Z Brexitem nie wolno nam zwlekać – mówiła brytyjska premier Theresa May podczas konferencji Partii Konserwatywnej, która odbyła się w Birmingham. Formalny proces wychodzenia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, czyli uruchomienie artykułu 50 traktatu lizbońskiego, nastąpi najpóźniej w końcu marca przyszłego roku.
Brytyjska premier wyraziła nadzieję, że proces wychodzenia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej przebiegnie „bez zakłóceń i w sposób uporządkowany”, a negocjacje w sprawie Brexitu będą stanowiły odbicie „dojrzałych, bazujących na współpracy relacji, jakie funkcjonują między bliskimi przyjaciółmi i sojusznikami. „Jestem przekonana, że będziemy w stanie pokonać wszelkie przeszkody. Powinniśmy dążyć do przyjaznego rozwodu” – powiedziała May. Odrzuciła postulat, by zgodę na Brexit wydał brytyjski parlament. „Ci, którzy przekonują, że artykuł 50 może zostać uruchomiony tylko po zgodzie obu izb parlamentu, nie stoją po stronie demokracji. Próbują ją podkopać” – stwierdziła, dodając, że kraj zagłosował przeciw Unii „jako całość”. Było to pośrednie nawiązanie do tego, że Szkocja i Irlandia Północna opowiedziały się za pozostaniem Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. „Nigdy nie pozwolę, by dzielący ludzi nacjonaliści podkopali tak cenną unię pomiędzy czterema narodami naszego królestwa” – powiedziała.
Premier przedstawiła też zarys programowy swojego rządu. Oddała hołd swemu poprzednikowi, by następnie poddać krytycy działania rządu, którego była członkiem. Zapowiedziała przesunięcie partii w stronę centrum. Jej gabinet – mówiła – zrobi wszystko, by służyć „zwyczajnym, pracującym ludziom”, których poglądy były często wyśmiewane, a w najlepszym razie ignorowane.
Jej zdaniem problem polega na tym, że osoby z tak zwanego establishmentu czują w pierwszym rzędzie solidarność z międzynarodowymi elitami, a nie z ludźmi, których mijają na ulicy. „Jeśli wierzysz, że jesteś obywatelem świata – jesteś obywatelem niczego i nie rozumiesz tego, co samo słowo obywatelstwo oznacza” – powiedziała May. Kpiła z polityków i komentatorów: „Posłuchajcie co mówią o ludziach. Oceniają, że patriotyzm jest obrzydliwy; wątpliwości dotyczące imigracji – zaściankowe, poglądy na przestępstwa – nieliberalne; a przywiązanie do bezpieczeństwa zatrudnienia – niewygodne”.
„W czerwcu ludzie zagłosowali za zmianą i ona nadejdzie” – zapewniała. Nazwała referendum „cichą rewolucją, w której miliony obywateli postawiły się i powiedziały, że nie chcą być dalej ignorowane. To punkt zwrotny tego wieku; jedna na pokolenie szansa na zmianę kierunku rozwoju naszego kraju”.
Nazwała program swej partii „empatycznym konserwatyzmem”. Jej zdaniem do dobrego funkcjonowania społeczeństwa potrzebny jest poczucie wspólnoty, duch obywatelstwa: „Ten duch – wyjaśniała – wymaga uznania kontraktu społecznego, który mówi jednoznacznie, że dbasz o wykształcenie i przygotowanie do pracy młodych ludzi stąd, zanim zdecydujesz się na tanią siłę roboczą z zagranicy”.
Jej przemówienie odebrane zostało jako krytyka tych przedsiębiorstw, które z myślą o zysku wolą zatrudniać dobrze wykształconych cudzoziemców, w tym Polaków, niż Brytyjczyków, których trzeba uczyć wszystkiego od podstaw. To nastawienie na własnych obywateli ma także objąć NHS, w którym występuje tendencja do zatrudniania lekarzy zza granicy. May podkreśliła, że planuje także przygotowanie nowej polityki przemysłowej i rozwojowej, która „będzie miała za zadanie rozwiązać część ze strukturalnych wyzwań stojących przed Wielką Brytanią”.
Mówiąc o zerwaniu z Unią Europejską premier rządu zapowiedziała, że większość dotychczasowych praw unijnych będzie wprowadzonych do ustawodawstwa brytyjskiego, co w praktyce oznacza, że brytyjski parlament będzie te przepisy traktował w ten sam sposób co wszystkie inne, a więc podlegające zmianom. „Zwierzchność unijnego prawa skończy się na zawsze” – stwierdziła pani premier.
Imigracja będzie z pewnością głównym przedmiotem negocjacji Wielkiej Brytanii z Unią Europejską. Choć brytyjscy politycy zapewniają, że ci, który są już w Wielkiej Brytanii, nie muszą obawiać się deportacji, to jednak za każdym razem dodają: „Ich pozycja zależy od tego, jaki status otrzymają obywatele brytyjscy mieszkający w państwach unijnych”.
Minister spraw wewnętrznych Amber Rudd podczas konferencji w Birmingham zapowiedziała, że zostanie zmieniony system wydawania wiz studenckich; studenci będą musieli wykazać się znajomością angielskiego, będą mieli ograniczone prawo do sprowadzania rodziny, a także podejmowania pracy po ukończeniu studiów. Nowe przepisy są właśnie konsultowane społecznie, podobnie jak i propozycja, by przedsiębiorstwa przekazały władzom listę zatrudnianych cudzoziemców. Ten ostatni pomysł spotkał się natychmiast z krytyką ze strony City, Brytyjskiej Izby Handlowej, Instytutu Dyrektorów i związków zawodowych. Zwracano uwagę na to, że przedsiębiorcy przede wszystkim oceniają kwalifikacje i przydatność zawodową kandydatów do pracy. Stygmatyzacja cudzoziemców nie powinna mieć miejsca, bo jest to niczym więcej, jak szukaniem kozła ofiarnego i podgrzewaniem nastrojów ksenofobicznych.
Julita Kin
Anna Kowalewska
Zobaczycie, czy po Brexicie będziecie tacy mądrzy
violka
Taaa… Dalej, dalej, rządy konserwy, rozwalcie ten kraj!