– To manifest Polaków urodzonych w latach 80. ubiegłego wieku, pokolenia najbardziej zawiedzionego rezultatami zmian ustrojowo-społecznych w Polsce po 1989 roku. Wielu z tych ludzi po otwarciu granic wyemigrowało z kraju, głównie na Wyspy Brytyjskie – mówią twórcy „Rewolucji Balonowej”, sztuki, która zostanie wystawiona podczas tegorocznego Festiwalu Fringe w Edynburgu.
To największy artystyczny festiwal na świecie, co roku uczestniczy w nim co najmniej 2,5 tysiąca zespołów teatralnych. Prawdziwa mieszanka – stylów, narodowości, poruszanych tematów. Na scenie prezentują się grupy zawodowe, alternatywne, amatorskie, a także kabarety, zespoły muzyczne, trupy cyrkowe… Jest okazja do spotkań, wymiany doświadczeń, nawiązania kontaktów, ale też szansa na pokazanie się widzom (w ubiegłym roku sprzedano ponad 2 miliony biletów) oraz ludziom z branży. Do Edynburga przyjeżdżają bowiem reżyserzy, dyrektorzy festiwali, krytycy… W tym roku w imprezie, która potrwa w dniach 5-29 sierpnia, zaprezentuje się również Polish Theatre Ireland.
Mieszając tradycje
Z wykształcenia jest teatrologiem i instruktorem sztuki, obecnie zakłada własną szkółkę teatralną dla dzieci i młodzieży pod Rzymem. To właśnie Ania Wolf i jej spotkanie podczas rozmowy kwalifikacyjnej w dublińskim Focus Theatre z irlandzką malarką oraz producentką Helen McNulty zaowocowało nową inicjatywą. Był rok 2008 rok.
– Wymieniając refleksje na temat polskiego teatru doszłyśmy do wniosku, że w Dublinie, gdzie mieszkamy, brakuje takiej grupy – wspomina Ania, która szukając polskich aktorów zakotwiczonych w irlandzkiej stolicy poznała Kasię Lech. Niedługo potem, przy kawie, wspólnie założyły Polish Theatre Ireland. Z czasem Helen ze względów zawodowych zrezygnowała z dalszej działalności w tym przedsięwzięciu, a zastąpiła ją graficzka Beata Baryłka.
– Od początku starałyśmy się kreować teatr politycznie zaangażowany, który bazując na polskiej dramaturgii miesza nasze rodzime oraz irlandzkie tradycje teatralne. Kolejne spektakle, poza „Cheslaugh Mewash”, którego podstawą jest poezja Czesława Miłosza, były oparte na tekstach napisanych w XXI wieku. Ale to nie znaczy, że za rogiem nie kryje się na przykład „Odprawa posłów greckich” – mówi Kasia Lech, która w międzyczasie obroniła doktorat na University College Dublin, a obecnie jest wykładowcą sztuk performatywnych na Canterbury Christ Church University.
Do tej pory, w ciągu ośmiu lat, Polish Theatre Ireland zrealizował sześć przedstawień i pięć czytań, a przez jego szeregi przewinęło się 15 aktorek i 14 aktorów – z Polski, Irlandii oraz Słowacji.
– W tym czasie staliśmy się rozpoznawalni w Irlandii. Współpracowaliśmy z jednym z najbardziej znamienitych teatrów Fishamble, pisano o nas w artykułach i książkach naukowych, byliśmy gośćmi w parlamencie irlandzkim – wylicza Ania Wolf, podkreślając, że jednym z osiągnięć teatru jest wprowadzenie języka polskiego na irlandzkie sceny. Od piłkarskich przyśpiewek w „Fazie Delta”, które po polsku śpiewali irlandzcy aktorzy, poprzez poezję Miłosza na dublińskim Fringu, aż po „Wielką Improwizację” w sztuce „Ciała Obce”. Poza tym wspomniane produkcje były grane po angielsku.
Podróż do przeszłości
To manifest Polaków urodzonych w latach 80. ubiegłego wieku, pokolenia najbardziej zawiedzionego rezultatami zmian ustrojowo-społecznych po upadku komunizmu nad Wisłą. Duża część z tych ludzi po otwarciu granic w maju 2004 roku wyemigrowała z kraju, głównie na Wyspy Brytyjskie.
To motyw przewodni „Rewolucji Balonowej”. Sztuka miała premierę w Dublinie w 2013 roku, była też wystawiana w Sligo w Irlandii oraz podczas specjalnego pokazu w Canterbury.
