29 kwietnia 2016, 13:00 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Brexit w Ognisku sporu

 

To było spotkanie pełne emocji – w Ognisku Polskim starły się dwa obozy: zwolenników i przeciwników wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. W zbliżającym się referendum Brytyjczycy zadecydują nie tylko o własnej przyszłości, ale także o losie milionów imigrantów mieszkających na Wyspach. Jednak ci, którzy prawdopodobnie najdotkliwiej odczują skutki opuszczenia struktury unijnych przez Zjednoczone Królestwo, głosu w tych wyborach nie mają. Z myślą o nich organizacja United Poles zorganizowała debatę, która miała przybliżyć obywatelom europejskim mieszkających w Wielkiej Brytanii ewentualne scenariusze tego, co może się wkrótce wydarzyć.

Prof. Catherine Barnard, James Dixon, Agata Dmoch, John Longworth, James Fearnley
Prof. Catherine Barnard, James Dixon, Agata Dmoch, John Longworth, James Fearnley
– 24 czerwca w Wielkiej Brytanii nic dramatycznego się nie stanie. Proces zmian po ewentualnym wyjściu Zjednoczonego Królestwa ze Wspólnoty potrwa co najmniej dwa lata – tyle będzie trwało podpisanie wszystkich niezbędnych porozumień w tej sprawie, a także wypracowania modelu współpracy z krajami członkowskim – zaznaczyła prof. Catherine Barnard z Cambridge University, specjalistka prawa europejskiego w katedrze prawa.

– Jak ta współpraca miałaby wyglądać? Trudno przewidzieć, ponieważ jest to sytuacja bezprecedensowa. Unia nie ma obowiązku traktować w szczególny sposób kraje, które nie należą do jej struktur. Naiwnie jest myśleć, że Wielka Brytania będzie miała z tego tytułu jakiekolwiek przywileje – podkreśliła Barnard, dodając, że skutki odczują nie tylko Brytyjczycy mieszkający w kraju, ale też obywatele Zjednoczonego Królestwa przebywający na stałe w innych krajach Europy.

W dyskusji udział wzięli także James Dixon, adwokat z No5 Chambers, James Fearnley dyrektor Business for New Europe oraz John Longworth, przewodniczący Business Council of Vote Leave, były dyrektor generalny British Chamber of Commerce. Każdy z panelistów przedstawił swoje stanowisko. Argumenty obu stron czytelnicy „Tygodnia Polskiego” dobrze znają z naszej rubryki „Co myślicie o Brexicie” i także podczas tego wydarzenia kilka z nich się powtórzyło. Prof. Barnard w swoich sądach pozostała najbardziej wyważona i obiektywna. Dixon i Fearnley zdecydowanie opowiadali się za pozostaniem w strukturach unijnych.

– Pozostając w Unii mamy uprzywilejowaną pozycję. Unia jako twór ponadpaństwowy nigdy nie będzie idealna, ale opuszczając ją ryzykujemy dobrobyt i nasze wpływy w globalnej polityce i gospodarce – tłumaczył Fearnley.

Jego proeuropejskie postulaty przeciwstawione zostały argumentom Longwortha, który w dużej mierze odwoływał się do emocji. – Unia nie jest nam do niczego potrzebna, możemy współpracować z partnerami na całym świecie, z którymi Wielka Brytania utrzymuje kontakty od setek lat, zanim powstała Unia Europejska – stwierdził, wywołując oklaski.

Innym aspektem była drażliwa kwestia imigrantów zarobkowych. – Nie mamy wątpliwości, że imigranci z Europy mają niebagatelny wpływ na wzrost brytyjskiej gospodarki. Nie zapominajmy jednak o ważnym czynniku demograficznym. Ci ludzie nie będą pracować do śmierci, już wkrótce przejdą na emeryturę. Koszt ich utrzymania, dostępu do służby zdrowia i świadczeń społecznych to duże obciążenie dla budżetu państwa – dowodził Longworth.

Fearnley poczuł się w tym momencie wywołany do tablicy. – Czy nie po to właśnie przez te wszystkie lata pracy płacili podatki? To jest to, co im się w świetle prawa należy. Jeżeli w budżecie nie będzie pieniędzy na wypłacenie emerytur dla nich, to będzie świadczyło o niegospodarności w zarządzaniu budżetem. Poza tym jestem przekonany, że Brexit nie spowoduje zahamowania przepływu Europejczyków na Wyspy, a tylko zwiększy niepotrzebną biurokrację, z którą tak silnie walczą zwolennicy wyjścia z Unii – argumentował Fearnley.

Dalsza zażarta dyskusja toczyła się praktycznie między tymi dwoma prelegentami, którzy w umiejętny sposób żonglowali argumentami – nie tylko swoimi, ale też oponenta.

6 pensów dziennie

Był też czas na pytania ze strony publiczności. Collin, który na debatę przyjechał aż z Bournemouth, zapytał wprost: „Co jeśli Turcja wejdzie do Unii Europejskiej i wszyscy islamiści przyjadą do Europy, a następnie nas wymordują?”.

