Poznałam ‘Zo’ w marcowy, pochmurny londyński dzień w 2000 r.. Przede mną sterta szarych, sfatygowanych teczek z dokumentami SOE (Special Operations Executive). Sięgnęłam po teczkę HS4/ 278, przed oczyma nazwiska Watson Elizabeth alias Zajkowska Zofia, a więc Polka. Karta indeksowa jak każda inna podaje krótkie dane – kończy się jednak uwagą: ‘a straight forward, intelligent and very brave woman’ (bezpośrednia, inteligentna i bardzo dzielna kobieta). Nie miałam wątpliwości, że chodzi tu o jedną Polkę, kobietę żołnierza, emisariuszkę AK – ‘cichociemną’, której to epopeja dwukrotnej podróży na zachód, była mi już znana – ale nie w takich szczegółach, jakie przypuszczałam. Czytałam skwapliwie, bez przerwy, do końca.
Historia nadaje się na scenariusz sensacyjnego filmu i pytam się, dlaczego żaden z wielu możliwych reżyserów polskich nie zainteresował się tą kobietą, która jeszcze żyje i pracuje w Toruniu – mieście, w którym się urodziła, pod zaborem pruskim, 19 marca 1909 r. Elżbieta Zawacka ‘Zelma’, ‘Zo’, ‘Zajkowska Zofia’ i ostatecznie ‘Elizabeth Watson’ – kryptonim nadany jej przez brytyjskie SOE. Panna Zawacka ukończyła studia matematyczne na Uniwersytecie Poznańskim, wybrała zawód nauczycielki, biegle władała niemieckim i francuskim, co było ogromnym atutem w jej pracy konspiracyjnej. Szalenie patriotyczna, od 1930 r. działała w Przysposobieniu Wojskowym Kobiet (PWK), a od 1940 pod pseudonimem ‘Zo’ należała do Wydziału Łączności Zagranicznej ‘Zagroda’ w Komendzie Głównej ZWZ-AK.
Ppłk. Harold Perkins, Szef Sekcji Polskiej SOE, który musiał wiedzieć, że ‘Zo’ jest w stopniu kapitana, w swym raporcie, po przeczytaniu protokołu przesłuchania Zawackiej w Londynie w maju 1943 r., tak pisał:
“This straight forward, intelligent and very brave woman has undoubtedly contributed greatly to the common effort and I do feel that there should be some recognition for her services” ( Ta bezpośrednia i bardzo dzielna kobieta nie wątpliwie przyczyniła się dla wspólnej sprawy i uważam, że za tą służbę powinna otrzymać jakieś wyróżnienie.).
Proponowany brytyjski OBE ( Order of the British Empire), został odrzucony przez władze zwierzchnie, motywujące, „że osoba jest z poza organizacji i tego typu kategorii, która nie nadaje się do odznaczenia”, (co nie było prawdą, gdyż osoby jak: Marian Utnik, Rawicz-Szczerbo, czy Wincenty Bąkiewicz ordery dostali). W toku zbierania materiałów do przyszłej publikacji awansów wojennych, nie znalazłam nazwiska ‘Zo’ z listy odznaczeń ‘cichociemnych’. Nadawał je sam Król Jerzy VI, był to King’s Medal for Courage in the Cause of Freedom, odznaczenie ogromnie pasujące dla jedynej kobiety skoczka. Należy przypuszczać, że rekomendacja od Szefa Oddziału Specjalnego, na którą Anglicy reagowali nie nadeszła, a ujemna i niesłusznie decyzja wymienionych już władz polskich, sprawiła, że odznaczenie brytyjskie celowo ominęło naszą bohaterkę.
Odznaczona została jednak Orderem Wojennym Virtuti Militari kl. V, zarządzeniem Szefa Sztabu Głównego w Londynie w 1946, (które tym razem obowiązywało wszystkich) otrzymała Medal Wojska po raz pierwszy. Sprawa awansów dla oficerów była jasna, ci, którzy udawali się do Kraju, mogli być awansowani o jeden stopień wyżej, o ile ostatni ich awans miał miejsce w Kraju. Tak wyglądały zasługi ‘Zo’ Zawackiej dla świętej sprawy – walki o niepodległość Polski.
W kraju zaś uznania te przyszły dopiero po 1989. Lata dyskryminacji i upokorzenia minęły. Przyszły awanse na wyższe stopnie wojskowe. Pułkownik Elżbieta ‘Zo’ Zawacka zostaje członkinią powołanej przez Prezydenta RP Kapituły Orderu Virtuti Militari. Honorowa Obywatelka rodzinnego Miasta Torunia, z rąk Prezydenta Lecha Wałęsy otrzymała najwyższe odznaczenie państwowe – Order Orła Białego. Ale to nie wszystko: 3 maja 2006 r. prezydent Lech Kaczyński przyznał awans na stopień generalski. Piękna postać – piękna przeszłość i wielki autorytet moralny.
