01 lipca 2016, 12:20
Podróże: w głąb siebie i nie tylko

Do napisania tego artykułu zainspirowały mnie moje doświadczenia z podróży, jak i ostatnio obejrzany film dokumentalny pod tytułem „Wszystko jest możliwe”. Bohaterką filmu jest pani Teresa Bancewicz, 79-letnia emerytka podróżująca po świecie autostopem. Podróże zaczęła gdy miała 62 lata i cierpiała na depresję. Lekarz zalecił jej zmianę otoczenia i tak zaczęła się jej przygoda z plecakiem. Jest to film o przekraczaniu granic, tych realnych, geograficznych, jak i wiekowych, obyczajowych i finansowych (Teresa ma zaledwie 900 zł. emerytury).

Podróże kształcą – to już wiemy, wpływają na nas kojąco, regenerują nas fizycznie i psychicznie. Dużo słyszymy o tym, że warto podróżować, utrzymywać harmonie pomiędzy pracą a wypoczynkiem. Ale czy każda forma wypoczynku ma takie terapeutyczne działanie i czy musimy wydać fortunę na egzotyczne wakacje, aby doznać ukojenia i naładować akumulatory? Jako podróżniczka, uważam, że jest bardzo ważne jaką formę wakacji wybierzemy w zależności, czego tak naprawdę nam potrzeba. Jeśli wybierzemy wakacje „all inclusive”, bo chcemy poleniuchować przy basenie, popijając ochładzający koktajl, to nie ma w tym nic złego. Z pewnością taki wypoczynek odpręży nas na jakiś czas i poprawi nam kolor skóry, tudzież przyczyni się do nabycia kilku zbędnych kilogramów, ponieważ trudno będzie nam się oprzeć wszelakim pokusom, które kryją się za słowem „all inclusive”.

Jeśli jednak szukamy czegoś więcej i chcemy, aby podróż była inspiracją do zmian nas samych i tego, jak postrzegamy świat, to wtedy radziłabym wybrać wakacje, dzięki którym wyjdziemy poza nasze bezpieczne nawyki. W życiu codziennym jesteśmy prawie jak zaprogramowani, wszystko jest jak w zegarku, tysiące rzeczy do załatwienia, umówione spotkania z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, niekończąca się gonitwa. Mamy wszystko pod kontrolą lub tak nam się tylko wydaje. Podróż z plecakiem w nieznane jest wyjściem poza takie uporządkowane życie ale ważne żebyśmy zostawili nasze stare nawyki w domu, zanim wsiądziemy do samolotu czy też innego środka transportu.

Szczególnie kształcące są podróże w pojedynkę. Ja sama cenię sobie samotne podróże, bo wiele się w nich uczę o sobie. Cenię sobie tę swobodę decyzji i wyboru gdzie i na jak długo będę w danym miejscu, nie ograniczam się rezerwacją hotelowa czy wcześniej ustalonym planem wycieczki. Przyjeżdżam w dane miejsce, rozglądam się dookoła, patrzę na mapę i wtedy podejmuje decyzje, gdzie chce przenocować. Najbardziej lubię domowe kwatery, które są przeważnie u miejscowych rodzin. Zanurzam się wtedy w ich kulturę, kuchnie, nawyki, zaprzyjaźniam z ludźmi. Owszem, taki wyjazd w ciemno może być stresujący – obce miejsce, język, kultura ale uczy to zaufania do samego siebie, otwartości w komunikacji z ludźmi, oraz że zawsze znajdzie się dach nad głową. Takie podróże uczą otwierania się na nieznane, spontaniczności, kreatywności, bycia gotowym na zmiany planów, właściwie na nieplanowanie niczego. Uczą radzenia sobie w trudnych sytuacjach, takich jak na przykład kradzież pieniędzy czy choroba. Doceniam cenne chwile spędzane z nowo poznaną osobą, wiedząc, że następnego dnia ta osoba pojedzie w swoja stronę. Jednym słowem uczę się żyć tu i teraz, a to jest bardzo ważne w naszym codziennym życiu, gdzie wszystko skupia się wokół przyszłości. Właśnie bycie tu i teraz, tak zwana uważność, jest lekarstwem na nasze bolączki, stres, depresje. W takiej podróży jesteśmy sami ze sobą, bez rozpraszaczy i wtedy właśnie najbardziej wsłuchujemy się w siebie.

Takie spotkanie z samym sobą, może być bardzo nowym doświadczeniem dla wielu z nas, może być wspaniałym przeżyciem, ale może też budzić w nas dużo lęku – co zobaczymy w głębi siebie? W takich momentach mogą wyjść na światło dzienne jakieś stare, nierozwiązane problemy, może pojawić się pustka, którą w życiu codziennym zapełniamy pracą, znajomymi, telewizją lub używkami. I co wtedy? Gdzie szukać oparcia, ukojenia? Nie ma partnera, który nas przytuli. Możemy oczywiście zadzwonić do przyjaciółki czy rodziny w dzisiejszej dobie technologii, ale jeśli zdamy się na samych siebie w takich trudnych chwilach, to wtedy uczymy się najwięcej, bo poznajemy siebie samych.

To szansa na zbudowanie nowych więzi z samym sobą, nauczeniem się akceptacji tego, co jest, wsłuchanie się w swój wewnętrzny dialog, który może okazać się niezbyt przyjazny. Jeśli tylko pozwolimy na obserwacje w sobie wszystkich tych wewnętrznych interakcji, to jesteśmy na dobrej drodze do samoakceptacji. Zatem zachęcam wszystkich na wybranie się w taką podróż w nieznane i w głąb siebie. Nie ważne, ile masz lat i ile masz na koncie. Wszystko jest możliwe!

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_