Umieszczenie Święta Zmarłych w kalendarzu na początku miesiąca będącego symbolem nieodwracalnej już w tym momencie jesieni („list opad”), było zamysłem bodajże papieża Grzegorza IV. Nad Morzem Śródziemnym, gdzie nie ma zim ani jesieni takich jak u nas, na północ od Alp, czczono zbiorową pamięć zmarłych w pierwszą niedzielę po Zielonych Świątkach – w porze zaawansowanej wiosny.
Ale my tutaj, na ziemiach owiewanych zimnymi i mokrymi wichrami znad Atlantyku i Morza Północnego, dokąd Ewangelia przyszła o paręset lat później niż do Aten i Rzymu, mamy na te sprawy pogląd własny – jesienny. Co więcej, potrafiliśmy go narzucić całemu chrześcijaństwu zachodniemu.
Zbawienie, wieczność – owszem, wszystko to prawda, ale śmierć to śmierć. Smutek, nawet rozpacz, a potem ewentualnie zaduma – oto uczucia, jakie ona wywołuje w naszych barbarzyńskich europejskich głowach i sercach. Do tych nastrojów ponury i wietrzny listopad londyński pasuje daleko lepiej niż świeża wiosenna zieloność Rzymu. Mądry był więc papież, który przeniósł świętowanie pamięci umarłych z radosnej wiosny na smutną jesień.
Problem wieczności, zbawienia, nie mówiąc już o potępieniu, oczywiście pozostał. Wiara daje wprawdzie w tym przedmiocie dość dokładne wskazania, trudno jednak zaprzeczyć, że mimo to zauważa się tu pewien niedosyt…
Wspomnę więc dodatkowe wskazanie… Kiedyś w moim uniwersyteckim mieście odbyło się pamiętne spotkanie (nie byłem jego uczestnikiem, opowiadał mi o nich przyjaciel), na które przyjechał profesor Kazimierz Ajdukiewicz. Był to – przypomnę – jeden z najwybitniejszych filozofów polskich w ogóle, nie tylko w XX wieku. Na odczyt, w którym zapowiadał zajęcie się aktualnymi problemami filozoficznymi, przyszły tłumy. Był i mój przyjaciel – wówczas student. Nie potrafi dziś opowiedzieć dokładnie, o czym była mowa. Coś jednak w pamięci mu pozostało. Jednym z podstawowych pytań stawianych od tysiącleci pod adresem filozofów i teologów jest pytanie o śmierć. To znaczy o to, czy śmierć jest końcem ostatecznym, czy też jest jeszcze coś potem. Profesor Ajdukiewicz i tej sprawie poświęcił fragment swojego wystąpienia. Wyglądało to mniej więcej tak: „Na to pytanie filozofia odpowiedzieć nie potrafi. Ale odpowiedź jest, i można ją otrzymać na drodze eksperymentalnej. Trudność polega tylko na przekazaniu informacji o wyniku eksperymentu”. Profesor przeprowadził ten eksperyment sam w roku 1963. Zgodnie z zapowiedzią nie przekazał studentom wiadomości o rezultacie.
Wygląda na to, że – podobnie jak to było dotąd – każdy z nas będzie musiał zdobyć to doświadczenie samodzielnie. Cóż, chyba nie ma na to sposobu.
Chodźmy więc tymczasem na cmentarz. Wspomnijmy tam sobie tych, którzy wiedzą już wszystko i o nic pytać nie potrzebują. My zaś, jak zwykle bezradnie, położymy na ich mogiłach kwiaty i zapalimy świece. A potem pójdziemy do domu z cichą nadzieją, że wiedza o naszej tam obecności stała się w jakiś niepojęty sposób ich udziałem.
Jarosław Koźmiński