Na najwyższym wzgórzu regionu Chiltern (260 m n.p.m) Coombe Hill, stoi wielki obelisk poświęcony pamięci uczestnikom wojny w Afryce Południowej (Boer War). To jeden z pierwszych (1904), wielkich pomników w Anglii i na świecie, który ma nie tylko przypominać o zwycięstwie, ale także wymieniający nazwiska poległych. Od wieków narody wznosiły monumentalne struktury, łuki tryumfalne, obeliski, będące wyrazem dumy, lecz nie poświęcenia ani pamięci o tych, którzy zginęli. To ostatnie było raczej pomijane na korzyść wygranej. Z obeliska rozciąga się wspaniały widok na dolinę Aylesbury, gdzie dominują rozległe lasy i pola. Wśród nich na pewno zauważymy stary dwór. To Chequers House, podarowany tak jak i 106 arów wokół pomnika dla National Trust- instytucji opiekującej się i udostępniającej zabytki narodowi. Dwór jednak jest obiektem zamkniętym, pomimo znajdujących się tam kolekcji o wielkim znaczeniu historycznym. To miejsce, gdzie dostęp mają jedynie najważniejsi obywatele państwa i świata oraz ich sprawdzona świta.
Dwór pod specjalnym nadzorem
Conquers House ma specjalne przeznaczenie. Został on przekazany w roku 1921 przez ostatnich właścicieli, bezdzietne małżeństwo wicehrabiów Lee of Fareham, dla National Trust po długich negocjacjach. Przyszłość tego dworu została wyrażnie określona i sprecyzowana w akcie parlamentarnym. Miał on służyć wszystkim premierom Wielkiej Brytanii jako miejsce odpoczynku oraz przyjmowania zagranicznych gości i dyplomatów. Był to znakomity pomysł państwa Lee. Po Pierwszej Wojnie Światowej pojawili się bowiem zupełnie nowi politycy. Do tej pory byli to ludzie z arystokracji, bogatych klas ziemiańskich z rodzinnymi majątkami, zamczyskami i dworami gdzie mogli przyjmować innych możnych tego świata, oraz po prostu odpoczywać.
Z biegiem czasu Chequers House okazał się niezwykle przydatny premierom, bez arystokratycznych korzeni i siedzib. Margaret Thatcher przyjmowała tam amerykańskich prezydentów, Tony Blair- Putina wraz z małżonką, bywała tam również i obecna Królowa Elżbieta, której rodzinna historia jest związana w niezwykle ciekawy sposób z Chequers House. Dwór powstał już w wieku XIII, należał on do ówczesnego sekretarza dworskiego skarbu czyli „Court the Exchequer”. Z jego nazwiska możemy odgadnąć, że był on włoskim imigrantem: Elias de Scaccario zwany też Elias Ostiarius. Stąd zapewne nazwa „Chequers” wywodząca się z jego dworskiej funkcji.
W XVII wieku nowy właściciel William Hawtrey przeprowadził gruntowny remont siedziby. Wtedy to ówczesna Królowa Elżbieta I zażądała by właśnie tam została uwięziona i przetrzymywana w zupełnym odosobnieniu Lady Catherine Grey, młodsza siostra Jane Grey. Powód? Catherine poślubiła w sekrecie i bez zgody rodziny Edwarda Seymour, hrabiego Hertford. Jej pierwsze małżeństwo zostalo anulowane, i gdy Elżbieta I dowiedziała się o drugim, Catherine była już w ósmym miesiącu ciąży. Kobietę najpierw osadzono w Tower, co jakoś nie przeszkodziło jej zajść w ciążę po raz drugi, stąd decyzja o zupełnym odosobnieniu w Chequers House.
