Nie od dziś wiadomo, że jesteśmy zacofani względem Zachodu. I nie ma co się nadymać ze złości ani obrażać, ani zaprzeczać przypominając o tysiącletniej historii Polski. Nie ma co wspominać Mieszka I, który zamienił pogaństwo na poddaństwo wobec Rzymu. Kiedy to się działo w roku 966, już wtedy byliśmy potężnie zacofani. W całej Europie królowało rozpasanie i nowoczesność a u nas ludzie wciąż żyli w kurnych chatach, wierząc w gusła i Światowida. Nie lepiej było w późniejszych wiekach, na przykład w czasach Jana III Sobieskiego, który wziął na siebie ratowanie Europy przed Turkami. Jan osiągnął wielki sukces, za który był podziwiany w całym cywilizowanym świecie, tymczasem 100 lat później cały cywilizowany świat przyglądał się spokojnie jak trzej zaborcy rozszarpują Rzeczpospolitą między siebie. Jak dobrze, że tego nie widział zwycięski król spod Wiednia. Ale jeszcze gorzej byłoby dzisiaj.
Wyobraźmy sobie, że teraz tureckie wojska zaatakowały Europę i wdarły się aż pod Berlin. Co zrobiłby król Jan III Sobieski? Najpierw zorganizowałby konferencję międzynarodową dla omówienia problemu nielegalnej imigracji połączonej z równie nielegalną agresją wojskową na Europę. Kanclerz Merkel z zadowoleniem przywitałaby inicjatywę pokojowego zakończenia sporu a następnie zaproponowałaby dalsze rozmowy oraz ustalenie rocznego limitu tureckich imigrantów w Europie. Potem byłaby kolejna konferencja, później następna, a podczas jedenastej konferencji, jej uczestnicy-ze zmęczenia-uchwaliliby jednogłośnie, że owszem, Turkom w Europie należy zapewnić godne miejsce i należy wypłacić odszkodowanie za straty poniesione podczas podboju państw należących do Wspólnoty Europejskiej. Tak to jest, jak się dopuści do rządzenia eurokratów z Zachodu, bez względu, czy ma to miejsce 1000 czy 100 lat temu.
Ale też nie ma co zaprzeczać, że Zachód oferuje nam to, czego u nas brakuje. W przeciwnym wypadku to nie Polacy jeździliby na Zachód za pracą i dobrobytem, tylko ludzie z Zachodu masowo przyjeżdżaliby nad Wisłę do roboty. Krajowe gazety z ubolewaniem podkreślałyby wówczas, że „ci okropni Brytyjczycy zabierają pracę Polakom, imają się najtańszych i najgorzej płatnych robót, masowo zatrudniają się w przemyśle, godzą na niższe od najniższego wynagrodzenie, czym psują lokalny rynek pracy.
Ostatnio nawet wyparli z rynku Ukraińców oraz obywateli Niemiec. Ci ostatni szczególnie upodobali sobie najcięższe prace w rolnictwie, przy zbiorze warzyw i owoców.” I dalej codzienna prasa donosiłaby: „To prawda, że Polacy od dawna już nie podejmowali zatrudnienia w zawodach związanych z pracą fizyczną. Kilka milionów cudzoziemców, przede wszystkim z krajów Zachodu znalazło w Polsce swoją drugą, a coraz częściej pierwszą ojczyznę. Polski stał się najpopularniejszym językiem Europy!”-z dumą donosiłby rządowy dziennik na pierwszej stronie. Jest i ciemna strona masowej imigracji do Polski: „Cudzoziemcy nie szanują naszej tradycji!”-grzmią dziennikarze. I dalej: „ Brytyjczycy, Niemcy i Francuzi podejmują pracę za najniższą stawkę nawet w Wigilię”.
„Cudzoziemcy śmieją się z polskich pierogów z kapustą na świątecznym stole. Mówią, że nie można do ciasta wkładać zepsutych warzyw.” „Rośnie przestępczość wśród imigrantów.” „Nielegalne obozy tanich pracowników z Zachodu szpecą polskie parki, a szczytem barbarzyństwa było rozbicie namiotów w Ogrodzie Wilanowskim! Policja wywiozła obywateli Wielkiej Brytanii do schroniska dla bezdomnych”.
No dobra. Dość tych fantazji. Teraz twarda rzeczywistość. Piszę o tym wszystkim aby podnieść swoje samopoczucie i dowartościować się w oczach Zachodu. To oczywiste, że mam wiele kompleksów i najchętniej sam wyemigrowałbym w kierunku przeciwnym do wschodu słońca. Moja frustracja wzrosła po obejrzeniu wernisażu wystawy „Wszyscy jesteśmy migrantami”.
Po raz pierwszy w Polsce pokazano publicznie listy emigrantów, którzy wyjechali do Ameryki za chlebem połowie XIX wieku. Jak podają organizatorzy, w ciągu kilkudziesięciu lat, od połowy XIX wieku do wybuchu I wojny światowej z ziem polskich wyemigrowało do Ameryki ponad 2,5 mln osób. Ich listy wysyłane do kraju nigdy nie trafiły do rodzin.
Carska cenzura zatrzymywała listy z Ameryki, emigracja była źle widziana przez władze zaborcze. Dopiero po wielu latach odkryto te listy a teraz pokazano je publicznie na wystawie w Poznaniu. Wstrząsająca lektura.
Andrzej Kisiel
inga
Co tydzień czekam na felietony p Kisiela, są czaderskie 😀