W biurze Medical Aid for Poland Fund przy King Street w Londynie widać stos dokumentów. Starannie opisane teczki, a obok nich inne, jeszcze nie posortowane listy. Wszystkie, to apele i prośby o wsparcie. Tylko od stycznia tego roku do Medicalu (jak się potocznie mówi) wpłynęło z kraju ponad 300 próśb o pomoc.
Organizacja od roku 1981 świadczy pomoc medyczną dla ludzi, szpitali i organizacji w Polsce. Zbiera pieniądze na operacje, rehabilitację i leki. Bardzo często zwracają się do fundacji rodzice dzieci niepełnosprawnych, którzy potrzebują wsparcia finansowego. Stałym elementem finansowania są objęte osoby z cukrzycą. Jedna pompa insulinowa to koszt £2000, roczne utrzymanie takiej pompy to przeszło £1000.
Do fundacji przychodzi też bardzo dużo próśb o specjalistyczny sprzęt. Jeden wózek dla osoby niepełnosprawnej kosztuje około £2500. Nie mówiąc już o protezach, gdzie występuje wiele elektronicznych części. 40 tysięcy funtów to cena jaką trzeba zapłacić za protezę ręki – dla większości ludzi jest to niewyobrażalna suma.– Ostatnio otrzymaliśmy piękny list z podziękowaniem za naszą pomoc w wysokości £50. Nie chodzi tu o sumę, ale o sam fakt wyrażenia wdzięczności – zauważa prezes stowarzyszenia dr Bożena Laskiewicz.
Angażować się, walczyć, pomagać
Medical Aid for Poland przez 35 lat odprawiło do Polski 336 ciężarówek z pomocą medyczną. Pani Bożena w rozmowie z Tygodniem Polskim wspomina, jak wyglądały początki fundacji.
– Gdy rozkręcaliśmy wszystko w 1981 roku, 8 grudnia w Izbie Lordów Lord Harris of Greenwich zapytał, co Wielka Brytania robi, żeby pomóc Polsce. Wtedy doszedł okrężną drogą do nas list od Lecha Wałęsy. Lord Harris zaprosił mnie, abym mu doradziła w sprawie pomocy dla Polski – muszę przyznać, że on wszystko, co powiedziałam, to przeczytał w Izbie Lordów. Ówcześnie myślano, że potrzeba 5 lat na to, aby Polska wróciła do jakiejś równowagi – minęło 35 lat, a fundacja dalej jest potrzebna – mówi dr Laskiewicz.
Dzięki ciężkiej fizycznej pracy i wyrzeczeniom wielu wolontariuszy dzieło pomocy Polakom w kraju przetrwało i jest kontynuowane.
– Są takie małe szpitale jak Lubin w Dolnośląskim. Tam zawsze są potrzeby. Jak mówi dyrekcja, myśmy ich uratowali od zamknięcia. To pokazuje, że warto się angażować, walczyć, pomagać – opowiada.
Od kiedy Polska jest w Unii Europejskiej, Medical stracił dotację z rządu brytyjskiego. Takie wsparcie było zapewnione od czasów stanu wojennego w Polsce. Od 16 lat fundacja stara się prowadzić działalność zarobkową. Obecnie podstawą funkcjonowania fundacji jest sklep na Ealingu. Każdy zarobiony tam funt jest przesyłany do Polski. Niestety niedawno obok powstał „Primark”, co źle wpłynęło na zainteresowanie rzeczami ze sklepu charytatywnego.
Biuro w POSK-u to mały kącik, gdzie wolontariuszki doglądają formalności i spraw administracyjnych. W fundacji pracuje na co dzień ponad 30 osób, lecz to jest wciąż za mało. Pokolenie ludzi, którzy zaczynali dzieło Medical Aid for Poland Fund ma wciąż wiele zapału, lecz czasem brakuje im sił.
– Gdy byliśmy młodsi to skakaliśmy po paletach. A teraz odbija się to na kręgosłupie – uśmiecha się dr Laskiewicz.
Potrzeba młodych
W ciągu roku podejmowane są różne działania. Organizowane są zbiórki, kiermasze, spotkania i koncerty. Niestety liczba fundatorów fundacji w ostatnich latach bardzo zmalała.
– Jeszcze nie tak dawno ludzie samotni przepisywali na naszą fundację dom albo część majątku – wiedzieli bowiem, że działamy w słusznej sprawie. Wielu z nas zapomina o tym – mówi Maria Owsianka wieloletnia wolontariuszka. Jest to duży problem, ponieważ widać, że potrzeb jest coraz więcej, natomiast odzew ze strony rodaków pracujących w Wielkiej Brytanii jest coraz słabszy.
– Większość wsparcia pochodzi od ludzi, którzy udzielali się w harcerstwie. Młodszej krwi nie ma. Ale w zeszłą niedzielę odbył się lunch charytatywny – właśnie z inicjatywy młodych ludzi. Koszt wstępu był niewielki, zaledwie 10 funtów, można było wziąć udział w loterii, organizowane były zabawy dla dzieci. Odwiedziła nas pani Karolina Kaczorowska – dodaje dr Laskiewicz.
– Potrzeba nam ludzi młodych, którzy mają nowe pomysły. Za czasów stanu wojennego były przeprowadzane zbiórki i można było zbierać pieniądze w szczytnym celu. Dzisiaj ludzie myślą, że nie trzeba pomagać Polsce, bo przecież należy już do krajów Unii Europejskiej. Nic bardziej mylnego –zauważa pani Bożena.
Najbardziej ubolewa nad tym, że teraz młodzi ludzie mówią, że pracują, dlatego nie mają siły na to, żeby zaangażować się społecznie. W końcu nie zawsze przecież chodzi o pieniądze, czasem wystarczy ofiarować swój czas.
– A my przecież też pracowaliśmy! A nocami przesiadywaliśmy w zimnych magazynach, gdzie planowaliśmy transporty, pakowaliśmy ciężarówki z lekami, aby wysłać dary do Polski. Nas było stać na zryw – każdy coś robił na tyle, na ile mógł. Świat się bardzo zmienił. Nie wiem, jak można teraz zachęcić ludzi, aby przyszli nam z pomocą. Czy to w biurze cz w sklepie. Można przyjść czasem na kilka godzin, wystarczy raz w tygodniu. To dzieło nie może się skończyć razem z nami – apeluje prezes Medicalu.
Maciej Godzieszka