– Teraz pokażemy ją w szkockiej stolicy, gdyż ze względów praktycznych to idealny spektakl wyjazdowy – czemu sprzyja mała scenografia i obsada. Poza tym „Rewolucja” podpadła pod moje badania naukowe nad tłumaczeniami teatralnymi, więc miałam dostęp do dodatkowych funduszy, a Festiwal w Edynburgu jest dużą inwestycją. Mamy wsparcie ze strony Faculty of Arts and Humanities oraz School of Music and Performing Arts na Canterbury Christ Church University, Polish Aid Foundation Trust, Konsulatu Generalnego Rzeczypospolitej Polskiej w Edynburgu, a także warszawskiego Instytutu Adama Mickiewicza – wylicza Kasia Lech, która w przedstawieniu wciela się w postać Wiktorii. Wraz z nią widz przenosi się w magiczną podróż wypełnioną zapachami, smakami i dźwiękami przeszłości, w czasy wyrobów czekoladopodobnych, wody kolońskiej Brutal, zespołu Papa Dance, lalek Petra i serialu „Dynastia”. Dziewczyna pragnie żyć wspomnieniami, ale okazuje się, że jej świat wyobraźni nieuchronnie zakłóca jednobarwna, kapitalistyczna rzeczywistość…
– Z autorką sztuki, Julią Holewińską, współpracowaliśmy już wcześniej. To jedna z najciekawszych polskich dramatopisarek młodego pokolenia, jej twórczość wyrasta z najlepszych rodzimych tradycji, kultywując iście gombrowiczowskie poczucie humoru, a jednocześnie bardzo teatralnie obnażając ludzkie tragedie – mówi Ania Wolf, dodając, że przedstawienie wyreżyserował Irlandczyk John Currivan, który od lat współpracuje z Polish Theatre Ireland. Jego asystentką jest Anka Wystota.
W „Rewolucji” teatr immersji i elementy multimedialne przywołują smaki, dźwięki i zapachy przełomu lat 80. i 90. ubiegłego stulecia, a celem tego jest zachęcenie polskiej widowni do wspomnień, ale także „przetłumaczenie” doświadczeń Wiktorii widzom zagranicznym i skłonienie ich do refleksji nad własnym dzieciństwem.
Z domu, przez skype’a
Rozwijają się, biorą na tapetę nowe wyzwania, realizują kolejne projekty. Jednak nie ukrywają, że mogłyby być one robione na znacznie większą skalę, gdyby nie ograniczenia finansowe. Bo właśnie brak funduszy jest największą bolączką polskiego teatru z Irlandii. O dotacje nie jest łatwo, zwłaszcza w czasach kryzysu, a wszystko kosztuje – trzeba zapłacić za salę, ulotki, plakaty, kostiumy… Dlatego nie zawsze udaje się wyprodukować spektakle w dwóch językach – po polsku i angielsku. Poza tym w Dublinie nie ma, jak chociażby w Londynie, dużego zaplecza polonijnego z własnym budynkiem, ani tradycji teatralnych mających źródło w latach powojennych, co skutkuje tym, że próby odbywają się w różnych miejscach: od byłego kościoła, przez teatr i dom kultury, aż po szopę.
Czasami udaje się przeszkody zamienić w atut. Na przykład wtedy, kiedy Ania Wolf razem z Rory’m O’Sullivanem pisała „Pasażerów”.
– Mieszkałam wówczas w Canterbury i okazało się, że brakuje funduszy na to, żebym mogła na miesiąc przyjechać do Dublina. W tej sytuacji zamiast płakać nad rozlanym mlekiem Ania i Rory napisali roję Anastazji w taki sposób, że wcielałam się w nią z domu, przez skype’a. Przez dwa tygodnie, każdego wieczoru, mój pokój stawał się sceną i na żywo grałam z aktorami w Dublinie. Jakimś cudem technologia nigdy nas nie zawiodła – wspomina Kasia Lech.
Krok po kroku, stopień po stopniu. Zbliżające się występy w Edynburgu to dla polskiego teatru duża nobilitacja. Tym bardziej, że będzie im towarzyszyć wirtualna wystawa wspomnień obejmująca schyłkowe lata komunizmu oraz początki nowego systemu w Polsce. Twórcy sztuki mają nadzieję, że da to impuls do rozmów i dyskusji z niepolskimi znajomymi, partnerami czy nawet teściami, którzy niewiele wiedzą o tamtych czasach.
– Jednak przede wszystkim spektakl jest dla mnie niezwykłą platformą do powiedzenia czegoś ważnego o nas, Polakach, dorastających wraz z polską demokracją, zawiedzionych nią i emigrujących za granicę. Bo my, dzieciaki, które wstawały o piątej rano żeby oglądać Cubasę na Polonii 1, jesteśmy największą grupą, jaka wyjechała z kraju po 2004 roku. „Rewolucja” mówi o nas i jest idealnym narzędziem, żeby zawalczyć ze stereotypem Polaków jako bloody foreigners – mówi Kasia Lech.
Piotr Gulbicki
Fot. SILVER MERICK