„Literacką znajomość” z Jerzym Stempowski zawierałam drogą okrężną. Po raz pierwszy spotkałam go na stronach „Dzienników” Marii Dąbrowskiej. Wzmianki o nim, pasierbie pisarki, której partnerem życiowym (bo nie mężem) przez wiele lat był Stanisław Stempowski, pojawiają się sporadycznie. Z czasem, po śmierci Stempowskiego seniora, jest ich coraz więcej. Na kilku fotografiach, m.in. z pobytu pisarki w Szwajcarii, twarz Jerzego Stempowskiego, wydała mi się wyjątkowo piękna, pięknem nie według konwencjonalnych reguł, a przebijającą ze spojrzenia i uśmiechu mądrością.
Z czasem sięgnęłam po korespondencję Jerzego Giedroycia z Jerzym Stempowskim, przede wszystkim ze względu na tego pierwszego. I wtedy zachwyciłam się stylem i sposobem pisania „samotnika z Berna”,
gdzie po wojnie zamieszkał Jerzy Stempowski. Ta korespondencja była dla mnie z wielu powodów odkryciem. Okazało się, że ze Stempowskim, a właściwie Pawłem Hostowcem, zetknęłam się już wcześniej: jeszcze mieszkając w Polsce, z wypiekami na twarzy, przeczytałam w dwa dni „Doktora Żywago” (na tyle została mi wypożyczona ta książka). Tłumaczem był ukrywający się pod tym pseudonimem Stempowski.
I wtedy sięgnęłam po książki samego autora. „Chimera jako zwierzę pociągowe” zachwyciła mnie już tytułem, „Notatniki niespiesznego przechodnia” przyprawiły o zawrót głowy – różnorodność tematów, piękno języka, a przede wszystkim spojrzenie z dystansem na chaos współczesnego świata. „Zapiski dla zjawy” są najdziwniejszą pozycją w twórczości Stempowskiego – to z jednej strony hołd złożony kobiecie-życia, jaką była Ludwika („Wichuna”) Rettingerowa, a z drugiej rozważania natury politycznej.
Korespondencja z Giedroyciem uświadomiła mi, jak wiele czasu intelektualiści tamtego pokolenia spędzali nad tym, aby choćby listownie, jeśli nie można osobiście, podtrzymywać znajomości i wymieniać się poglądami. To listy-eseje, listy-recenzje, listy-zapowiedzi wydawnicze i spis pomysłów na przyszłość, a w przypadku Stempowskiego, także listy-porady lekarskie. Jest ich dużo w późnej korespondencji z Marią Dąbrowską (wydała ja w 2010 r. „Więź”); pojawiają się też dość licznie w listach pisanych przez Stempowskiego do Tymona Terleckiego.
Korespondencja tych dwóch znakomitych znawców literatury ukazała się niedawno. To 69 listów, przy czym listów Tymona Terleckiego jest zaledwie 20. Większą część książki stanowią więc listowe eseje Jerzego Stempowskiego. I znowu ukazuje się on w tych listach jako z jednej strony renesansowy wręcz myśliciel, a z drugiej – pełen niepewności twórca, który potrzebuje kogoś jak Tymon Terlecki, by go do pisania i uczestnictwa w życiu intelektualnym emigracji zachęcał.
Znali się od dawna – byli wykładowcami w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej w okresie przedwojennym. Nic dziwnego, że gdy obaj znaleźli się na Zachodzie Tymon Terlecki napisał list do dawnego kolegi, bo choć znali się dobrze, to nigdy nie przeszli na „ty” i trudno uznać (przynajmniej wskazuje na to zachowana korespondencja), aby byli bliskimi przyjaciółmi. Przypuszczam zresztą, że Jerzy Stempowski, samotnik z wyboru, przyjaciół nie miał.
Ta korespondencja jest ułomna. Wiele listów Stempowskiego rozpoczyna się od zdania „Serdecznie dziękuję za list”, a w przypisach notatka: „List ten nie zachował się”. Trudno się tej ułomności dziwić. Przechowujemy (jeśli już) listy do nas adresowane, a nie te, które wysyłamy. Stempowski nie miał nikogo, kto jak Nina Taylor-Terlecka, zajmowałby się jego dorobkiem. W archiwum Stempowskiego w Muzeum Polskim w Rapperswillu zachował się zaledwie fragment korespondencji, jaką prowadził z wieloma osobami. Listy Stempowskiego pochodzą z archiwum Tymona Terleckiego w Oksfordzie.
Na panelu poświęconej Tymonowi Terleckiemu, który odbył się z inicjatywy Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie podczas tegorocznych Warszawskich Targów Książki, Nina Taylor-Terlecka mówiła o zawartości tego archiwum. Widziałam, jak kilku naukowcom siedzącym na sali oczy otwierały się ze zdumienia, słysząc co to za skarby. Wielu z nich zapewne chętnie pobuszowałoby w tych ogromnych tomach korespondencji, której kustoszem jest wdowa po pisarzu.
Korespondencja zawarta w książce „Tymon Terlecki – Jerzy Stempowski. Listy 1941-1966” uzupełniona jest wspomnieniem Terleckiego o Stempowskim „Pan Jerzy”, które ukazało się w 1969 r. w paryskiej „Kulturze”, dwugłosem na temat słuchowiska „Historia żołnierza” (1936), wywiadem korespondencyjnym o książce Stempowskiego „Ziemia Berneńska”, jaki przeprowadził z autorem Tymon Terlecki, esejem Stempowskiego „Propaganda komunistyczna w środowiskach literackich emigracji” (1955) oraz blisko 40-stronicowym posłowiem Niny Taylor-Terleckiej, zatytułowanym „Na marginesie korespondencji Tymona Terleckiego i Jerzego Stempowskiego – dialog niedokończony. Wartość książki podnoszą świetnie opracowane przypisy autorstwa Niny Taylor-Terleckiej, bez których wiele fragmentów listów, odnoszących się do różnych osób nie byłaby zrozumiała, zwłaszcza dla czytelnika krajowego.
A na okładce znajdują się portrety obydwu: Tymon Terlecki z przenikliwym spojrzeniem i Jerzy Stempowski z nieco nieśmiałym i ironicznym uśmiechem, który zwrócił kiedyś moją uwagę w „Dziennikach” Marii Dąbrowskiej. I jeszcze jedno: książka ta sprowokowała mnie do zapoznanie się z twórczością Tymona Terleckiego, którą – co przyznaję ze wstydem – do tej pory była mi znana bardzo pobieżnie.
Tymon Terlecki, Jerzy Stempowski: „Listy 1941–1966”. Opracowanie, przypisy i posłowie: Nina Taylor-Terlecka, redakcja: Paweł Kądziela. Biblioteka „Więzi”, Warszawa 2015