By poznać ją bliżej, należy się cofnąć 60 lat i spojrzeć na brytyjskie dokumenty, które dopiero w 2000 r. zostały udostępnione mi dla zbadania współpracy Oddziału VI z brytyjską organizacją sabotażowo-dywersyjną SOE.’Zo’ Zawacka była kurierką, ponad sto razy przekraczała granice. Prócz umiejętności i odwagi – miała przy tym dużą dozę szczęścia. Informacje zebrane na szlakach kurierskich, były ogromnie ważne i pożądane przez sekcje operacyjne SOE. Anglicy byli szczególnie zainteresowani sytuacją graniczną, jakie są kontrole i gdzie są przeprowadzane przez Niemców; lokalizacja kwater niemieckich i dosłownie wszystko, co dotyczyło trasy Warszawa – Berlin – Paryż.
Na pytania odpowiadała krótko i zwięźle: „Jechałam, Warszaw Wschód – Kutno – Berlin Schesirdar Bahnhof, przejazd do Anhalter Banhnhof – Leipzig – Frankfurt nad Menem – Metz – Paryż, bez przesiadania. Kontrola biletów na wszystkich odcinkach z Warszawy do Berlina. Kontrola dokumentów wszystkich podróżujących odbyła się trzykrotnie. Osoby cywilne kontrolowane przez Kriminalpolizei. W Kutnie papiery sprawdzało Grenzpolizei, żądano dowodu osobistego. Kontrola papierów wojskowych między Berlinem a granicą alzacką przeprowadzała Żandarmeria.. Kontrola na granicy alzacko-niemieckiej-francuskiej cztero- lub pięciokrotnie. W okolicy Saabrucken-Metz, kontrola Gestapo, cywilne Kripo, Żandarmeria i Granzpolizei. Kontrolujący nie zawsze znają wszystkie dokumenty.”
Na granicy Alzacji, dziwiono się formatem dokumentów niemieckiej Guberni, które były fałszywe, choć dobrze skopiowane. Nic dziwnego, że ją przepuszczono, odpowiadała biegle po niemiecku z przekonaniem. Bezpośrednio po przybyciu do Paryża, ‘Zo’ musiała się zarejestrować w komendanturze niemieckiej i wypełnić kwestionariusz. Po otrzymaniu żółtej kopii, przechodziła do następnych kontuarów w celu otrzymania przepustki, kwatery noclegowej, kupony żywnościowe oraz zadeklarowania pieniędzy, jakie miała przy sobie. O mały włos, a wpadłaby w łapy Gestapo, gdyż przy deklaracji swoich sfałszowanych Reisemarke, urzędniczka zwróciła uwagę, że banknoty są ostro odbite, zastanawiała się czy ma dzwonić do Warszawy prosząc bank o sprawdzenie, ale rozmyśliła się widocznie, gdyż nie chciała przysparzać sobie kłopotu administracyjnego.
Jako Niemka, ‘Zo’ otrzymywała kwaterę w hotelach zarezerwowanych dla Niemców. Hotel du Monde na Avenue de l’Opera, był niebezpieczny i czuła się w nim zdecydowanie nieswojo, gdyż w hotelu stacjonowało Gestapo. Wiemy, że w styczniu 1943 odbyła podróż (bez meldowania się) do południowej Francji. Z pewnością do Marsylii by zorientować się w możliwości transportu morskiego do Gibraltaru. Trasę tą prowadził kpt. Buchowski, który nocą w uprzednio umówionej miejscowości nadbrzeżnej, pobierał kurierów, agentów i zbiegów różnej narodowości, którzy z kolei byli przerzucani dalej do Anglii. Organizacją zajmowało się SOE.
Była to jednak straszliwie nieudana wyprawa naszej emisariuszki. Pobyt w Paryżu się przedłużał, możliwości użycia znanych tras kurierskich były minimalne, choćby z powodu złej pogody zimowej i szeregu wpadek francuskich melin. Mając przedawnione już dokumenty, ‘Zo’ decyduje się wracać tą samą trasą z powrotem do Warszawy po nowe instrukcje. Po raz drugi przybywa do Paryża w styczniu 1943 r. W komendanturze zaskakuje ją pytanie o jej numer przynależności do partii, do której nie należała. Drugie pytanie, które także ją zafrapowało, było podanie nazwy i adresu firmy (fikcyjnej) gdzie rzekomo miała pracować. Odpowiedziała bez zająknięcia, ale banalnie – słowo Montmarte, bo tylko ono, w tym momencie przyszło jej do głowy. Z kwaterą też nie miała szczęścia, musiała ją zmieniać dwukrotnie; poza wymienionym już Hotelem du Monde, przebywała w Hotelu des Etats Unis, z którego wyniosła się szybko z powodu wścibskich Niemek, które chciały wiedzieć co ‘Zo’ porabia w Paryżu i przeniosła się do Hotelu Voltaire na ulicy Rive Gauche. Na niemieckie papiery, otrzymała tzw. Meldezettel, oficjalną kartę upoważniającą do posiłków w wyselekcjonowanych dla Niemców restauracjach.
