26 kwietnia 2016, 09:30
Długowieczne „stracone pokolenie”

„Jesteście straconym pokoleniem” – powiedziała w rozmowie z Ernestem Hemingwayem Gertruda Stein. Pisarzowi to określenie spodobało się. Użył je w powieściach „Słońce też wschodzi” i „Pożegnanie z bronią”. I termin się przyjął. Tym „straconym pokoleniem” byli młodzi ludzie, którzy w dorosłe życie weszli pod koniec pierwszej wojny światowej.

Używano tego terminu także później, a sprecyzował je Samuel Heynes, urodzony w 1924 r. autor książki „The Soldiers’ Tale”, w odniesieniu do kolejnej wojennej generacji: „Stracone nie oznacza zaginione, ale zdezorientowane, poszukujące, zagubione. Przymiotnik ten tradycyjnie służy podkreśleniu zamieszania, braku celu życiowego u osób które przetrwały wojnę.”

Czy rzeczywiście pokolenie, które dorastało podczas II wojny światowej, a w dorosłe życie wchodziło tuż po jej zakończeniu, jest w tym sensie stracone? W moim przekonaniu to nieporozumienie. To w większości życiowi „twardziele”. Potrafili zmagać się z trudnościami życia podczas wojny, a później budować przyszłość dla siebie i swoich rodzin.

Spójrzmy na tych, którzy jak Elżbieta II, kończą w tym roku 90 lat. Gdy wybuchła wojna, byli dziećmi. Szybko jednak przyszło im dorastać. Jeśli nawet nie byli ofiarami wojny, to wielu tych 13-latków musiało podjąć pracę, by wspomagać rodzinę. Chłopcy często jeszcze bez ukończeniem 18 lat zgłaszali się do wojska. Dziewczęta szły do pracy w sklepach, szpitalach, fabrykach. Było to pierwsze pokolenie kobiet, które masowo poszło do pracy. I po skończeniu wojny nie zamierzały wrócić do domu. Wiele z nich zrobiło życiową karierę. Zaledwie o pół roku starsza od brytyjskiej królowej była Margaret Thatcher

Z roku na rok przybywa na świecie długowiecznych. Najwięcej jest ich w Japonii – na 100 tys. mieszkańców tego kraju aż 1350 przekroczyło dziewięćdziesiątkę. Na dalszych miejscach znajdują się kraje europejskie: Szwecja, Włochy, Francja, Hiszpania, Norwegia i Wielka Brytania. W ciągu ostatnich trzydziestu lat nastąpił w Wielkiej Brytanii trzykrotny przyrost osób, które skończyły 90 lat. Obecnie jest ich ponad 500 tys. W większości są to kobiety – stanowią 70 proc. tej populacji.

Zwłaszcza w zimie czyta się artykuły o starych ludziach, którzy umierają z zimna, bo nie stać ich na ogrzewanie mieszkań, o okrutnych opiekunach, o służbie zdrowia nie przygotowanej do radzenia sobie ze starzejącym się społeczeństwem, wymagającym nie tylko pomocy lekarskiej, ale najzwyklejszej opieki. To opowieści zawstydzające dla bogatego, brytyjskiego społeczeństwa. Czy rzeczywiście tym najstarszym żyje się tak źle?

Z pewnością większość nie cierpi takiej biedy, jaka towarzyszyła ich rodzicom, gdy dożywali podeszłego wieku. Nie są to jednak w większości ludzie zamożni. Jak wynika z badań przeprowadzonych rok temu zaledwie 28 proc. osób powyżej 65 roku życia uważa, że ich standard życiowy jest dobry, a aż 46 proc. ocenia go źle. Jednak nie brak pieniędzy jest największym problemem, a samotność – skarży się na nią 60 proc. osób starszych. Jak twierdzą eksperci, samotność źle wpływa na stan zdrowia; to równowartość wypalania dziennie 15 papierosów. Osoby samotne częściej wpadają w depresję, cierpią na wysokie ciśnienie krwi, a także wcześniej dotyka je demencja.

Nie należy sądzić, że osoby w wieku emerytalnym są tylko obciążeniem dla społeczeństwa – wielu z nich nadal pracuje i wnoszą do gospodarki brytyjskiej ok. 61 mld funtów rocznie w postaci pracy zawodowej, charytatywnej i opieki nad innymi. To także osoby, które częściej niż młodzi biorą udział w wyborach. Nic dziwnego, że z roku na rok politycy, przynajmniej w przemówieniach i wyborczych programach, coraz więcej miejsca poświęcają najstarszym.

Z pewnością do grupy pracujących emerytów należy królowa Elżbieta II. Pomimo zaawansowanego wieku ma wiele oficjalnych wydarzeń, w których jako głowa państwa musi uczestniczyć. Nawet w dni swoich urodzin królowa wypełniała swoje obowiązki. I nie wynika to z finansowych konieczności – jest przecież jedną z najbogatszych kobiet na świecie, ale z poczucia obowiązku. To także charakterystyczne dla jej pokolenia: nie rozumieli takich wyrażeń, jak „nie chce mi się”. Poczucie obowiązku determinowało ich działalność wobec najbliższych, społeczności lokalnej i wobec państwa. Wychowali się w świetle wspomnień swoich rodziców o grozie I wojny światowej. W dzieciństwie jedną z zasadniczych metod wychowawczych było kształtowanie charakteru. Sprawdzili się jako ludzie z charakterem podczas drugiej wojny światowej i później, gdy przyszło zrujnowany wojną świat dźwigać z ruin. Chwała im za to.

Julita Kin

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Julita Kin

komentarze (0)

_