11 czerwca 2016, 14:56 | Autor: admin
W ziemi lepiej słychać

– Z tamtych wydarzeń wynika Polska dzisiejsza. Bo wtedy mordowano patriotów, a teraz morduje się patriotyzm – mówił reżyser Jerzy Zalewski o swoim filmie „Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać”. To pierwsza fabularna produkcja poświęcona Żołnierzom Wyklętym.

Trwa 2,5 godziny, jego polska premiera, w której uczestniczył między innymi prezydent Andrzej Duda, odbyła się 4 marca bieżącego roku. Po sześciu latach blokowania filmu. – W tym czasie rzucano mi kłody pod nogi, wysuwano absurdalne zarzuty. Cóż, wielu ludziom w rzekomo wolnej Polsce nie podoba się niepodległościowa tematyka – mówi Zalewski.

Drogowskaz pokoleń

Niedzielny wieczór, sala parafialna polskiego kościoła w londyńskiej dzielnicy Putney. To już czwarty seans w tym miejscu w ciągu dwóch dni. Wcześniej film był pokazywany w Bristolu i Cambridge, schemat ten sam – najpierw projekcja, później rozmowa z reżyserem.

Pierwsze kadry, początek akcji, nastrojowa muzyka słynnego kompozytora Michała Lorenca. Scenariusz filmu inspirowany jest losami Mieczysława Dziemieszkiewicza, pseudonim „Rój”, żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego oraz innych członków antykomunistycznego podziemia.

Jest rok 1945, 20-letni „Rój” staje do walki o wolną ojczyznę. Partyzantka, codzienne życie, wzniosłe idee. Aż do śmierci, w kwietniu 1951 roku. Dowodzony przez Dziemieszkiewicza oddział w ciągu sześciu lat zlikwidował ponad 30 żołnierzy i funkcjonariuszy różnych komunistycznych formacji. „Rój” walczył do końca, zginął w trakcie próby przedarcia się przez obławę 270 żołnierzy z 1 Brygady Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego wspieranego przez bezpiekę i milicję.

– Film jest hołdem dla tamtych bohaterów. W istocie powinien on powstać na początku lat 90. ubiegłego wieku, kiedy wydawało się, że w końcu, po upadku komunizmu, wracamy do normalności. Dziś w zdecydowanej większości ci ludzie już nie żyją. Walczyli o wolną Polskę, a przez lata, jeśli jakimś cudem przeżyli, w komunistycznych realiach byli obywatelami najniższej kategorii – mówi Zalewski, dodając, że ich bohaterska postawa była również drogowskazem dla nas, dla nowych pokoleń, a nie tylko dla nich samych.

– Dlatego bardzo chciałem, żeby współczesny młody człowiek wszedł w tamten świat, świat którego nie zna. I nie wie na jakich wartościach tamci chłopcy wyrośli – dodaje twórca filmu.

Pięć milionów telewizji

Reżyser, scenarzysta, producent filmowy. A także dziennikarz. Jest uczniem Wojciecha Jerzego Hasa, absolwentem wydziału wiedzy o teatrze Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie oraz wydziału reżyserii Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Jerzy Zalewski ma na koncie niemal 30 filmów fabularnych i dokumentalnych, wśród których są między innymi „Oszołom” – przedstawiający historię wykrycia afery FOZZ przez Michała Falzmanna, „Obywatel Poeta” – poświęcony Zbigniewowi Herbertowi czy „Tata Kazika” – przybliżający sylwetkę Stanisława Staszewskiego, barda oraz ojca muzyka i założyciela grupy Kult Kazika Staszewskiego. Jednak „Historia Roja” to pozycja szczególna, nie tylko ze względu na poruszaną tematykę. Reżyser przyznaje, że świetnie się do niej przygotował. Objeździł cały teren, gdzie działał Dziemieszkiewicz, spędził wiele godzin w Instytucie Pamięci Narodowej, poznał tę historię praktycznie na pamięć.
11Wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze. Telewizja Polska zamówiła film, w którego kosztach miał partycypować między innymi Państwowy Instytut Sztuki Filmowej, zdjęcia ukończono we wrześniu 2010 roku, a sześć miesięcy później odbyła się prapremiera kopii roboczej. I… zaczęły się schody. Co prawda obraz przeszedł pozytywnie kolaudację, jednak ze względu na zmiany personalne w zarządzie TVP film nie uzyskał funduszy na dokończenie produkcji. Co więcej, z finansowania obrazu wycofali się sponsorzy, jednocześnie żądając zwrotu części pieniędzy włożonych w jego realizację. Sytuację uratowała dopiero zbiórka społeczna, przeznaczona na dokończenie montażu i postprodukcji filmu.

