Marianna Bukowski miała niecałe cztery lata jak wyjechała z Polski. Mimo to nie zapomniała o swoich korzeniach. Co więcej, w ramach swojej kariery filmowej propaguje polską historię i bohaterów.
Jej najwcześniejsze wspomnienia to moment, gdy na lotnisku w Warszawie wraz z mamą odprawiała się na lot do Szwecji. Opuszczały kraj z dwoma walizkami.
– Moja maskotka, Kot w butach, nie zmieścił się do walizki. Musiałyśmy go przymocować pasami do bagażu. Bardzo się martwiłam, że będzie podróżował sam i że się zgubi. Jednak był bardzo dzielny. Mam go do tej pory – uśmiecha się.
To była olbrzymia zmiana, której jako małe dziecko nie była w stanie pojąć. Było ciężko. Ojciec Marianny dołączył do nich dopiero kilka lat później, więc na początku były zupełnie same. Często się przeprowadzały, Marianna zmieniała szkoły. Ale szybko nauczyła się języka. W zasadzie nawet nie pamięta, żeby się go uczyła. Posługuje się nim, jakby się urodziła w Szwecji. Tylko nazwisko ją wyróżniało na tle innych dzieci. Ale nigdy nie uważała tego za coś złego, wręcz przeciwnie, lubiła bycie outsiderem.
– Moi rodzice osiedlili się w końcu na wyspie pod Sztokholmem. Wciąż tęsknię za pływaniem w morzu. Brakuje mi też mojego brata, który mieszka w Szwecji. Jest mi bardzo bliski – dodaje.
Szwecja stała się drugim domem Marianny, ale jej rodzina nigdy nie zapomniała o ojczyźnie targanej wewnętrznym konfliktem.
– W czasie stanu wojennego dużo mówiło się o Polsce i „Solidarności” w wieczornych wiadomościach. A gdy było bardzo źle pakowałyśmy jedzenie i wysyłałyśmy paczki – tłumaczy.
Do Londynu przez Nowy Jork
Jak podkreśla, zawsze była marzycielką. Od wczesnych lat kochała film, szczególnie stare kino hollywoodzkie, klasyki z lat 40. i 50., dzieła takich reżyserów jak Elia Kazan, George Stevens, Billy Wilder, Mankiewicz, Hitchcock.
– Pamiętam, jak pierwszy raz obejrzałam „Dobry, zły i brzydki”. Miałam wtedy 7 lat i pomyślałam: „To jest fantastyczne!” Teraz zastanawiam się, jak mogłam cokolwiek zrozumieć z tego filmu jako mała dziewczynka, niemniej jednak miał on na mnie olbrzymi wpływ. Pamiętam, jak później rysowałam sceny z tego filmu – to był mój pierwszy scenorys – opowiada.
Ale idea robienia własnych filmów wydawała jej się tak daleka i nieosiągalna, że nawet jej nie rozważała na poważnie. Zamiast tego zaczęła uczęszczać na zajęcia teatralne po szkole.
– To było jak tworzenie nowej rzeczywistości, tyle że bez drogiego sprzętu technicznego. Jako nastolatka zaczytywałam się też w Czechowie i w Sartrze – wymienia.
Na studia Marianna zdecydowała się wyjechać do Nowego Jorku.
– To, skąd pochodzisz, jest bardzo ważne, ale innym ważnym pytaniem jest – dokąd zamierzasz. A ja tęskniłam do świata! – wyznaje.
W wieku 22 lat została przyjęta do jednej z najlepszych szkół aktorskich w Nowym Jorku. To było jej spełnienie marzeń.
– Odkąd byłam nastolatką ciężko pracowałam, aby odłożyć pieniądze na przeprowadzkę. Czułam się szczęśliwa, gdy każdego poranka wychodziłam z mojego małego pokoiku przy East 34 Street i szłam wzdłuż Piątej Alei na zajęcia do The Neighborhood Playhouse. To był wspaniały czas, bardzo twórczy – opowiada.
Mimo to Marianna zdecydowała się na powrót do Europy, aby być bliżej rodziny. Postanowiła spróbować swoich sił w Londynie.
– Czułam, że jako aktor mam mały wpływ na to, jak się pracuje nad filmem i jak projekt wygląda w całości. Chciałam realizować własne pomysły wizualne, na tematy, które są dla mnie ważne – stwierdza.
W służbie polskiej historii
Marianna zatrudniła się w telewizji na stanowisku asystentki jednego z dyrektorów programowych w Discovery. Po roku zaczęła się uczyć montażu i zaproponowano jej przygotowanie materiałów promocyjnych.