SOE wraz z Oddziałem VI, wyznaczyło ponowną trasę dla ‘Zo’, miała jechać przez Vichy, Nimes i Carasco do Tuluzy w towarzystwie trzech Francuzów. Przewodnicy z Resistance mieli mieć nad nimi pieczę. Pierwsza kontrola, tym razem francuskich sfałszowanych dokumentów, świadczących, że ‘Zo’ pochodzi z Alzacji i wraca do miejsca swej pracy do Pyrenee Orientales, miała w miejscowości Foix. Dziwiono się nad nie typowymi dokumentami, jakie mieli przed sobą, ale łaskawie przepuścili. Szczęście dopisywało. Po przyjeździe do Tarascon na granicy hiszpańskiej, zatrzymali się w hotelu na nocleg, a rano, przebrani sportowo z plecakami, czekali na przewodnika, który był w swoim pokoju na pierwszym piętrze. Nie spodziewanie, do hotelu (w celu napicia się piwa) – weszła, z bronią w ręku niemiecka straż graniczna, żądano dokumentów. ‘Zo’, stojąca z tyłu, bliżej korytarza, korzystając z zamieszania, wycofała się do służbowego małego pokoju, prosząc by pokojówce podkręciła radio na cały regulator i zostawiając swój plecak w pokoju, udając pokojówkę, weszła spokojnie na pierwsze piętro, szukając przewodnika. Umknęli razem, tylnym wejściem przed siebie – w kierunku zaśnieżonych gór,. Francuzów zaś aresztowano i odstawiono do Tuluzy.
Ale nie na tym epizodzie kończy się epopeja naszej emisariuszki. W górach spędza trzy dni, szukając trasy i następnych przewodników. Przyłącza się do niej następny zbieg – Francuz, także szukający trasy. W wiosce La Bastice, zatrzymani są przez policję, ucieka im przewodnik, zostawiając ich samych, ukrywających się godzinami między skałami, zziębniętych i głodnych. Od tego momentu, trzymają się z daleka od wiosek i osiedli, od dróg i komunikacji, idą pieszo w stronę Manresa ku Andorze. Ufając Hiszpanowi, że ich dowiezie do jakiejś stacji by dostać się do Barcelony, przyjmują ofertę podwiezienia, nie wiedząc, że ponownie będą zatrzymani przez policję. Znów ucieczka i marsz górski ku Manresie. Odcinek ten zabrał im 2 dni marszu. Bilet kolejowy do Barcelony, gdzie dojechała 29 marca 1943 r. kupiła bez problemu. Pobyt w Konsulacie brytyjskim (gdzie była od dawna oczekiwana) trwał 6 dni. Dalsza trasa to Madryt, gdzie w ambasadzie brytyjskiej wyrobiono ‘Zo’ nowe papiery na nazwisko Elizabeth Watson. Już 25 kwietnia jest w Gibraltarze czekając na transport morski do Anglii, który odbyła statkiem ‘Stirling castle’ do portu Liverpool 2 maja 1943 r.; 7 maja zdaje sprawozdanie ze swej podróży, po polsku, wobec władz SOE w Royal Patriotic School, Wandsworth, w Londynie. Czekało ją następne spotkanie z Oddziałem VI.
Nie można powiedzieć, że postój ‘Zo’ w Londynie był zadawalający lub owocny. Poza spotkaniem z członkami Rządu i audiencji z Naczelnym Wodzem, gen. Sikorskim, spotkanie z Centralą Oddziału VI było krytyczne. ‘Zo’ była bezkompromisowa w zasadniczych sprawach łączności lądowej, którą sama organizowała i przecierała jej szlaki. Domagała się lepszej administracji pracy biurowej, walczyła z zaniedbaniem czynności – sama przyznawała, że może zbyt ostro i emocjonalnie wyrażała ocenę efektywności pracy Oddziału VI. Jakżeż niesłuszną i skandaliczną ‘opinie’ wydał por. Jerzy Żulaski, jeden z trzech oficerów. Cytuję:
Mało inteligentna ale sprytna o fantastycznej ambicji osobistej, niczym nie skrępowana ciekawość i wścibskość, nielojalna i skłonna do nadużycia zaufania dla celów egoistycznych. Nieprzytomna feministka ruchu ‘wyzwolenia’ i równouprawnienia kobiet. Histeryczka.