– W 2014 roku Telewizja Polska nagle wróciła do rozmów. Nie wiem co było tego przyczyną, ale podejrzewam, że to efekt jakiejś kontroli finansowej. TVP włożyła bowiem w produkcję obrazu 5 milionów złotych, a potem go blokowała. Robiono to w białych rękawiczkach, główny zarzut brzmiał, że film jest o 14 minut za długi – tłumaczy Zalewski.

Różowo-czerwoni

Szerszej publiczności dał się poznać w 2003 roku, kiedy wygrał drugą edycję programu „Idol”. To właśnie Krzysztof Zalewski-Brejdygant, obecnie muzyk, kompozytor i wokalista, wcielił się w tytułową postać „Roja”. I był to jego debiut na dużym ekranie.

Reżyser przyznaje, że mimo zbieżności nazwisk nie łączą go z Krzysztofem więzy rodzinne. – Zapamiętałem go właśnie z „Idola”. Miał długie włosy, świetnie śpiewał i taktownie wyglądał, jakby był z zupełnie innej rzeczywistości niż cały ten kiczowaty program – mówi Jerzy Zalewski, podkreślając, że starannie dobierał obsadę filmu, odtwórców poszczególnych ról szukając wśród młodych, utalentowanych ludzi. Dbał przy tym o to, żeby nie byli to aktorzy znani z telenoweli i landrynkowych seriali.

– Opowiedzenie o białej plamie polskiego honoru wymagało świeżego powiewu, nowej krwi, gdyż inaczej wyglądałoby to absurdalnie – zauważa reżyser, przyznając, że zawirowania wokół filmu sprawiły, iż zdecydowana większość występujących w nim aktorów obawiała się uczestniczyć w jego promocji. Zostali zatupani przez środowisko.

Wydaje się jednak, że teraz, po zmianie władz w Polsce, są perspektywy na przełom. Od września bieżącego roku Ministerstwo Edukacji Narodowej planuje wprowadzenie w szkołach lekcji o Żołnierzach Wyklętych, których częścią mają być pokazy filmu „Historia Roja”.

Oprócz tego Jerzy Zalewski przygotował wersję serialową, składającą się z pięciu odcinków i ma nadzieję, że w marcu przyszłego roku, w Dniu Żołnierzy Wyklętych, pierwszy z nich zostanie wyemitowany przez TVP.

Zwiastuny nowych czasów są widoczne, jednak reżyser nie ukrywa, że to dopiero początek, a walka o odzyskanie narodowej tożsamości nie będzie łatwa, co najlepiej widać po zachowaniu tak zwanych obrońców demokracji. W pierwszej kolejności konieczne jest przejęcie kontroli nad mediami, gdyż obecnie 90 proc. z nich jest w rękach niemieckich.

– Trzeba działać zdecydowanie, ale, niestety, obawiam się zgniłego kompromisu. Weźmy na przykład Państwowy Instytut Sztuki Filmowej, przez lata finansujący za społeczne pieniądze antypolskie gnioty. Dotąd było tam 300 ekspertów, sami różowo-czerwoni i… są nadal. Obecnie niby dokonuje się wielkiej reformy, ale minister kultury, w którego gestii są zmiany w tej instytucji, niczego nie robi, ograniczając się do zatrudnienia dodatkowych 30 ludzi. Czy to jest rozwiązanie? Nie sądzę! Nasuwa się zasadnicze pytanie – czy chcemy wprowadzić normalność czy bawić się dalej? – puentuje Jerzy Zalewski.

Piotr Gulbicki

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_