17 czerwca 2016, 17:37
Czy tylko „polscy zdrajcy” głosują za Brexitem?

Już dojeżdżamy do mety. Podróż pociągiem trwała długo, ale w momencie dojazdu do dworca Brexit pociąg niespodziewanie nabrał szybkości. Pędzi jak szalony a maszynista pod numerem 10 stracił kontrolę i nikt ze strony Remain już nie wie gdzie znajduje się sygnał alarmowy. Ostrzeżenia ze strony instytucji międzynarodowych i prezydenta Obamy zostały odrzucone; ekspertyzy gospodarcze naukowców i przedsiębiorców wyśmiano; 55% elektoratu brytyjskiego zakwestionowało oceny i rady autorytetów kulturalnych i moralnych. Panuje tylko wielki strach przed wizją masowego dostępu niezliczonych hufców z Wschodniej Europy i Bliskiego Wschodu rzekomo zalewających Wyspy Brytyjskie. A jest to strach wynikający z tego że wyborcy stracili zaufanie do elit politycznych, którzy ich obawy dotąd ignorowali.

Niestety dużą odpowiedzialność za tę możliwie nadchodzącą klęskę ponosiłby premier David Cameron, który przez ostatnie 10 lat robił wszystko aby podważyć autorytet, ideały i instytucje unijne i tolerował atmosferę niechęci a nawet pogardy na wszystko co kojarzyło się z Europą. Agenda anty-europejska “Daily Mail”, “Daily Express” i prasy Murdocha nie były kwestionowane przez niego i jego otoczenie a riposty ze strony Partii Pracy nie były traktowane poważnie. Pogarda wobec Europy należała do dobrego tonu w codziennej rozmowie, tak jak narzekanie na pogodę. Młodzi, którzy najwięcej korzystali z Europy i przedsiębiorcy zatrudniający polskich pracowników, też nie wypowiadali się publicznie, aby bronić instytucji europejskich.

Decydenci w Europie, czyli członkowie Komisji Europejskiej i przywódcy państw północno-europejskich, jak Merkel i Hollande, też za bardzo nie pomagali profilowi Europy w tym kraju. Kryzys euro, sankcje gospodarcze wobec Grecji a ostatnio decyzja pani Merkel, moralnie chwalebna ale politycznie nieprzemyślana, zapraszania uchodźców z Bliskiego Wschodu, była wyjątkowo szkodliwa dla tutejszego wizerunku Unii Europejskiej. Niestety Cameron podważył już swój autorytet w obradach unijnych ignorując potencjalnych tam sprzymierzeńców i nie był w stanie wywierać nacisku na inne państwa, aby Unia zwolniła swój program eurocentryczny. Nic nie robił w odpowiednim momencie, aby przekonać zarazem Brytyjczyków jak i Europejczyków, że Europa powinna zmienić kierunek. Teraz atmosfera debaty co do przyszłych stosunków z Europą znacznie nagrzała się i emocje anty-imigracyjne zaczęły opanowywać rozsądną dotychczas niechęć elektoratu do tak zbyt radykalnego kroku jak Brexit. Nic więc dziwnego, że głosy elit politycznych i gospodarczych nie przekonywały już społeczeństwa.

Obiektywnie patrząc nie można się nadziwić, że tak wiele Brytyjczycy zaryzykują, jeśli zerwą z Unią Europejską. Grozi między innymi nowe referendum w Szkocji w kierunku opuszczenia Zjednoczonego Królestwa i pozostaje duży znak zapytania co do pokojowej przyszłości politycznej w Północnej Irlandii, w której tak dużą role odgrywała częściowa integracja z południową Irlandią. Grozi ogromny skok w nieznane w stosunkach gospodarczych z Unią gdzie 200 tys. przedsiębiorstw handluje w unijnej strefie bez cła, gdzie W Brytania sprzedaje 54% swojego eksportu, a 3,5 miliony etatów uzależnionych jest od tego handlu. Z potencjalnym przywróceniem cła grozi znaczny wzrost cen importowanych produktów nie tylko z Europy, ale z przeszło 50 innych państw, które zwarły umowy handlowe z Unią. Grozi znowu odpływ inwestycji z firm amerykańskich i azjatyckich, które założyły tu swoje filie widząc rynek brytyjski jako intratny wstęp do największego na świecie 500 milionowego rynku konsumentów. Grozi koniec statusu City of London jako głównego centrum finansowego Europy. Grozi zaniechaniem całej struktury zasadniczych praw pracowników, praw konsumenta, ochrony bezpieczeństwa i higieny w pracy, ochrony środowiska i równouprawnienia kobiet, do którego przywykliśmy w tym kraju. Grozi wzrostem kosztów podróży dla turystów brytyjskich, końcem dostępu do programu Erasmus dla studentów i niskiego czesnego na uczelniach. Grozi tym, że Europa przestanie być ojczyzną dla ambitnych młodych Brytyjczyków szukających kariery zawodowej na obszarze kontynentalnym i przyjdzie im szukać pracy na jednej ciasnej wyspie. Grozi brakiem dostępu policji brytyjskiej do korzystania z Europejskiego Listu Gończego. Grozi zakończeniem darmowej opieki zdrowotnej w całej Europie poprzez Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego (ang. EHIC). Grozi poważny zgrzyt w przyszłych stosunkach z Ameryką.

