Przez prawie 200 lat od roku 1714 do 1912 Geffrye Almshouses były schroniskiem dla ubogich, biednych i starych ludzi. Mieszkało tutaj zwykle około 50 osób. Fundatorem schroniska był bezdzietny, bogaty kupiec Sir Robert Geffrye, dla którego Almshouses były sposobem na pożyteczne wykorzystanie pozostawionej fortuny. Dzięki niemu wiele osób miało zapewnioną spokojną i bezpieczną starość, co nawet w dzisiejszych czasach jest przedmiotem naszych marzeń i planów.
Sześć worków węgla
Od samego początku na zamieszkanie w Geffrye Almshouses było więcej chętnych niż miejsc. Niektórzy starali się lata całe o pokój z małą pensyjką, rocznym przydziałem jednego ubrania lub sukni, oraz sześciu worków węgla do ogrzewania i gotowania. Nic też dziwnego, że warunki przyjęcia były bardzo wygórowane. Starający się musiał być nieposzlakowanej opinii (potwierdzonej przez świadków), bardzo religijny, „kulturalny w mowie i obejściu”. Wymagano, by wszyscy mieszkańcy obowiązkowo uczestniczyli w niedzielnej mszy, nigdy nie zostawali na noc poza Almshouses – bramy zamykano o już o godzinie siódmej zimą, absolutnie nie przeklinali, oraz nie urządzali imprez a szczególnie awantur… Za wszystkie te przekroczenia karano ich grzywną lub też usunięciem z Almshouses. Zarządzaniem zajmował się ksiądz oraz matrona od spraw gospodarczych. Mieszkańcy musieli sobie radzić sami lub wzajemnie pomagać w noszeniu wody z pompy, zakupach, i innych pracach. Każdy pokój był kompletnym miejscem zamieszkania pary, lub jednej osoby. Spanie, gotowanie i ogólne spędzanie czasu odbywało się w tej jednej przestrzeni. XIX wiek przyniósł nieznaczne polepszenie warunków, ale okolice Shoreditch były już przeludnione i o złej reputacji. W Almshouses znalazły wtedy schronienie głównie kobiety. Najczęściej były to guwernantki, osoby z klasy nieokreślonej, panny, o które zatrudniający znacznie mniej troszczyli się niż o starych służących. Samotne, ubogie, wykształcone nie miały szansy nawet na niewielką pensyjkę z domów gdzie uczyły. Dożywały więc często swoich dni w różnych charytatywnych instytucjach, otoczone skromnymi pamiątkami dworskiego życia. W roku 1908 grunty w okolicy Almshouses stały się bardzo pożądane i drogie. Organizacja charytatywna będąca właścicielem schroniska, uznała je za nierentowne i niepotrzebne. Mimo protestów budynki sprzedano. Na szczęście dzięki publicznej debacie Almshoses zakupił Zarząd Miasta Londynu i dzięki temu ich nie wyburzono. Zachowano publiczne ogrody wokół domów i rozpoczęto realizację nowego projektu. W roku 1914 otwarto drzwi dla zwiedzających nowe muzeum: The Geffrye Museum of the Home. Znajdziemy je tuż przy stacji Hoxton we wschodniej części Londynu.
