Co za tydzień. Jestem raczej zdyscyplinowanym pracownikiem i zawsze staram się zdążyć do pracy, ale tym razem co rusz coś mnie zatrzymywało po drodze i w efekcie zaliczyłem kilka spóźnień. Teraz mogę się pożegnać z premią za wydajność i dobre sprawowanie. A tak się starałem. Czy to moja wina, że w pobliżu nie było Tomka?
„Jakiego Tomka?” – zapytacie słusznie. Hej, przecież znacie go wszyscy! To jest Tomek-zbawca. Tomek superhero. Tomek idol milionów ludzi na świecie. Nie znacie jeszcze Tomka?! Wielka strata. Tomek obroni nas wszystkich, Tomek rozwiąże nasze problemy, Tomek jest dobry na wszystko, co ja mówię, Tomek jest NAJlepszy na wszystko. Po prostu Tomek. Opowiem Wam o Tomku…
W poniedziałek nie dotarłem do pracy z powodu deszczu. Tak przynajmniej początkowo sądziłem. Od rana padało. Pogoda w sam raz do aklimatyzacji przed wyjazdem do Anglii – pomyślałem. Tak jak wspinacze wybierający się w Himalaje na miesiąc przed wyjazdem kładą się spać wieczorem do lodówki, żeby przyzwyczaić organizm do wysokogórskich temperatur, tak samo wyjeżdżający na Wyspy powinni przyzwyczajać ciało do stałej wilgoci. Z powodu deszczu stały tramwaje i autobusy, a korki sparaliżowały całe miasto. Potem dowiedziałem się, że spóźniłem się do pracy nie z powodu deszczu, ale braku Tomka. Ale po kolei.
Tomka co prawda nie było, ale był za to strajk. W poniedziałek ogłoszono ogólnopolski czarny protest czy jakoś tak. Strajkowały kobiety w Polsce, bo nie chciały aby faceci podejmowali za nie decyzje w sprawach prokreacji, czyli po naszemu – rozmnażania. A kto ma podejmować decyzje, jeśli nie – za przeproszeniem – męski organ?! Z powodu strajku zablokowano całe miasto, więc się spóźniłem o godzinę.
We wtorek spóźniłem się do pracy, bo ogłoszono biały marsz. Tym razem chodziło o to, aby to mężczyźni podejmowali za kobiety decyzje o prokreacji a więc rozmnażaniu. Choć założenia protestu były dokładnie przeciwne do poprzedniego, efekt był ten sam – przemarsz przez miasto sparaliżował komunikację. Skutek? – kolejne spóźnienie. I znów zabrakło Tomka…
W środę byłem pełen dobrych myśli i zapału do pracy. Kolorowe protesty minęły, będzie dobrze. Było, ale do czasu. Pod urzędem stanęli demonstranci krzyczący: Stop CETA, stop TTIP, precz z Brexitem, niech żyje zjednoczona Unia Europejska. Jak stanęli, to zablokowali komunikację miejską. Spóźnienie.
W czwartek nie było żadnego strajku ani nawet demonstracji. Było natomiast zagrożenie terrorystyczne. Ktoś zadzwonił z informacją o bombie podłożonej w centrum miasta. Oczekiwanie w korku było urozmaicone, podziwialiśmy sprawność służb sprawdzających podejrzane miejsca. Bomby nie było, było za to spóźnienie. Nie muszę dodawać, że Tomka też nie było. W piątek myślałem już tylko o tym, abym bezstresowo, bez korków i większych spóźnień dostał się do domu. Jakoś się udało.
W poniedziałek usłyszałem w radiu, że będzie lepiej, bo Tomek nadchodzi. Tomek-zbawca. To była zapowiedź premiery kinowej filmu z Tomem Hanksem w roli głównej. Dan Brown napisał książkę, a potem ktoś ją sfilmował i z tego powstała cała historia o Tomku-bohaterze. Już wiem, że Tom(ek) mnie uratuje, on uratuje całą ludzkość. Co to za problem z białym marszem, czy czarnym strajkiem, skoro Tom(ek) potrafi uratować przed zagładą pół świata? Po prostu trzeba zaprosić Tomka do Polski.
Skoro uratowanie ludzkości zajmuje mu w filmie 2 godziny, to w naszym kraju liczącym około 38 mln osób, zrobienie porządków zajmie najwyżej parę minut. Jakiś niedowiarek może powiedzieć, że na taki bałagan jaki mamy w kraju jeden Tomek to za mało. Za mało? Proszę bardzo, macie drugiego Tomka. Tom Cruise – następny wybitny aktor to przecież kolejny specjalista od ratowania ludzkości. Czego Hanks nie dokona, Cruise dokończy. Nie wierzycie? Jego aktorstwo w filmach z serii „Mission Imposibble” nie pozostawia wątpliwości. To człowiek do zadań niemożliwych, a z takimi mamy przeważnie do czynienia w Polsce. Tomek załatwi nawet wygraną Legii Warszawa z Realem Madryt, bo dla Tomka nie ma spraw nie do załatwienia. A jeśli coś w życiu wam nie wyjdzie, to nie szukajcie winnych daleko. Nie udało się, bo Tomka zabrakło.
Andrzej Kisiel
ania
ha ha 😀 Kisiel <3