Brytyjczycy przejęli się niestety inną groźbą, w zasadzie zaniedbaną przez obóz Remain. Chodzi o groźbę w połowie już zrealizowaną, a w połowie wyimaginowaną pod wpływem koszmarnych obrazów najazdu paruset milionów Turków. Oczywiście te najbardziej jaskrawe wizje Turków i Albańczyków, przedstawianych przez rzeczników obozu Leave jako “gangsterów” i “terrorystów” są w większości mitem. Zarówno Albania, a szczególnie Turcja, nie będą w stanie zostać członkami Unii przez przynajmniej 25 lat. Natomiast nie jest mitem, że już w Wielkiej Brytanii przybyło 2 miliony obywateli unijnych głównie ze Wschodniej Europie i że wynika z tego zaostrzona konkurencja o miejsca pracy, które tubylcy często przegrywają. Istnieje poczucie potrzeby wprowadzenia pewnej kontroli nad przyjezdnymi z nowych państw unijnych i myślę że zarówno Cameron jak i przywódcy Partii Pracy musieliby oświadczyć, jeszcze przed głosowaniem, że przyszły rząd brytyjski zawetowałby wszelką wolność poruszania się pracowników z przyszłych nowych członków Unii.

Obóz Remain musi wrócić ponownie do pozytywnej roli imigracji nie tylko przez ostanie 12 lat od przyjazdu Polaków, ale również przez ostatnie stulecia, kiedy imigracja regularnie wzmacniała rozwój gospodarczy i postęp naukowy w tym kraju. Czas aby ujawnić obłudę tych mniejszości etnicznych, którzy na tyle zapomnieli o swoich korzeniach, że teraz domagają się publicznie ograniczenia unijnych (czyli białych) migrantów. Obóz Remain musi wrócić do ideologicznych podłoży jednoczącej się Europy unikającej konfliktów wojennych przez przeszło 60 lat. Musi też dać większe pole do popisu innym głosom, choćby z Partii Pracy, nie tylko premierowi, aby to nie było widziane tylko jako wewnętrzny konflikt w partii konserwatywnej.

Powinni też wykorzystać głosy autentycznych ofiar Brexitu, czyli obywateli unijnych w Wielkiej Brytanii. Czas np. na wypowiedź ze strony Polaków. Już pisałem o negatywnym efekcie wyjścia z Unii dla Polaków tutejszych, nawet tych posiadających permanent residence. Również odejście Wielkiej Brytanii z Unii dramatycznie osłabi Polskę wobec dominacji francusko-niemieckiej i wobec nacisków wewnątrz państw Eurolandu dążących do pełnej integracji bankowej, finansowej i ewentualnie politycznej. Polska nie może stracić brytyjskiego sojusznika w takiej konfrontacji. Już w najbliższych paru latach ten pęd do federalizmu sprowokuje inne ruchy odśrodkowe w Europie (popierane najczęściej finansowo przez Putina) gotowe oderwać każdy kraj po kolei od Unii, zaczynając od Francji i Szwecji. Dlatego Polacy powinni zrozumieć że wyjście W. Brytanii doprowadzi do ewentualnego rozkładu Europy która zostawi Polskę “suwerenną” sam na sam z agresją wschodniego sąsiada.

Ale Polacy też są podzieleni. Zjednoczenie Polskie np. odmówiło postawienia wniosku nawołującego Polaków do głosowania za pozostaniem. Moi znajomi byliby gotowi nawet potępić polskich zwolenników Brexitu jako “zdrajców”. Ale wiem, że ci “zdrajcy” mogliby też kierować się innymi względami. Długi pobyt na Wyspach zmienia nieco perspektywę, bo wchodzą w grę naciski ze strony brytyjskiego środowiska i pewna zawiść wobec nowych fal które podążają za nimi. Niby że “nam się tu udało, ale już więcej takich jak my nie chcemy”. Niezależnie od tego uważam że interes Polski i Polaków tutejszych powinien tu dla nas być nadrzędny.

A więc, Polacy, do urn w najbliższy czwartek! Głosujcie jak Polacy, stawiając krzyżyk dla pozostania (czyli “Remain”).

Wiktor Moszczyński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_