Pytanie wywołało niekrytą konsternacją nawet u eurosceptycznego Longwortha. – Poza Schengen także ludzie mogą podróżować – powiedział z przekąsem. Prof. Barnard dodała, że mimo że Turcja stara się o wejście do Unii od 1961 roku, raczej to w najbliższym czasie nie nastąpi.

– Poza tym kontrola granic w ramach Unii jest lepsza. W Zjednoczonej Europie jesteśmy po prostu bezpieczniejsi – kwitował Fearnley.

David Bradley chciał wiedzieć, w jaki sposób biznesmeni mogą skorzystać na wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii. – Będą sobie tak samo świetnie radzili, jak przedsiębiorcy z Norwegii, Islandii i Szwajcarii – przekonywał Longwortha. Fearnley argumentował natomiast, że owszem, można tak handlować, np. z Chinami, jak robi to Szwajcaria, ale rozłożenie siły jest nieadekwatne.

– To jest układ jednostronny – akcentował. Fearnley w przeciwieństwie do swojego głównego przeciwnika swoje racje popierał szeregiem liczb i statystyk przemawiających do wyobraźni. – Ciągle się mówi o tym, ile to Wielka Brytanii wkłada do budżetu europejskiego, z którego dotacje później trafiają do innych państw. Tymczasem jest to ok. 1% budżetu. W przeliczeniu na mieszkańca to jest 6 pensów dziennie. Myślę, że to jest rozsądna cena za bycie częścią jednej z najpotężniejszych organizacji międzynarodowych – dodał. Podał także szereg przykładów firm, które swój model biznesowy oparły o status, jaki daje Zjednoczonemu Królestwu obecność w strukturach unijnych.

– Na przykład easyJet, firma, która zrewolucjonizowała sposób, w jaki podróżujemy po Europie. Dzięki temu przewodnikowi transport lotniczy jest ok. 40% tańszy. Gdyby nie Unia, te linie lotnicze nie działałyby tak sprawnie jak teraz – przekonywał.

Głos zabrał także przedstawiciel European Chamber of Commerce w Szanghaju, który zwrócił uwagę, że obecnie instytucje krajów członkowskich mogą korzystać z doświadczenia wysoko wykwalifikowanych europejskich negocjatorów, którzy pomagają przy nawiązywaniu kontaktów biznesowych i zawieraniu umów międzynarodowych. W momencie Brexitu Brytyjczycy będą musieli to robić indywidualnie.

Hear, hear!

Monika Lang zastanawiała się, czy Brytyjczycy faktycznie wiedzą, co to znaczy Brexit. – To katastralna klęska systemu edukacyjnego na Wyspach. Ludzie bardzo mało wiedzą na temat Unii Europejskiej. W USA dzieci od najmłodszy lat uczą się geografii kontynentu amerykańskiego, na ścianach klas wisi konstytucja, wszyscy znają swoje prawa i obowiązki. U nas tego niestety nie ma – ubolewała prof. Barnard.

Na koniec padło jeszcze pytanie o Szkocję, na które odpowiedział Dixon, który się tam wychował. – W ostatnim referendum jednym z głównych argumentów dla pozostania w Unii Brytyjskiej, było to, że w przeciwnym wypadku Szkocja znalazłby się nagle poza Unią Europejską. Wyborcy, którzy głosowali właśnie dlatego za pozostaniem częścią Zjednoczonego Królestwa, mogą czuć się oszukani – skwitował adwokat.

Dla niektórych spotkanie przy Exhibition Road było okazją nie tyle do zadawania pytań, co na wygłaszanie własnych oświadczeń, z czym konsekwentnie walczyła prowadząca debatę Agata Dmoch. Prof. Ingird Detter, wykorzystując okazję, promowała swoją książkę „Suicide of Europe”.

– Unia nie jest tym, czym miała być. Kiedyś bywam bardzo proeuropejska, pracowałam w komisjach europejskich, ale teraz namawiam wszystkich do głosowania: „Leave!”, „Vote, leave!” – skandowała, nazywając Unię „coruppted, bossy, Big Brother’s club”, wzbudzając okrzyki „Hear, hear!” Ta sytuacja dobrze zobrazowała nastrój, jaki tego wieczora zapanował w polskim klubie.

Referendum już za niecałe dwa miesiące. Sondaże wciąż nie dają nam jasnego obrazu, jak Brytyjczycy będą głosować. Różnice pomiędzy przeciwnikami a zwolennikami Brexitu wahają w granicach błędu statystycznego (od 1 do 4 punktów procentowych). A o wyniku, jak zawsze w takich wypadkach, zadecyduje to, w jaki sposób obie strony zmobilizują się do głosowania. A jeżeli atmosfera będzie tak gorąca, jak do tej pory, to możemy się spodziewać rekordowej frekwencji.

Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_