Już za chwilę w Polsce pojawią się setki tysięcy turystów korzystających z pierwszej majówki w tym roku. Sporo z nich przyjedzie zapewne z Wielkiej Brytanii. Będziemy mieli tym większy powód do dumy, bo Brytyjczycy wybiorą Polskę zamiast wyjazdu do ciepłych krajów, np. do Hiszpanii.
A dlaczego przyjadą do nas? To oczywiste, nie chodzi wcale o bezpieczeństwo antyterrorystyczne, choć miło czytać, że Polska jest REKOMENDOWANA turystom jako bezpieczny kraj w Europie, ale o zupełnie inne czynniki. Brytyjczycy po prostu czują się u nas coraz lepiej. Sami zobaczcie: klimat mamy już taki sam jak na wyspach: czyli generalnie jest pogodnie i ciepło, o ile ktoś jest w stanie zaakceptować 355 dni w roku z deszczem lub mżawką. Nasza kuchnia też jest coraz bardziej podobna, kochamy ziemniaki w różnej formie, choć najbardziej oczywiście w formie frytek, wybór piwa w sklepach, nawet tych najmniejszych, zadowoli każdego brytyjskiego konesera, funt – za sprawą milionów naszych imigrantów pracujących ku chwale UK – staje się nad Wisłą alternatywną walutą narodową, różnią nas co prawda charaktery, ale trzeba przyznać, że jak my, tak i Brytyjczycy wyróżniają się na tle Europy poziomem swojego dziwactwa. Nas od tysiąca lat trapią fobie antyrosyjskie i antygermańskie, ich antyeuropejskie. W sumie więc wychodzi na jedno. Na pewno jednak równie mocno kochamy zwierzęta, choć każdy na swój sposób. W tym miejscu chciałbym przygotować Brytyjczyków na spotkanie z polskimi zwyczajami dotyczącymi zwierząt.
Po pierwsze niczemu nie należy się dziwić. Nawet jeśli zobaczą np. koty wylegujące się na łóżkach szpitalnych. –To taka terapia, a koty są zalecane przez lekarzy jako lekarstwo. Niektórzy nawet zapisują je pacjentom na receptę. – Really! – dorzucamy po angielsku, jakby od niechcenia dla wzmocnienia wiarygodności naszego tłumaczenia. To prawda, sam widziałem w pewnym szpitalu kardiologicznym koty szwendające się po oddziale, siedzące na korytarzach i wystawiające się na głaskanie pacjentów. Widocznie tak ma być – pomyślałem wtedy, choć terapia wydawała mi się szokująco nowatorska.
Brytyjczycy nie powinni się dziwić, jeśli zobaczą jakieś duże zwierzę, np. jelenia, dzika, czy łosia w centrum miasta. Jedyne czego nie powinni robić w takiej sytuacji, to nie ulegać presji żebrzącego o wsparcie zwierzaka i nie dawać mu nic do jedzenia. Ani drobnych na piwo. Zwierzęta poradzą sobie same. Piszę o żebractwie, bo czasami nachalność zwierząt wobec ludzi jest rzeczywiście zaskakująca. Wyobraźcie sobie taką sytuację: rano otwieracie drzwi domu, wychodzicie na dwór i…widzicie żubra stojącego przed wami i czekającego na marchewkę. Pierwsza myśl: Boże, ale ja wczoraj zapiłem… trochę chyba przesadziłem. Wracacie więc do łóżka odpocząć po upojnej nocy. Mija kilka godzin, wychodzicie zregenerowani na dwór, a tam znów stoi ten cholerny żubr i czeka na marchewkę. Próbujecie doprowadzić skołatane zmysły po libacji do stanu normalnego, wychodzicie wieczorem na dwór i… spotykacie sąsiada, który skarży się, że w jego ogródku żubr wyjada z grzędy marchewki. Niestety i takie sytuacje nie należą do rzadkości, bo już opowiadano mi o żubrach, które grasują w domowych ogródkach albo czekają na warzywa i owoce, które podają im sterroryzowani mieszkańcy. A podobno nie ma nic gorszego jak udomowiony żubr, bo taki „zwierz-maskotka” waży nawet 1000 kilogramów i nijak nie nadaje się do pełnienia roli domowego pupilka.
Brytyjscy turyści nie powinni dziwić się również scenom obserwowanym w sklepach. Ostatnio na moim osiedlu ekspedientka rozpaczała: „Pan wie, tylko otworzyłam drzwi, a te łobuzy od razu wpadły do sklepu, musiały czekać przyczajone na zewnątrz. Jeden zaraz ukradł trochę okruchów pieczywa, ale drugi był bezczelny, bo wleciał do środka i zaczął szukać czegoś do jedzenia między regałami. Wie pan, te wróble naprawdę niczego się nie boją, one tylko czekają, żeby ukraść coś ze sklepu”. Faktycznie, widziałem i mogę potwierdzić. Nie tylko zresztą to. Inne ptaki wyspecjalizowały się w okradaniu sklepów warzywnych z owoców, orzechów i innych przysmaków. A potem ludzie skarżą się na plagę złodziejstwa oraz żebractwa w Polsce i ta niesprawiedliwa ocena idzie w świat. Sami widzicie, że to nie tak, jak o nas piszą za granicą.
Andrzej Kisiel