30 marca 2016, 09:00 | Autor: Piotr Gulbicki
Rotmistrz kawaleryjskiej pamięci

– To postać wybitna – mimo że nie był generałem, prezydentem czy premierem. Tacy ludzie tworzą formację kulturową – mówił prof. Grzegorz Łukomski. Bohaterem jego prelekcji był Zygmunt Godyń.

Inżynier-leśnik, żołnierz, publicysta. A przede wszystkim badacz i popularyzator historii polskiego oręża. Był częścią emigracyjnej kultury, z jego spuścizny obficie korzystają współcześni badacze wojskowości i dziejów emigracji. Rotmistrz Zygmunt Godyń przez wiele lat redagował kwartalnik „Przegląd Kawalerii i Broni Pancernej”, publikował też w innych polonijnych gazetach. Poruszał różne tematy – kampania wrześniowa, okres napoleoński, powstania narodowe…

Irena Godyń
Irena Godyń
Pisał recenzje, na przykład prac początkującego wówczas historyka Normana Daviesa, oraz polemiki. A jednocześnie udzielał się w organizacjach kombatanckich, z czasem zostając prezesem Kół – 6, a później 9 Pułku Ułanów.To były jego dodatkowe zajęcia. Praca zawodowa, trójka dzieci, utrzymanie rodziny – nie było łatwo wszystko pogodzić. Jednak w ten sposób realizował swoje niespełnione marzenia o karierze naukowej, a także poczucie tożsamości i więzi ze środowiskiem kombatantów.

Depozytariusz historii

Ma na koncie, jako autor i współautor, 24 książki i ponad 80 artykułów. Zakres badań prof. Łukomskiego jest szeroki, specjalizuje się między innymi w biografiach ciekawych osób. Najnowszy owoc tych zainteresowań, książka „Ułan i strażnik kawaleryjskiej pamięci. Rotmistrz Zygmunt Godyń 1910-1979”, ukazała się drukiem kilka miesięcy temu. Teraz ten historyk z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu przyjechał do Londynu, żeby przybliżyć i przypomnieć polonijnej społeczności postać bohatera swojej publikacji.

– Po 1989 roku, czyli tak zwanej transformacji, biografistyka zyskała w Polsce nową rangę. Przedtem jako część badań historycznych nie była zbyt ceniona, a wręcz przeciwnie – komuniści rugowali z dziejowych annałów nazwiska i postacie, negując ich wpływ na bieg zdarzeń. A prawda jest taka, że to ludzie tworzą historię, a nie polityczny demiurg czy, jak mawiano w czasach PRL, obiektywny proces dziejowy – mówi prof. Łukomski.

Historię tworzył też, a raczej był jej depozytariuszem w emigracyjnych realiach, Zygmunt Godyń. Jak podkreśla dzisiejszy prelegent, to postać wybitna – mimo że nie był generałem, prezydentem czy premierem. Jednak to właśnie ludzie tacy jak on kształtują formację kulturową. Rotmistrz nie wyróżniał się z tłumu, a dokonał rzeczy wielkich.

Po zakończeniu II wojny światowej znalazł się na brytyjskiej ziemi, o powrocie do rządzonej przez komunistów Polski nie było mowy. Zostawił w kraju matkę i pierwszą żonę i zaczął budować życie na nowo. Jego dyplom inżyniera-leśnika w tutejszych realiach nie miał żadnej wartości, dlatego zatrudnił się jako robotnik leśny w szkockich lasach, a w 1951 roku przyjechał do Londynu, gdzie imał się różnych rzeczy – między innymi pracował w księgarni Orbis i jako pomocnik nauczyciela biologii w szkole. Nigdy nie przyjął brytyjskiego obywatelstwa, do końca życia pozostał bezpaństwowcem, człowiekiem wiernym ideałom wyniesionym z rodzinnego domu.

