Tydzień Edukacji Globalnej
Każdy trzeci tydzień listopada jest poświęcony edukacji globalnej w Europie. W tym czasie w szkołach, na uczelniach i w instytucjach kultury podejmowane są inicjatywy. Są to wystawy, wykłady, projekty lekcji. W tym roku od 14 do 20 listopada Tydzień Edukacji Globalnej (TEG) odbywa się w kontekście kryzysu uchodźczego i wojny w Syrii. Hasłem przewodnim jest #RazemDlaPokoju.
W Wielkiej Brytanii TEG obchodzi się mniej hucznie – Brytyjczycy w lutym mają bowiem Fairtrade Fortnight, podobną inicjatywę, jednak bardziej skupioną na kwestiach sprawiedliwego handlu.
– Jednak mi osobiście zależy na tym, aby wiedza płynąca z edukacji globalnej była coraz bardziej powszechna – przekonuje Małgorzata Anielka Pieniążek, doktorantka na University College London, Teaching Assistant 2015 UCL Global Citizenship Programme.
– Pracuję w UCFB – Wyższej Szkole Sportu i Biznesu na Stadionie Wembley i moim wkładem w tegoroczny TEG będzie wykład dla studentów kursu dziennikarstwa poświęcony właśnie tej tematyce – informuje Pieniążek.
Szałasy czy wieżowce?
Obecnie w różnych przekazach medialnych można odnieść wrażenie, że słowo „globalny” jest nadużywane. To słowo wytrych, które może znaczyć wszystko i nic. Co zatem tak naprawdę kryje się za terminem edukacja globalna?
– Edukacja globalna przygląda się problemom współczesnego świata, zarówno społecznym, jak i politycznym oraz ekonomicznym. Dzięki nowym technologiom mamy większy dostęp do wiedzy na temat nawet bardzo odległych krajów – tłumaczy Pieniążek i radzi przeprowadzić szybki eksperyment.
– Rozejrzyjmy się po swoim domu. Nagle okazuje się, że stół na którym stawiamy chiński kubek z naszą poranną, brazylijską kawą, został wykonany w Szwecji, a naszą koszulę uszyto w Bangladeszu lub w Indiach. W dzisiejszych czasach posiadamy naprawdę niewiele rzeczy, które powstały tam, gdzie mieszkamy. Zanim te rzeczy do nas trafiły przeszły przez tysiące par rąk. Świat się skurczył i dzięki temu możemy korzystać z wcześniej niedostępnych zasobów. Ale jednocześnie musimy mieć świadomość, że wpływamy na ten świat – podkreśla.
Według definicji wypracowanej w ramach procesu międzysektorowego przedstawicieli organizacji pozarządowych, ministerstw, uczelni i instytucji edukacyjnych edukacja globalna to „część kształcenia obywatelskiego i wychowania, która rozszerza ich zakres przez uświadamianie istnienia zjawisk i współzależności globalnych. Jej głównym celem jest przygotowanie odbiorców do stawiania czoła wyzwaniom dotyczącym całej ludzkości.”
– Edukacja globalna jest zarówno działem edukacji, jak i podejściem pedagogicznym. W tym pierwszym rozumieniu ma ona na celu wyjaśnienie, na czym polegają problemy rozwoju współczesnego świata oraz jakie czynniki i w jaki sposób kształtują międzynarodowy rozwój – wyjaśnia Pieniążek.
– W edukacji globalnej mówimy o sieci zależności pomiędzy ludźmi, jak człowiek żyjący w Europie wpływa na mieszkańców wyspy Fidżi i na odwrót. Edukacja ma też za zadanie tłumaczyć procesy, które zachodzą na naszych oczach. Jeżeli spojrzymy na mapę wyzwań, przed jakimi stoją obecnie ludzie na świecie, to one są wszędzie. Weźmy na przykład problemy żywieniowe. Wielka Brytania niedługo stanie się drugim po Stanach Zjednoczonych z największym problemem otyłości. Tymczasem w innych zakątkach Ziemi są miejsca, gdzie nie ma co jeść – przekonuje Pieniążek. Jednocześnie zaznacza, że głównymi wyzwaniami edukacji globalnej są zmiany klimatyczne, zrównoważony rozwój, zdrowie, prawa człowieka, migracje oraz bezpieczeństwo i pokój na świecie.
Z drugiej strony edukacja globalna jest też podejściem pedagogicznym i niesie ze sobą konkretne wartości: godność, sprawiedliwość, solidarność, równość, pokój i wolność. Z kolei z tych wartości wywodzi się kształtowanie postaw i umiejętności, m.in. postawy szacunku, uczciwości i zaangażowania się, a także krytyczne analizowanie mediów, szukanie przyczyn zjawisk. Przykładem może być postawa odpowiedzialności – świadomość, że nasze decyzje w danym kraju, mają wpływ na życie ludzi w innym. Bo edukacja globalna dotyczy każdego człowieka, na całym świecie.
Ważną kwestią jest to, że w edukacji globalnej nie mówi o krajach rozwiniętych i rozwijających się. Nie używa się też pejoratywnie naznaczonego określenia „trzeci świat”. Stosuje się za to definicję „kraje Globalnej Północy” i „kraje Globalnego Południa”. Jak zauważa Pieniążek to też nie jest idealny podział, ale w ten najbardziej neutralny indykuje się obszary, które mają problemy.