Catherine urodziła dwóch chłopców. Starszy syn, Edward Seymour, to przodek Królowej Matki i tym samym obecnej królowej Elżbiety II. Pokój, w którym przebywała Catherine jest do dziś utrzymany w takim samym stanie gdy go zajmowała przez dwa lata (1565- 1567). Zmarła w wieku 27 lat, prawdopodobnie na grużlicę. W roku 1715 właścicielka Chequers wyszła za mąż za wnuka Olivera Cromwella. Dzięki temu we dworze znalazło się mnóstwo pamiątek z nim związanych: największa, niedostępna kolekcja w kraju. Dwór posiada też wspaniały księgozbiór, arrasy i obrazy oraz antyczne meble, których niestety zwykli obywatele nie mogą oglądać.
Pechowy pomnik
Odwiedzający Coombe Hill mogą się jednak zadowolić widokiem dworu ze wzgórza i spacerami po okolicy. Chiltern Hills to „Okolica Szczególnie Piękna” czyli „Area of Outstanding Natural Beauty”. Na płaskim wierzchołku Coombe Hill znajdziemy łąki niespotykane gdzie indziej. Na wapiennym podłożu, rośnie 30 gatunków dzikich kwiatów, których zapach miesza się z silną wonią majeranku i tymianku. Niskie krzewy osłaniają od wiatru proste drewniane ławeczki, z których możemy spoglądać w dal. Przy dobrej pogodzie możemy nawet dostrzec okolice Cotswolds. Nad nami na pewno zobaczymy drapieżne ptaki o czerwonych ogonach i skrzydłach. To kania ruda (red kite) gatunek ponownie wprowadzony w ten region. Wyznaczona trasa spacerowa okrąża wzgórze łagodnym szlakiem. Dla dzieci jest Natural Play Trail, gdzie mogą się wyszumieć. Tuż przy darmowym parkingu jest też ogrodzone miejsce do pikników ze stołami. Ogrodzone, bo po terenie snują się leniwie stadka krów, które utrzymują w dobrym stanie ten naturalny eko-system. Sam dojazd jest przygodą. Zagłębiamy się w zupełnie zagubione, wąziutkie drogi i niewielkie wioski. Czasem trudno uwierzyć, że takie siedliska istnieją zupełnie niedaleko od kosmopolitycznego Londynu. Do znalezienia tego miejsca możemy użyć jedynie pocztowego kodu dla kilku pobliskich domków: HP17 0UR.
Wielki monument na szczycie wzgórza, wspomniany na początku, jest wyjątkowo pechowy. Rzadko bowiem zdarza się by piorun uderzył dwa razy w to samo miejsce. Za pierwszym razem pomnik został zniszczony całkowicie, odbudowany ( w 1938 roku) znów został trafiony we wczesnych latach 90. Dopiero po tym incydencie zainstalowano piorunochron. W roku 1972 skradziono też mosiężną tablicę z nazwiskami poległych. Przez kilka lat zastępowała ją lista nazwisk wyrytych w kamieniu. Niedawno pomnik całkowicie odnowiono i zamontowano nową mosiężną tablicę, ważącą pół tony, do której dodano kilka nazwisk poległych żołnierzy.
Szczerze mówiąc widok tego kolosa w tak odległym i trudno dostępnym miejscu budzi niejakie zdziwienie. Być może w zamyśle budujących było to, że znajduje się na najwyższym wzgórzu hrabstwa Buckinghamshire skąd „spogląda” na okolicę, z której wywodzili się polegli. Dziś być może patrzą na niego liderzy świata przybywający z wizytami do Chequers House. Przypomina on bowiem jedną z bezsensownych wojen, na odległym lądzie, gdzie stawką były zyski z kolonii. Boer War pochłonęła jednak ogromne pieniądze, a zwycięstwo Imperium było okupione śmiercią 20 tysięcy wysłanych tam wojskowych, z czego jedynie około 8 tysięcy zginęło w walce. Inni zmarli od tropikalnych chorób, zakażeń, klimatu. Ta afrykańska wojna była też terenem gdzie po raz pierwszy na tak dużą skalę rozwinięto tak zwane „concentration camp”, czyli obozy koncentracyjne.
Piękno okolicy, wspaniałe widoki mieszają się na Coombe Hill z refleksjami na temat historii, z której wydaje się raczej do tej pory nie wysnuto odpowiednich wniosków…
Tekst i zdjęcia: Anna Sanders