– To była jedna z najbardziej kreatywnych prac w telewizji, pozwalająca na konceptualne rozwijanie idei, co mi się bardzo podobało – mówi.
Potem pracowała 5 lat jako producent kreatywny w History Channel, w którym przygotowała kilka dokumentów na temat polskiej historii. Była jednym z producentów serii „Heroes of War: Poland”, który został wyemitowany w ponad 40 krajach, a tym także w TVP1.
– Jestem szczególnie dumna z odcinku „Enigma” na temat wkładu polskich matematyków w rozszyfrowanie niemieckiego kodu w 1932 roku – akcentuje.
Obecnie na co dzień współpracuje z Channel 4. W miarę czasu i możliwości realizuje też własne projekty. Jednym z nich jest film dokumentalny „Portret Żołnierza” – poruszający obraz powstania warszawskiego oczami jednej z uczestniczek.
– Ta historia jest mi bardzo bliska. Wanda Traczyk-Stawska, bohaterka filmu, twierdzi, że mimo iż jestem innym pokoleniem, mam szczególną wrażliwość do tego tematu… Przy czym, ja myślę, że to po prostu mój obowiązek. Ci, którzy walczyli w powstaniu nieubłagalnie odchodzą, to ostatni moment, aby dzięki nim cofnąć się w czasie. Ludzie denerwują się, że historia Polski jest tak mało znana poza jej granicami. Zamiast tracić energię na negatywne reakcje, zadałam sobie pytanie: Skoro to jest dla mnie ważne, to co mogłabym zrobić? Dlatego postanowiłam zrobić coś pozytywnego, stworzyć coś nawet niewielkimi środkami. Jednocześnie czuję się bardzo wdzięczna, że Wanda zaufała mi i podzieliła się ze mną swoją historii – opowiada.
Muzykę do filmu skomponował Wayne Urquhart, a Dean Wyles z ENVY Post Production zajął się montażem.
– Jestem bardzo wdzięczna, że osoby, które nie mają żadnych polskich koneksji, zgodzili się wesprzeć mój projekt – podkreśla reżyserka.
Marzeniem film o II Korpusie
Dla Marianny największą radość w robieniu filmów sprawia proces: od pomysłu, który istnieje tylko w jej głowie, do gotowego projektu, który wizualizuje opowieść, staje się czymś namacalnym.
– W tym samym czasie czuję na sobie wielką odpowiedzialność, zwłaszcza gdy pracuję nad trudnym tematem, jakim są osobiste wspomnienia weteranów wojennych – wyznaje.
Marianna chciałaby robić więcej filmów na temat polskiej historii.
– Jednym z moich marzeń jest aby zrobić film o II Korpusie Andersa. To wspaniała, epicka historia. Ale mieć pomysł to dopiero początek. Najtrudniejszą częścią jest realizacja, przede wszystkim znalezienie funduszy. Mój pierwszy film zrobiliśmy zupełnie sami i sama go finansowałam. Mam nadzieję, że z każdym kolejnym będzie może trochę łatwiej znaleźć producenta i pieniądze na jego realizację – tłumaczy.
Następny film, który ma nadzieję zrealizować, również będzie bazował na polskiej historii, ale koncepcja będzie zupełnie inna.
– Planuję wziąć trochę wolnego latem, aby mieć czas na napisanie scenariusza. Historia będzie oparta na faktach, jednak będzie to film fabularny – zdradza.
Polka z wyboru
Marianna świetnie mówi po polsku i czuje się Polką, choć rodzice w żaden sposób nie wymuszali na niej poczucia przynależności narodowej. Chcieli, aby myślała niezależnie.
– Jak podrosłam, sama nauczyłam się czytać po polsku, aby móc czytać polskie książki. Zawsze kochałam historię i czułam silną więź z Polską i dziedzictwem mojej babci, która przeżyła powstanie warszawskie. Jestem niezmiernie szczęśliwa, że urodziłam się w kraju i w mieście, który ma tak bogatą, choć niekiedy trudną historię. To bardzo inspirujące. Los sprawił, że przyszło mi żyć w innych państwach, ale moje serce, dokądkolwiek się udam, zawsze będzie polskie – przekonuje.
W czasie pracy nad ostatnim filmem spędziła sporo czasu w Polsce, dlatego przeszło jej przez myśl, że może mogłaby tam wrócić. Czasami też myśli o powrocie do Szwecji.
– Ale jak na razie Londyn wciąż jest miejscem, w którym mogę się najlepiej rozwijać w tym, co robię – sumuje.
Magdalena Grzymkowska