich gości z Polski chlebem i solą. Jest też szansa, że linie lotnicze ufundują tak szczególnym pasażerom bilet powrotny z 99% rabatem. To będą wyjątkowe święta. Chwilę potem Sławek (ze swoją znajomą) zostanie umieszczony w taksówce (na koszt przewoźnika), która powiezie go do rodziny. W niedzielę nie będzie żadnych korków na drodze, więc po rekordowo szybkiej czterdziestominutowej jeździe mój sympatyczny współlokator zapuka do drzwi ukochanej rodziny. Zaraz później zasiądą wszyscy do śniadania wielkanocnego przy stole pięknie zaścielonym śnieżnobiałym obrusem Made in Bangladesh oraz udekorowanym sztucznymi palmami z Pakistanu. Wśród potraw będzie królować norweski łosoś w galarecie z żelatyny z Włoch, wyprodukowany w jednym z zakładów w Polsce, biała kiełbasa z duńskiej świni, w żurku będą się kąpać niemieckie ziemniaczki w towarzystwie chińskiego czosnku i czeskiego zakwasu. Na deser zjedzą pyszną babkę na francuskiej mące i słowackich jajach z odrobiną szwajcarskiego mleka.
Ale nastrój będzie nasz, polski. I tego właśnie życzę wszystkim czytelnikom, bez względu na to, gdzie i jak spędzimy te święta: w domu w Polsce, w ciepłych czy w zimnych krajach, czy może w pracy.
Andrzej Kisiel