Czytając to ‘Zo’ w 1976 r. złożyła orzeczenie pisemne, które warto zacytować:
Po przeczytaniu ‘opinii’, zrozumiałam, że u jej genezy tkwi przede wszystkim głęboka różnica dwóch postaw: żołnierza walczącego w okupowanym Kraju, nieustannie narażonego na tortury i śmierć a oficera-urzędnika, w bezpiecznym Londynie, wygodnie, choć zapewne we własnym rozumowaniu, sumiennie załatwiającego ‘papierki’… Każdej nadchodzącej z Kraju do Oddziału VI depeszy, towarzyszyła moja myśl o śmiertelnym niebezpieczeństwie co najmniej kilkunastu żołnierzy z łączności radiowej, a tymczasem nie raz daty odczytania na depeszy wskazywały, że odszyfrowanie minęło wiele dni. Nie wierzyłam, że nie da się tej opieszałości zaradzić….
Po za sprawami łączności z Krajem, ‘Zo’ miała nadzieję spotkania się z gen. Sikorskim. Miała załatwić kontakty wojskowe zlecone jej przez Szefa Wojskowej Służby Kobiet Sztabu KG AK. Dotyczyły one poznania funkcji formacji Pomocniczej Służby Wojskowej Kobiet poza Krajem. Sztab załatwił jej wizytę do RAF Fighter Command HQ w Anglii i Szkocji i do Kenley, aby pokazać pracę WAAF (Women Auxilary Air Force).
W Kraju natomiast, żołnierz czy to kobieta czy mężczyzna, pełnił jednakowo niebezpieczną służbę frontową. Zważając na ten fakt, zadziwiający jest dokument, a właściwie, maszynowa kopia listu opiniodawczego, podpisana tylko rangą ppłk. do Miss M. Gamwell, Women’ Transport Service FANY, która miała mieć spotkanie z ‘Zo’. Łaskawie donosi:
„ I am advising you particularly to stress the democratic angle, that, it is the people of the country as a whole, who should decide the part which women are to play in this War, rather than the dogmatic ruling of those in power. Elizabeth, as you know, is inclined to take the militant female dictator view of things!”
Mimo tych upokarzających słów, wizyta u brytyjskich kobiet żołnierzy, szalenie ‘Zo’ zaciekawiła. Jakże postępowa była ‘Zo’ w swych marzeniach, któżby przypuszczał, że dziś można zobaczyć integralne jednostki wojskowe składające się z mężczyzn i kobiet – na równi.
Czekała z niecierpliwością powrotu do Kraju, który miał nastąpić w pierwszym terminie w lipcu. Miała lądować samolotem Lysander we Francji, z stamtąd, tą samą drogą jak przyjechała, przez Berlin do Warszawy. Wyrabiano nowe dokumenty i zaopatrzono w 1,000 franków.
Zaplanowany lot do Francji został niespodziewanie odwołany i trzeba było przeczekać 60 lat, by dowiedzieć się, jakie były tego powody. Według zeznań brytyjskich, ‘Zo’, bezwiednie mogła być wplątana w największą aferę francuską. Mowa tu o współpracy szefa niemieckiej Abwehry we Francji Hugo Blaichera z Francuzem, agentem SOE Henri Dericourtem, który był odpowiedzialny za umożliwienie lądowania agentów SOE na przygotowanych terenach i jej ekipy w północno zachodniej Francji. Brytyjski wywiad podejrzewał, że Blaicher celowo przepuszczał kurierów w drodze do Anglii, z nadzieją przychwycenia ich i poczty z pomocą Dericourta w drodze powrotnej.
Z uwagi na zmiany planu, przygotowywano ‘Zo’ do skoku bezpośrednio do Polski. Kurs odbył się w Wilmslow, Cheshire i uważała go jako ‘prawdziwy sport’. Trening który każdy cichociemny przechodził, obył się w Audley End niedaleko Cambridge. Operacja SOE o kryptonimie ‘Neon 4’ odbyła się samolotem (chyba Dakotą), którego dowódcą był mjr. Król. Wraz z dwoma ‘cichociemnymi’ por. Marianem Serafińskim i por. Bolesławem Polańczykiem oraz sześcioma pojemnikami broni, ‘Zo’ zrzucona była w miejscowości Solnica, plac nr. 107, 9 października 1943 r. W pełni księżyca wracała do umęczonego, ale jakże ukochanego Kraju.
Eugenia Maresch
Członek Polsko-Brytyjskiej Komisji Historycznej, od 1947 r. mieszka, działa i pisze w Londynie.
Ulka Biały
Ta kobieta ma naprawdę ciekawą historię !!