Najpierw było spotkanie biznesowe. Koleżanka przedstawiła stan obecny:
– Dawno nie było takiej huśtawki nastrojów wśród klientów.
Potem zaprezentowała trendy:
– Jest dobrze, ale nie beznadziejnie. Prawdopodobnie pod koniec roku rynek nieruchomości runie.
A następnie podsumowała:
– Kochani, w obecnej sytuacji najlepiej byłoby mieć plan awaryjny.
– Plan B? – upewniłem się.
– Tak, ale fajnie byłoby mieć też plan C, a w zanadrzu może i D lub więcej. Sytuacja po Brexicie jest mocno nerwowa i kwestią czasu jest, kiedy rozstrój nerwowy Brytyjczyków udzieli się nam, Polakom mieszkającym nad Wisłą. Konsolidacja, ewaluacja i ewakuacja – to nasze zamierzenia na najbliższy czas – zakończyła specjalistka.
Nie ukrywam, najbardziej spodobał mi się ostatni element naszego planu, czyli „ewakuacja”. Tylko dokąd i za co? Do tego potrzebne są przecież fundusze. Hej, ale skoro przede mną siedzi przedstawicielka biznesu, to może udzieli mi jakiejś złotej porady, która pomoże w zdobyciu kasy na jakąś większą ewakuację.
– OK, Andrzej. Weź po prostu zadzwoń. Ale ważne, zadzwoń rano, kiedy są korki na ulicach. Zadzwoń do radia (tu wymieniła nazwę stacji) i powiedz im, gdzie, kiedy i jak duży jest zator…
– Ale ja nie stoję w korkach, bo jeżdżę tramwajem.
– Nie szkodzi, ja też nie jeżdżę rano samochodem, tylko wybieram komunikację miejską. Ale dzwonię, i wiesz, to się opłaca. Poza tym oglądanie korków ulicznych z okien autobusu, tramwaju czy pociągu podmiejskiego ma swój urok – uśmiechnęła się ironicznie. – Już kilka razy wygrałam całkiem konkretne nagrody. A to jakieś wyposażenie do domu, a to kupon na darmową usługę wart kilkaset złotych, a to ciuchy dla dzieciaka. Jakbym policzyła, ile tego było, to okazałoby się, że zarobiłam naprawdę sporo. To znaczy zaoszczędziłam, czyli jednak zarobiłam. Nie szukaj Andrzeju nadzwyczajnych okazji w biznesie, bo trafisz co najwyżej na oszustów. Lepiej zadzwoń, naprawdę Ci radzę.
Kurczę – pomyślałem – tyle lat studiowania, potem dokształcanie, kursy, szkolenia, zdobywanie doświadczenia zawodowego; wszystko na nic? Nie warto się wysilać, lepiej zdać się na łut szczęścia? Nie czytać, nie rozwijać się, tylko zagrać w loterii? Nie walczyć w życiu, a jedynie dać się ponieść losowi jak piórko na wodzie?
Co, myślicie że autor ma teraz jakąś przewrotną puentę obalającą te wnioski? Że przytoczy jakąś genialną historię z życia wziętą, na przykład o facecie, który przez 25 lat pracował w fabryce gwoździ, pewnego dnia doznał iluminacji, rzucił wszystko, aby zostać joginem i nauczać ludzi jak odróżniać dobro od zła? Albo – jak Forest Gump – poszedł przez świat z misją humanitarną? Albo zaczął pisać wzorem Paulo Coelho książki pocieszające na duchu ludzi?
Ha, ha, ha. Nic takiego nie mam, żadnej recepty. Powiem więcej, takie historyjki to wszystko bajeczki z książek a kto w nie wierzy, sam jest głupcem albo osłem, albo jednym i drugim, tak jak na przykład ja. Przez całe życie sądziłem że „ciężką pracą narody się bogacą”, że skromność, pracowitość i etyka mają swoją wartość, słowem wierzyłem w podobne bzdury wyniesione wraz z dobrym wychowaniem z domu. Teraz już wiem, że liczy się tylko szczęście i tupet jak u Nikodema Dyzmy z książki Dołęgi-Mostowicza a reszta sama się ułoży.
Studiowanie to strata czasu, a czytanie książek to już zupełna katastrofa. Racja, bo szczerze mówiąc książki czytają już tylko idioci i osły. Czyli jestem jednym z nich. Ostatnio nawet – jakby na dowód tych słów – do pewnej biblioteki w Polsce przyprowadzono konia. Koń jak wiadomo to krewniak osła (albo na odwrót), więc wszystko się zgadza. Niby koń wśród książek miał być formą promocji i reklamy bibliotekarstwa, ale prawda szybko wyszła na jaw. Poza koniem i woźnicą nikt już nie chciał wypożyczać ani czytać książek. Koń by się uśmiał z tej historii? Być może tak, w innych okolicznościach, ale tym razem jest nie do śmiechu.
Tydzień później do tej samej biblioteki zaproszono hodowcę drobiu, który przyszedł z kogutem. Wszystko po to, aby podnieść rzekomo podnieść statystyki czytelnictwa poprzez nowatorską formę promocji, ale prawda jest brutalna: to byli ostatni idioci, którzy chcieli jeszcze coś czytać. Rozdziobią nas kury, rozdepczą konie. Taki będzie koniec idiotów.
Andrzej Kisiel