Powstają dyskusyjne kluby książki, które łączą ludzi w różnym wieku, różnych zawodów, z różnych stron, mających jedną pasję – czytanie polskich książek. To jest też na pewno coś, co łączy Polaków za granicą – mówi pisarka Karina Bonowicz z Fundacji Dobra Polska Szkoła w Nowym Jorku, organizatorka akcji „Przyłapani z polską książką” w rozmowie z Magdaleną Grzymkowską.
Statystyki mówią, że aż 63 proc. Polaków nie przeczytało w ubiegłym roku ani jednej książki. Czy to był powód rozpoczęcia akcji?
– Pomysł zrodził się podczas lektury wywiadu z Michałem Rusinkiem, który – przy okazji dyskusji na temat spadającego czytelnictwa w Polsce – mówił o książce Katarzyny Tubylewicz „Szwecja czyta. Polska czyta” i wskazywał na ciekawy sposób promocji czytelnictwa, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży, jakim posłużyli się Szwedzi. Zaprosili oni do współpracy sportowców, którzy są dla młodych ludzi dużym autorytetem. Sprawdziło się. I faktycznie coś w tym jest. Jeśli ktoś, kto jest dla nas autorytetem, zachęci nas np. do picia mleka, to chętniej po nie sięgniemy niż po lekturze poważnego tekstu naukowego. Poszliśmy więc za radą tak Michała Rusinka, jak i pomysłowych Szwedów i zaprosiliśmy do współpracy znanych Polaków, ludzi kultury, sztuki, nauki i sportu. Pomyśleliśmy też, że zdjęcie takiej osoby z książką zadziała podobnie jak zdjęcie znanej osoby ze wspomnianą szklanką mleka. Fotografowie i fotoreporterzy zapewniają, że jedno zdjęcie wyraża więcej niż tysiąc słów. Postanowiliśmy spróbować i pokazać, że czytanie jest cool. Podobnie jak fotografowanie się z książką. Pewnie gdyby Kim Kardashian zaczęła się fotografować z książką zamiast z nową fryzurą, jej fani odkryliby, że czytanie jest fajne. Oczywiście, pod warunkiem, że przeczytaliby książkę, z którą by się sfotografowali.
Ile osób do tej pory wzięło udział?
– Nasz profil na Facebooku polubiło już ponad 1820 osób. Zdjęć „przyłapanych” jest kilkaset i wciąż napływają. Zdjęcia są przeróżne, bo fantazja fotografujących się nie zna granic. Od razu widać, że wszyscy dobrze się przy tym bawią. Co ciekawe, w ten sposób polecane są książki, zwłaszcza te najnowsze, a nawet inicjowane dyskusje. Wygląda na to, że ten pozytywny wirus wciąż się rozprzestrzenia.
Podobno w akcji biorą udział nie tylko Polacy, ale także osoby innych narodowości.
– Bardzo często są to osoby, które są dwujęzyczne, a polski jest ich drugim językiem. Zwykle są to dzieci i młodzież, które pochodzą z rodzin, w których jedno z rodziców jest pochodzenia polskiego. Do takich osób również skierowana jest ta akcja, ponieważ zachęca do pamiętania o polskich korzeniach, a czytanie polskich książek w języku przodków to łączenie przyjemnego z pożytecznym.
I jakie są reakcje internautów?
– Odzew jest bardzo pozytywny. Da się zauważyć, że informacja o akcji jest przenoszona pocztą pantoflową; uczestnicy często powołują się na inne osoby, które zachęciły ich do „przyłapania się” z polską książką. Fantastyczną niespodzianką była dla nas wiadomość od pewnej pani, która przesłała zdjęcie swojego wujka, który również dał się przyłapać. Po pobraniu zdjęcia okazało się, że tym wujkiem jest… Jan Kobuszewski. Było nam bardzo miło, że też włączył się do naszej akcji.
Z jaką najbardziej niespotykaną książką ktoś dał się „przyłapać” w ramach akcji?
– Przekrój jest naprawdę bardzo duży. Są to książki wszystkich możliwych gatunków. Zarówno literatura współczesna, jak i klasyka. Na pewno jednym z najbardziej osobliwych zdjęć, jakie otrzymaliśmy, jest zdjęcie kota Cynamona przyłapanego na czytaniu „Kota dla początkujących” Beaty Pawlikowskiej.
Do akcji włączyli się między innymi Muniek Staszczyk, Ania Rusowicz, Anna Jurksztowicz, Krystyna Mazurówna, Monika Pyrek czy Anja Rubik.
– Wszyscy otrzymali zaproszenie do włączenia się o naszej akcji i wszyscy z niego skorzystali. Jest nam też zawsze miło, kiedy informacje o akcji są udostępniane. Zwykle zainteresowanie wzrasta, kiedy ktoś znany zachęci na swoim profilu Facebookowym do włączenia się do akcji.
Dlaczego czytanie książek po polsku jest takie ważne?
– Czytanie w ogóle jest ważne. Dobrze jest natomiast przypomnieć, że Polacy nie gęsi i swoich autorów mają. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że literatura jest albo dobra, albo zła, bez względu na to, w jakim języku jest tworzona. Myślę jednak, że powinniśmy pamiętać o maksymie „cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie” i zobaczyć, ile ciekawych pozycji i autorów mamy na własnym podwórku. Bo nie ma nic gorszego, niż krytykowanie polskiej literatury, mając w pamięci jedynie listę lektur obowiązkowych z podstawówki. Nie znam statystyk, jeśli chodzi o czytanie polskich książek w środowiskach polonijnych za granicą, ale wiem, że bardzo często tworzone są dyskusyjne kluby książki, gdzie rozmawia się o polskiej literaturze. Takim przykładem może być Ridgewooteka na Ridgewood w Nowym Jorku, która łączy ludzi w różnym wieku, różnych zawodów, z różnych stron, mających jedną pasję – czytanie polskich książek. To jest też na pewno coś, co łączy Polaków za granicą.
Z jaką książką sama Pani dała się przyłapać?
– Dałam się już przyłapać z „Siewcą wiatru” Mai Lidii Kossakowskiej. To pozycja obowiązkowa dla każdego fana literatury fantasy. Czytam wszystko i wszędzie. To już jest nałogowe. Nawet kiedy jadę tramwajem albo metrem i nie mam nic pod ręką, to czytam reklamy. W kolejce do lekarza czytam ulotki, nawet jeśli to ulotka poświęcona czyrakom. Ale kiedy mam większy wybór, sięgam po kryminały, thrillery albo literaturę fantasy. Zawsze pod ręką mam Johana Theorina – mojego osobistego skandynawskiego mistrza thrillera i kryminału, Martina McDonagha – mojego irlandzkiego mistrza czarnego humoru oraz „Sprzedawcę broni” Hugh Lauriego, znanego w innych niż czytelnicze kręgach jako dr House. Bez towarzystwa tych trzech panów nie jestem w stanie się obejść. Jeśli chodzi natomiast o damskie towarzystwo, to w grę wchodzi najczęściej wspomniana już Maja Lidia Kossakowska.