22 lipca 2016, 11:38
To nie nowa Margaret Thatcher

Pierwsze przemówienie Theresy May w roli premiera Wielkiej Brytanii, wygłoszone przed słynnym domem przy 10 Downing Street, brzmiało jak przemówienie polityka lewicowego. Nie było nic o cięciach w wydatkach, przedsiębiorczości, o odpowiedzialności za własne decyzje bez oglądania się na pomoc państwa. Zamiast tego nowa pani premier mówiła o niesprawiedliwościach społecznych.

Kurtuazyjnie doceniając rządy Davida Camerona za główne osiągnięcia swego poprzednika uznała nie zmniejszenie deficytu, ale decyzje dotyczące spraw społecznych – przyzwolenie na małżeństwa tej samej płci, zmiany w systemie podatkowym korzystne dla najmniej zarabiających oraz ideę jedności społecznej ponad różnicami. Przypomniała, że pełna nazwa partii, którą reprezentuje brzmi: Conservative and Unionist Party. W jej przekonaniu nazwa ta podkreśla wyjątkowy związek Anglii, Szkocji, Walii i Irlandii Północnej, ale odnosi się też do wspólnoty społecznej. Reszta jej przemówienia skierowana została przede wszystkim do tych, którzy stoją na dole drabiny społecznej; mówiła: „Jeśli rodzisz się biednym, umierasz średnio dziewięć lat wcześniej niż pozostali. Jeśli rodzisz się czarny, jesteś gorzej traktowany przez wymiar sprawiedliwości niż gdybyś był biały. Jeśli jesteś białym chłopcem z klasy robotniczej, masz dużo mniejsze szanse na zdobycie wyższego wykształcenia niż ktokolwiek inny. Jeśli uczysz się w szkole państwowej masz mniejsze prawdopodobieństwo otrzymania dobrej pracę niż ci, którzy uczyli się prywatnie. Jeśli jesteś kobietą, zarobisz mniej niż mężczyzna. Jeśli jesteś młody, trudniej niż kiedykolwiek wcześniej będzie ci mieć swój własny dom”.

Zapewniała, że jej rząd będzie myślał przede wszystkim o ciężko pracujących rodzinach, które z trudem wiążą koniec z końcem: „Kiedy będziemy uchwalać nowe prawa, nie będziemy słuchać elity, lecz was. Jeśli chodzi o podatki, priorytetem nie będzie interes bogatych, lecz wasz”.

Theresa May wyraźnie nie chce być nową Margaret Thatcher, która uważała, że najważniejszą grupą społeczną jest klasa średnia, a na klasę robotniczą patrzyła przez pryzmat związków zawodowych, uważając je za hamulec przemian. Partia Pracy wygrała wybory w 1997 r. także odwołując się do klasy średniej i zapewniając, że wszelkie zdobycze uzyskane przez tę grupę społeczną za czasu rządów konserwatywnych nie zostaną cofnięte.

Czy ma obecnie nastąpić rehabilitacja klasy robotniczej, tradycyjnie stanowiącej zaplecze społeczne Partii Pracy? A może jest to po prostu wynik referendum? Jak wynika z analiz, za wyjściem z Unii Europejskiej głosowali przede wszystkim gorzej wykształceni, starsi mieszkańcy Middlandów, południa Anglii, Walii i Kornwalii. Wyspą przeciwników Brexitu pozostał kosmopolityczny Londyn, podobnie jak Szkocja i prowincje Irlandii Północnej położone w pobliżu granicy z Republiką Irlandzką.

Rodzi się jednak pytanie: czy tradycyjna klasa robotnicza w Wielkiej Brytanii jeszcze istnieje? Jak kształtuje się obecnie podział społeczny kraju?

Na pytanie to starają się od lat odpowiedzieć socjologowie. Największe badania w tym zakresie przeprowadzono w 2011 r. Zebrano dane na temat 160 tys. osób. Nie chcę omawiać tych badań; są one ciekawe, że wymagają osobnego artykułu. Zdaniem badaczy, zaledwie 39 proc. społeczeństwa da się zakwalifikować obecnie według tradycyjnego podziału klasowego. Klasa robotnicza to zaledwie 14 proc. społeczeństwa. Jej przedstawiciele, zatrudnieni w tradycyjnych zawodach robotniczych są najstarszą grupą wiekową (średnia wieku 66 lat). Większość z nich to właściciele własnych domów (zawdzięczają to przede wszystkim ustawom przyjętym za rządów pani Thatcher, kiedy wszedł w życie program zezwalający na kupowanie domów i mieszkań magistrackich), nieźle sytuowani, ale nie nastawieni na korzystanie z tzw. kultury wysokiej. To środowisko dość zamknięte – większość osób tej klasy utrzymuje stosunki z podobnymi do siebie.

Wystąpienie premier May było skierowane do przedstawicieli tej warstwy, ale nie tylko. Badacze wyróżniają inną grupę społeczną, stojącą niżej w hierarchii niż klasa robotnicza. To prekariat, charakteryzujący się niepewnością zatrudnienia (sprzątaczki, kierowcy ciężarówek, opiekunowie osób starszych i niepełnosprawnych), z których większość (80 proc.) wynajmuje mieszkania. Jak wynika ze wspomnianego sondażu, ta grupa społeczna stanowi ok. 15 proc. współczesnego społeczeństwa.

Pomijając sprawy terminologiczne (twórca pojęcia prekariat Guy Standing definiował je inaczej niż brytyjscy socjologowie i uwzględniał też lumpenproletariat, którą to grupę we wspominanym sondażu pominięto) to właśnie do tych 30 proc. społeczeństwa zwracała się Theresa May. Nic w tym zresztą dziwnego, bo właśnie w tym środowisku najwięcej zwolenników w ostatnich latach zyskiwała Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP). Ze względu na to, że Nigel Farage zrezygnował z przywództwa, a program tej partii ograniczał się do postulatu wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, znaczenie tego ugrupowania z pewnością zmaleje. Rozpoczęła się walka o „sieroty po UKIP”. O zwycięstwie w następnych wyborach powszechnych zdecyduje to, która z partii będzie potrafiła tę walkę wygrać.

Julita Kin

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_