Podporucznik ornitolog

„Pokolenie Rzeczypospolitej Niepodległej. Rotmistrz Zygmunt Godyń” – taki tytuł nosi dzisiejsze spotkanie. Czwartkowe popołudnie, Biblioteka Polska POSK w Londynie, duch historii wypełnia pomieszczenie. Prof. Łukomski opowiada o życiu dzisiejszego bohatera. Urodził się w 1910 roku w małej miejscowości Stara Wieś. Tam się wychował, a pograniczna ziemia na Pogórzu Śląskim, wówczas administracyjnie należąca do Austro-Węgier, ukształtowała jego osobowość. Ukończył gimnazjum w Bielsku-Białej, po czym rozpoczął studia zoologiczne na Politechnice Lwowskiej. Kochał przyrodę, był świetnym ornitologiem, pisał nawet na ten temat artykuły do specjalistycznych periodyków. A równocześnie odbył obowiązkową służbę wojskową – w Szkole Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu. To była prawdziwa kuźnia kadr kawalerzystów, ułanów, szwoleżerów. Tam kultywowano piękne tradycje związane z etosem polskiej jazdy konnej, przez wieki rozsławiającej Rzeczpospolitą w całej Europie. Po zakończeniu szkolenia i odbyciu ćwiczeń Zygmunt uzyskał stopień podporucznika rezerwy.

– Był człowiekiem wolnym i niezależnym. Miał specyficzną naturę – nieokiełznaną, powiedziałbym Kmicicową. W związku z tym studia trochę mu się przedłużyły, natomiast po obronie dyplomu pracował na uczelni jako asystent – opowiada prof. Łukomski.

W nici wywiadów

Jest rok 1939, niemiecki atak na Polskę rozpoczyna II wojnę światową. Wydarzenia toczą się szybko – Godyń w szeregach Kresowej Brygady Kawalerii i Armii Łódź walczy w kampanii wrześniowej, a potem przekracza granicę węgierską, gdzie zostaje internowany. Stamtąd przedostaje się do Francji, a po jej kapitulacji – do Wielkiej Brytanii. Przebywa w obozie pod Edynburgiem, by z czasem trafić do Szkoły Oficerów Wywiadu w Londynie. Po jej ukończeniu, już w stopniu porucznika, zostaje wysłany do Lizbony na placówkę wywiadowczą. Portugalska stolica była bardzo ważnym punktem na mapie wojennej Europy, splatały się tam nici różnych wywiadów. Godyń realizował różne ryzykowne zadania, między innymi organizował przerzuty polskich żołnierzy do Wielkiej Brytanii. Sam na Wyspy wrócił  po zakończeniu wojny, w 1945 roku, i podobnie jak 120 tysięcy oficerów i żołnierzy został wcielony do Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia, formacji utworzonej dla tych, którzy nie chcieli, mimo nalegań Brytyjczyków, jechać do rządzonego przez komunistów kraju.

Kochanka i kawaleria

Zdjęcia, dokumenty, dawne czasy. Jerzy Godyń, syn Zygmunta, pokazuje slajdy z rodzinnego archiwum dotyczące jego ojca. A żona zmarłego w 1979 roku rotmistrza, Irena, z nostalgią wspomina męża.

– Kochał przyrodę, wszystko co żyje. Jak sąsiedzi pytali co przygotowuje na ślimaki to mówił, że sieje sałatę. Życie z nim było nieustającym uniwersytetem, ciągle się czegoś nowego uczyłam. Interesował się też muzyką, no i oczywiście historią. Ta ostatnia z czasem pochłonęła go, z mojego punktu widzenia, nawet przesadnie. Raz, kiedy wybierał się by zbierać kolejne relacje do „Przeglądu”, pół żartem pół serio powiedziałam, że wolałabym, żeby miał kochankę, bo wiedziałabym jak z nią walczyć. A z kawalerią nigdy nie wygram – opowiada pani Irena.

W 1962 roku Zygmunt Godyń został przez gen. Władysława Andersa mianowany na rotmistrza. Kolejnych awansów nie przyjmował bo twierdził, że właśnie rotmistrz jest najbardziej polskim stopniem…

Piotr Gulbicki

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Piotr Gulbicki

komentarze (0)

_