Jest w Lincolnshire miedza, przy której rosną dwa samotne drzewa: modrzew i lipa. Dość nietypowy widok na angielskich pastwiskach. Do niedawna mało kto wiedział, że ich korzenie wrastają w ziemię, która skrywa historię dwóch śmiałków z odległego kraju nad Wisłą, którzy oddali życie „za wolność naszą i waszą.” Dziś przypomina o tym symboliczny pomnik, ufundowany przez brytyjskiego farmera, który w ten sposób pragnie oddać hołd polskim lotnikom.
Dwaj piloci, dwa drzewa
Jest 18 września 1944 roku, tuż po operacji Market Garden. Dwaj piloci z Dywizjonu 307, porucznik pilot Stanisław Madej i porucznik nawigator Józef Gąsecki, wracają z misji, z Holandii do Anglii. W okolicy Withcall ich Mosquito uderza w inny samolot z tego samego dywizjonu z brytyjską załogą na pokładzie. Brytyjczykom udaje się awaryjnie wylądować, a następnie uciec z płonącego samolotu. Natomiast maszyna Polaków pikuje w dół, gwałtownie uderza o ziemię i natychmiast zajmuje się ogniem. Obaj lotnicy giną na miejscu.
17 września 2016 roku w pobliżu tego miejsca odbywa się uroczystość upamiętniająca tragiczne wydarzenie sprzed 72 lat. Właścicielem ziemi, na której zginęli Polacy, jest Henry Smith, brytyjski farmer, bez żadnych polskich korzeni.
– Moi rodzice kupili tę farmę jeszcze przed wojną. Ten wypadek był wielką sensacją w okolicy. Wszyscy sąsiedzi tylko o tym mówili – opowiada.
Żandarmeria zabezpieczyła teren, bo Mosquito był wyposażony w radar, który był wówczas tajną bronią. Ważne było, by nie wpadł w niepowołane ręce. Jednak inne fragmenty samolotu zostały, głęboko wryte w ziemię. Ojciec Henry’ego na pamiątkę zmarłych polskich lotników zasadził na skraju pola dwa drzewa: modrzew i lipę.
Trochę krzyż, trochę statecznik
Od najwcześniejszych lat Henry Smith słuchał tych opowieści ojca, które rozpaliły jego wyobraźnię i ciekawość. To zaszczepiło w nim miłość do historii. Kilkadziesiąt lat po wypadku z udziałem Polaków z pomocą detektora metalu zaczął przeczesywać pola w poszukiwaniu szczątków samolotu. Przy okazji znalazł też wiele innych ciekawych artefaktów, m.in. monety z czasów rzymskich. Wszystkie te wykopaliska, w tym pozostałości rozbitego Mosquito wraz z opisem wkładu polskich pilotów w zwycięstwo aliantów, można zobaczyć w pobliskim muzeum założonym przez Henry’ego.
Cały czas jednak tliła mu się w głowie idea, aby oddać hołd por. Madejowi i por. Gąseckiemu. W tym roku została urzeczywistniona.
Henry z dumą wskazuje na pomnik zbudowany z trzech kamieni wydobytych w pobliżu katastrofy. Konstrukcja przypomina trochę krzyż, trochę statecznik samolotu. A na tablicy – odznaka dywizjonu z charakterystycznym puchaczem i opis po angielsku z wymienionymi nazwiskami Polaków.
– Tędy przebiega popularna trasa spacerowa. Dzięki pomnikowi, wielu z lokalnych mieszkańców pozna dzieje 307 Dywizjonu Myśliwskiego „Lwowskich Puchaczy”. Informacja pojawi się wkrótce na stronie internetowej Niebieskiej Eskadry, z czasem też w innych miejscach. Henry na pewno zadba, aby to miejsce było dobrze oznakowane – tłumaczy Andrzej Michalski, jeden z pasjonatów tworzących inicjatywę 307 Squadron Project, zajmującą się promocją historii tego dywizjonu. Dodał też, że będą starali się zawiadomić o powstaniu pomnika rodziny zmarłych pilotów.
– Dzięki informacjom znalezionym w archiwum RAF udało nam się dotrzeć do ich adresów sprzed wojny. Myślę, że w dobie internetu uda się odnaleźć jakiś krewnych – zaznaczył Michalski
Historia, która łączy
W odsłonięciu pomnika uczestniczyli przede wszystkim Brytyjczycy, a wśród nich Roger Green, radny z Louth, Geoff Burton, prezes RAF Ingham Heritage Group in Lincolnshire oraz Kelvin Youngs z projektu Aircrew Remembered. Następnie zaproszeni goście wzięli udział w nabożeństwie w intencji poległych lotników. Do lokalnej parafii została zaproszona polska sopranistka Paulina Hlawiczka, która w Anglii pełni także posługę pastora Kościoła luterańskiego. Podczas wzruszającej uroczystości śpiewała polskie i angielskie pieśni, a także recytowała „Niebo złote ci otworzę…” Baczyńskiego. Uczestnicy otrzymali tłumaczenie wiersza po angielsku.
– Jesteśmy bardzo wdzięczni fundatorowi za to wszystko. W kontekście ostatnich ponurych informacji o atakach na Polaków żyjących w Wielkiej Brytanii, to bardzo piękny gest i ważny symbol w relacjach polsko-brytyjskich. Takie historie podnoszą na duchu i takimi historiami powinniśmy się dzielić – sumuje Michalski.
Magdalena Grzymkowska
piotrek
Piękna inicjatywa.