Jakkolwiek to brzmi cliché, „Wszystko gra” nie jest zwykłym filmem o miłości. Posiada wątki zarówno miłosne jak i humorystyczne, ale trudno go zakwalifikować do gatunku komedii romantycznej, jakim od kilku lat raczy widzów polskie kino. „Wszystko gra” jest musicalem, którego kunszt docenią bywalcy londyńskiego West Endu.
Fabuła filmu zawiązuje się w momencie, gdy Zosia (Eliza Rycembel), studentka Akademii Sztuk Pięknych, szykuje się do wyjazdu na staż do Londynu. To młoda pełna ideałów dziewczyna, która jest przekonana, że może zmienić świat. Mama Zosi, Roma (Kinga Preis) jest jej zupełnym zaprzeczeniem. Zgorzkniała, niespełniona, rozczarowana życiem sprzątaczka muzealna spotyka na swojej drodze mężczyznę, z którym pozornie nic ją nie łączy, a różni ich wszystko: wiek, status społeczny i materialny. Przedstawicielem trzeciego pokolenia jest babcia Zosi, a matka Romy (Stanisława Celińska), kobieta zdeterminowana, nieustępliwa, charakterna. Jak lwica będzie walczyć o swój dom rodzinny, na którym swoją łapę, chce położyć rzekomy spadkobierca. Zatem sercowe rozterki bohaterek pozostają w cieniu, podczas gdy pierwsze skrzypce grają kobieca siła, pasja i wiara w spełniające się marzenia. Opowieść niby banalna, ale odpowiada gatunkowi i naśladuje trendy światowych sundance’owych produkcji.
Celińska i Preis, których zdolności aktorskich nie trzeba zachwalać, stworzyły jak zawsze postacie nietuzinkowe i bardzo naturalne. Te bohaterki stanowią mocną stronę filmu, a ich popisy wokalne zaskakują profesjonalnym poziomem wykonań. Wysoko postawionej poprzeczki nie dosięga Rycembel, która zachwyciła krytyków w filmach „Obietnica” i „Carte Blanche”. Widać, że się dusi w kreacji zbuntowanej, ale też nieco naiwnej dziewczyny. Sprawnie za to dźwiga ciężar podwójnej roli prababki Zosi, a nawet można powiedzieć, że w niej rozkwita. Nie dość wyeksponowanym odkryciem muzycznym jest Karolina Czarnecka, w roli przyjaciółki Zosi – Wandy. Charyzmatyczna laureatka nagrody specjalnej 17. Ogólnopolskiego Konkursu Wokalnego „Pamiętajmy o Osieckiej” powinna mieć więcej miejsca, aby rozwinąć skrzydła. Wówczas jak magnez przyciągnęłaby do kin widzów z jej pokolenia. W końcu jej występ podczas Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, zamieszczony w serwisie YouTube, został wyświetlony do tej pory ponad 21 mln razy.
Dla tych, którzy chcieliby odbyć sentymentalną muzyczną podróż w czasie, ten film to idealny wybór. Wszystkie aranże polskich hitów są świeże, nowatorskie i, co najważniejsze, znakomicie zaśpiewane. Sebastian Fabijański dosłownie rzuca na kolana piosenką Perfectu „Ale w koło jest wesoło”, co podkreśla uniwersalny charakter utworów pisanych w latach 70. 80. i 90. ubiegłego stulecia. A to wszystko okraszone układami choreograficznymi opracowanymi przez samego Augustina Egurrolę, co sprawia, że wykonania cieszą nie tylko ucho, ale i oko.
Potrzeba olbrzymiej wrażliwości, aby sprostać karkołomnemu zadaniu wplecenia w akcję znanych przebojów. W kilku krytycznych recenzjach reżyserce Agnieszce Glińskiej zarzucano, że piosenki są oderwane od fabuły, że widzowie muszą się domyślać, co przeżywa w danej chwili bohater. Ale czy właśnie nie o to chodzi w musicalu? Fragmenty mówione i śpiewane są integralną częścią scenariusza. Widz bezbłędnie wyłapuje niuanse zapisane między wierszami. Bo czy muzyka nie jest pełniejszą formą ekspresji niż słowo mówione? Utwory Jonasza Kofty, Marka Grechuty czy Andrzeja Mogielnickiego niosą ze sobą wielki ładunek emocjonalny. Przytaczanie ich przekazu w dialogach byłoby niepotrzebnym powtórzeniem.
Na uwagę zasługują także przepiękne zdjęcia Warszawy. Czuć w nich rękę mistrza – nominowanego do Oscara Pawła Edelmana. Dzięki niemu miasto stało się nie tylko tłem narracji, ale odegrało istotną rolę w filmie, stając się alegorią wyższych wartości, o które warto walczyć. Zostało to uwypuklone w jednej z ostatnich scen, gdzie Zosia zagra w kości o przyszłość swoją, swojej rodziny, mieszkańców miasta, ale też o dziedzictwo przodków. Film jest również pełen mrugnięć do widowni, jak typowy dla Agnieszki Osieckiej prochowiec Romy, pojawienie się ducha Antoniego Lisa, czy powrót do domu pijanego Staszka Boruckiego – kadr wycięty z kultowego flmu „Nie lubię poniedziałku”.
Wielu koneserów gatunku, myśląc o musicalu, spodziewa się bajkowej fabuły, cukierkowej oprawy i oczywistego „happy endu”. Tymczasem „Wszystko gra”, jak powiedziała Kinga Preis w jednym z wywiadów, jest filmem „o współczesnych ludziach szukających swojej tożsamości.” A zatem obok łatwej i przyjemnej rozrywki zostawia miejsce na refleksję, z którą widzowie zostaną na dłużej. A na pewno jeszcze długo po seansie będą nucić „…z ramion twych wprost do nieba.”