Jak klasa średnia rosła w siłę
To ciekawe muzeum obejmuje 400 lat historii, od roku 1600 do dziś. Są to właściwie dzieje klasy średniej: wzrostu jej znaczenia i wpływu. Każdy pokój niegdysiejszego pensjonariusza Almshouses został przerobiony na „salon” czy też pokój reprezentacyjny. Pierwszy z nich jest wyłożony zdobną, dębową boazerią, typową dla owych czasów, z 1630 roku. Główne miejsce zajmuje palenisko i stół, przy którym prowadzono interesy oraz jadano posiłki. Jest tam niewiele ozdób i wyposażenie bardzo skromne. Początkująca klasa średnia uważała by nie równać się z arystokracją i jej umiłowaniem zbytku, rzeczy niepotrzebnych, choć ładnych. Kolejny pokój z XVII wieku ma już więcej przedmiotów, ściany zdobią rodzinne portrety, a krzesła są wyściełane haftowanymi obiciami. Pojawiają się również malowane, zdobione naczynia, niekoniecznie praktyczne. Modne są bardzo lustra. Klasa średnia zaczyna zwracać większą uwagę na strój i wygląd. Lustra rozjaśniają też oświetlone świecami wnętrze. Pokój z 1745 to już typowy pokój reprezentacyjny. Specjalne pomieszczenie do przyjmowania gości gdzie prowadzono rozmowy, grano w karty oraz zjadano rodzinne posiłki. Pojawia się też specjalny stolik do picia najnowszych napoi: modnej herbaty, kawy i czekolady. Wraz z tym zwyczajem przybywa coraz to bardziej wyrafinowanej porcelany. Początkowo bardzo drogiej z Chin, potem tańszej, rodzimego wyrobu. Wiek XVIII to coraz większy wpływ klasy średniej na gospodarkę i życie socjalne. Pojawiają się dywany, oraz słynne meble Thomasa Chippendale, eleganckie i praktyczne. W rogu pokoju stoi już biureczko do przechowywania i pisania dokumentów handlowych. Wyposażone jest w zamek- ponieważ klasa średnia zaczęła już zatrudniać służbę, osoby obce, przed którymi należało chronić rzeczy cenne i wartościowe.Salon zdobny i bogaty
Kolejny salon z roku 1830 to coraz bardziej śmiałe pokazywanie bogactwa, w postaci przedmiotów niepraktycznych i pięknych. Styl mebli jest coraz bardziej wygodny, dekoracyjny a panie domu chętnie obwieszają ściany swoimi haftowanymi dziełami i serwetkami. Czasy wiktoriańskie, to złoty wiek klasy średniej. Salony są wypełnione po brzegi obrazami, porcelaną, figurkami i tkaninami. Nad kominkiem obowiązkowo wisi duże lustro a półeczka jest zastawiona przeróżnymi kuriozami. To je gość miał podziwiać, ale i jednocześnie miały one ułatwić nawiązanie konwersacji. Pojawia się kolejny, niezbędny sprzęt: stół do pisania – davenport. To dlatego, że usługi pocztowe stały się tanie i dostępne dla większości klasy średniej. Przy stole pisano nie tylko listy, ale też układano listy gości, sprawunków, jadłospisy. Panie domu wypisywały rachunki oraz zaproszenia i bileciki. Davenport stał się wręcz niezbędny. Wraz z pojawianiem się artystycznego ruchu Arts and Crafts, zmienia się znów styl wnętrza. Tym razem na „romantyczno-pałacowy” z ozdobami inspirowanymi nie tylko tradycją, ale i wpływami arabskimi i japońskimi. W roku 1850 Kraj Kwitnącej Wiśni otworzył się na świat i od razu zawojował swoją stylistyką salony Europy. Ale to już ostatni okres maksymalnego wypełniania wnętrz salonów. Przestrzeń miejska jest coraz mniejsza, znikają pokoiki służby (jest dochodząca), salony kurczą się, a zamiast kominka, wokół którego gromadziła się rodzina i goście, pojawia się radio i gramofon, zastąpione dziś telewizorem. To on był i jeszcze jest (choć nie tak bardzo) teraz centralnym punktem pokoju gościnnego. Wnętrza kończą się w latach 1990-siątych. I nic dziwnego, gdyż coraz bardziej zmniejszone pokoje, brak centralnego punktu: stołu, telewizora sprawiają, że salon jako taki, w zasadzie przestaje istnieć. Siedzimy przy osobnych komputerach, spotykamy się w restauracjach, w biegu pijemy kawę i herbatę. Muzeum Geffrye pozwala nam uświadomić sobie, że coraz bardziej odchodzimy od tradycyjnego modelu domu, a w tym i rodziny. Piękno i niepowtarzalność codziennych przedmiotów jest zastąpione wyrobami masowymi, prostymi, funkcjonalnymi bez gustu i stylu. Nie wiadomo czy powstanie „salon” milenijny. Jeśli tak to nie będzie to miejsce ani przytulne, ani zorientowane na gości…Anna Sanders