Ogromna sala Centralnej Biblioteki Rolniczej na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Za stołem bohaterki spotkania i prowadzący. Gdy zaczęła się dyskusja, wstałam, by zadać pytanie:
– Dzień dobry, pani Walerio… – zaczęłam.
– To pani! – usłyszałam w odpowiedzi. – A ja cały czas nie mogłam się nadziwić, że na sali jest ktoś tak do pani podobny. Nigdy się pani tu nie spodziewałam.
Mówiąc szczerze, też nie przypuszczałam, że spotkam w Warszawie panią Walerię, która mieszka w dzielnicy Streatham w Londynie, ale właśnie tego dnia rano otrzymałam informację ze Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich o spotkaniu promującym książkę Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol „Dziewczyny od Andersa”. Może nie ruszyłabym się z domu, gdyby nie ten fragment: „Specjalnie na spotkanie przybędzie pani Waleria Sawicka (94 lata), jest to jej trzecia wizyta w Polsce, po wywózce na Syberię. Poprzez m. in. Kazachstan, Ukrainę, Irak, Szkołę Młodszych Ochotniczek w Jangijulu, maturę w Palestynie, służbę w Egipcie i Włoszech, gdzie awansowała na superintendenta w bazie łączności 2 Korpusu, w 1947 r. trafiła do Anglii”.
Znam panią Walerię od lat. Rozmawiałam z nią kilka tygodni temu przez telefon i pomyślałam, że byłoby z mojej strony niewybaczalnym błędem, gdybym będąc w Warszawie, ominęła taką okazję, zwłaszcza, że jest ona jedyną żyjącą bohaterką tej książki. Autorka opisując historię 19 kobiet, tak zwanych PESTEK, które wywiezione na Syberię lub do Kazachstanu, po porozumieniu Sikorski-Majski, zrobiły wszystko, by dostać się do służby wojskowej, co wcale nie było łatwe. Gdy Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie, w tym Drugi Polski Korpus gen. Władysława Andersa, zostały rozwiązana, starały się rozpocząć życie na nowo. Szukały go w różnych zakątkach globu – w Szkocji, Anglii, Kanadzie, Afryce, Australii; niektóre pojechały do Polski, bo w przypadku większości tych kobiet trudno mówić o powrocie – większość pochodziła z terenów, które po wojnie zostały włączone do Związku Sowieckiego. To opowieść o ich losach wojennych i powojennych.
– Nigdy nie wyjechałam z Polski – podkreśliła pani Waleria. – Kraju nie opuściłam, jeżeli już, to on mnie opuścił.
Pochodzi z Wileńszczyzny i znała głównie tereny wschodnie przedwojennej Polski. Była na wycieczce szkolnej w Gdyni (do Gdańska nie zostali wpuszczeni). Dla niej Polska to przede wszystkim majątek rodziców, których odwiedzały ważne osobistości przedwojennego życia, w tym prezydent Ignacy Mościcki. We wrześniu 1939 r. jej Polska przestała istnieć.
Pomimo, że mieszka od tak wielu lat poza Polską, w pewnym sensie nigdy – w sensie emocjonalnym i mentalnym – jej nie opuściła. Wciąż interesuje się tym, co się tam dzieje. Nie powinno to dziwić, skoro przez wiele lat pracowała w Polskiej Sekcji BBC, a do dziś jako woluntariusz pracuje w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego. Interesuje się historią, ale też współczesnością. I reaguje żywiołowo.
– Jestem może przewrażliwiona i, jak zawsze od dziecka, nazbyt impulsywna. Nie potrafię milczeć, jeśli ktoś źle mówi o moim kraju – mówiła. Gdy uważa to za konieczne, dzwoni do redakcji, a przede wszystkim do stacji telewizyjnych, by prostować błędy i przeinaczenia. O prawdę o Polsce spiera się nawet z zięciem, Anglikiem. Porównując Polskę obecną z tą, jaką widziała podczas wcześniejszych dwóch pobytów, podkreśla, że wiele zmieniło się na korzyść. Martwią ją jedynie niepotrzebne spory polityków.
Drugim gościem specjalnym promocji była pani Elisabeth Lester – córka Danuty Lechny, zmarłej w 2004 r. w Londynie. Opowieść zawarta w książce oparta jest w dużym stopniu na spisanych po wojnie przez Danutę Lechnę pamiętnikach. Elisabeth Lester opowiedziała o podróży, a raczej marszu, jaki odbyła jej matka, gdy dowiedziała się o formowaniu polskiej armii. Niesłychanie ciekawa była też jej opowieść o początkach życia jej rodziców w Wielkiej Brytanii.
W Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie walczyło ponad 7 tysięcy kobiet. Książka opowiada tylko o nielicznych, ale dzięki tym bezpośrednim opowieściom, zilustrowanym licznymi fotografiami, kobiety-żołnierki przestają być anonimowe. Jedna z nich znaczenie polskiej armii opisuje w bardzo kobiecy sposób: „Byłam jedną z pierwszych ochotniczek wcielonych do Pomocniczej Służby Kobiet. Dostałam mundur. Wreszcie czysta, syta i ubrana w coś innego niż łachmany. Miałam buty, pończochy, a nawet grzebień i szminkę do ust. Znów poczułam się kobietą, a nie poniżanym i poniewieranym tłumokiem.”
Książka autorstwa Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol, pięknie wydana przez oficynę Zona Zero, uzupełnia informacje o armii gen. Andersa, na którego dokonania patrzy się głównie przez pryzmat szlaku bojowego i bitwy o Monte Cassino. Pokazuje, że kobiety niezłomne towarzyszyły polskim żołnierzom na wielu frontach.
A jakie pytanie zadałam pani Walerii? Spytałam ją o to, czy po wojnie odwiedziła rodzinne strony. Okazuje się, że nie. „Podróż na Litwę byłaby dla mnie zbyt emocjonalnym przeżyciem” – powiedziała.
Katarzyna Bzowska
Dobra Wola
Piękne i szlachetne pokolenie Polek; dzielne, odważne i oddane sprawie Polski.
Jaka by ta nasza Polska była gdyby tacy ludzie mogli kształcić i budować fundament nowego państwa polskie po 1989 roku. Niestety zdradliwy układ zawarty przy okrągłym stole oraz jej biesiadnicy budowali wzór państwa nawet nie na piasku, ale na bagnie i zasad PRLu. Władza zabiera wszystko, a Naród może tylko słuzyć i pracować na ich dobrobyt.
Zofia Wrona
Chętniee spotkałabym się z panią Walerią. Jak mogę się z nia skontaktować ????