– Czasami, to może być szokujące dla ludzi, jakimi stereotypami się posługujemy w naszym myśleniu o tych krajach. Gdy myślimy o Afryce, nasze pierwsze skojarzenie to zabiedzone dziecko z wyciągniętą rączką po pomoc. A przecież Afryka to 54 państwa bardzo zróżnicowane gospodarczo i kulturowo. Jak pokazywałam studentom zdjęcia z Kenii lub RPA, oni spodziewali się szałasów, a zobaczyli wieżowce. Wcześniej nie przyszło im do głowy, że w tam są też nowoczesne miasta, w których mieszkają ludzie, którzy używają smartfonów i oglądają te same seriale co my. W gruncie rzeczy, wcale się tak bardzo nie różnimy – uśmiecha się Pieniążek.
Edukacja globalna ścisłe łączy się ze współpracą międzynarodową. Ze względu na swoją uprzywilejowaną pozycję każdy kraj europejski część swojego budżetu jest zobowiązany do przekazywania na rzecz rozwojowej współpracy międzynarodowej (official development assitance).
– W polskiej nomenklaturze funkcjonuje cały czas termin pomoc rozwojowa, co nie jest do końca trafionym określeniem, bo to sugeruje, że Europa wspaniałomyślnie daje biedniejszym krajom swoje pieniądze. A przecież dzięki projektom Europejczycy odwiedzają te kraje, następuje wymiana kulturowa i ekonomiczna, na której korzystają wszyscy. Tymczasem patrzymy na kraje Globalnego Południa przez pryzmat biedy, a nie przez pryzmat ich możliwości działania, ich surowców naturalnych, z których czerpiemy, dóbr, kultury i szacunku. Dlatego warto nauczyć się myśleć o świecie jako o sieci relacji, w której nigdy nic nie działa tylko w jedną stronę – akcentuje Pieniążek.
O chodzi z CETA i TTIP?
Ostatnio w mediach zarówno polskich i zagranicznych zrobiło się głośno o dwóch wielkich umowach międzynarodowych CETA (EU-Canada Comprehensive Economic and Trade Agreement) i TTIP (Transatlantic Trade and Investment Partnership). Środowiska organizacji pozarządowych związanych z ruchem edukacji globalnej zgodnie krytykują obie te umowy.
– Pierwszym zastrzeżeniem do umów CETA i TTIP jest proces negocjacyjny, który przebiegał w sposób niejawny i nieprzejrzysty proceduralnie – mówi Pieniążek. W tym momencie przepływ towarów pomiędzy Europa a USA czy Kanadą jest utrudniony, głównie przez bariery celne. Dzięki tym porozumieniom, te bariery maja być obniżone lub zniesione.
– Tylko okazuje się, że akurat Polska nie będzie krajem uprzywilejowanym w tych umowach. Wciąż ważnym elementem polskiej gospodarki jest rolnictwo. I powinniśmy się z tego powodu cieszyć, gdyż polska żywość jest wysokiej jakości. CETA może doprowadzic do zanikania małych gospodarstw rodzinnych w UE i Kanadzie, a także sprawić, że polska żywość będzie mniej konkurencyjna – wylicza Pieniążek.
Inną kwestią jest żywność genetycznie modyfikowana, czyli GMO. Kanada jest trzecim na świecie producentem żywności genetycznie modyfikowanej, a w Stanach Zjednoczonych ok. 70% produktów dostępnych w sklepach jest modyfikowana genetycznie. Są też dużo mniej restrykcyjne przepisy dotyczące oznaczeń na produktach typu GMO. Umowy CETA i TTIP ujednolicają te przepisy.
– Przy obecnym stanie wiedzy i nauki, nie mamy pewności, że żywność modyfikowana genetycznie nie jest szkodliwa dla zdrowia. Wiemy natomiast, że pyłki roślin GMO są dominujące, zatem jeśli mamy obok takich upraw tradycyjne lub ekologiczne gospodarstwa, po pewnym czasie, chcąc, nie chcąc, zostaną zdominowane przez rośliny modyfikowane genetycznie – wyjaśnia Pieniążek, która obala też mit, twierdzący, że taka żywność może być rozwiązaniem problemu głodu.
– Na świecie w tej chwili jest wystarczająco jedzenia dla wszystkich. Tylko my się tą żywnością nie dzielimy! Mnóstwo towarów jest codziennie wyrzucanych przez supermarkety i restauracje – zauważa.
Ponadto zdaniem Pieniążek umowy CETA i TTIP stawiają w pozycji uprzywilejowanej nie gospodarki poszczególnych krajów, lecz korporacje. Co za tym idzie: w przypadku zmian prawa w danym kraju prywatne konsorcja moga pozwać państwo i żądać miliardowych odszkodowań. Do tej pory było już ok. 700 takich spraw.
– Sama idea liberalizacji handlu nie jest zła. Jednak obie te umowy powinny być napisane od nowa, tak, by zapewniały większe korzyści dla państwa i obywateli, a nie korporacji – dodaje Pieniążek.
– Ciekawe, że dąży się do zabezpieczenia interesów USA czy Kanady, których gospodarki są konkurencyjne już w tym momencie, a nie dba się o rozwój ekonomiczny krajów, które nie mają w tym momencie takich możliwości. Bo kraje Globalnego Południa mają wiele do zaoferowania, mają cudowne produkty, o których istnieniu nawet nie wiemy – sumuje.
Magdalena Grzymkowska
realista
Wszytsko pięknie, ale Polaczki nie zrozumiejo…. Powiedzą, że zmiany klimatyczne to lewacki spisek, a tak w ogóle to Polska ma dość wlasnych problemów, po co się przejmować taką Kambodżą….
Marzena Zych
Wreszcie ktoś mi jasno wyjaśnił o co chodzi z CETA i TTIP… A propos… ostatnio ucichlo w mediach o tym… ktos wie na czym to wsyztsko stanelo?