30 listopada 2016, 12:14 | Autor: admin
Historia w białych rękawiczkach
Konserwowałam dzieła takich mistrzów jak Rembrandt, Tycjan Picasso, Matisse czy Miro. Ale najbardziej chciałabym popracować nad pastelem Witkacego – wyznaje Zofia Wyszomirska-Noga w rozmowie z Piotrem Gulbickim.

Konserwatorska pracownia to prawdziwe laboratorium.

– Nie da się ukryć (śmiech). Jest wyposażona w duże stoły i specjalistyczny sprzęt: lampy UV, mikroskop, stół niskociśnieniowy, prasy oraz inne bajery. Oczywiście, są zlecenia, które na przykład z powodu ryzyka związanego z transportem wykonuję na miejscu u klienta, w muzeum bądź galerii. Mam przenośne zestawy narzędzi na każdą okazję i potrafię używać… wkrętarki, wyrzynarki czy szlifierki. Często pracuję w białych rękawiczkach.

Pani oficjalny tytuł to artysta-konserwator…

– …ze specjalizacją w konserwacji obiektów na podłożu papierowym. Dotyczy to różnych mediów na papierze, a także książek i obiektów z papier-maché. Zajmuję się także dziełami sztuki współczesnej.

Zabezpieczając je przed zniszczeniem?

– Taki jest główny cel. Chodzi o właściwą konserwację obiektu bądź doradzenie właścicielowi jak o niego dbać. Przy czym zadania są różne: przygotowanie eksponatu do wystawy, długiego przechowywania, ocena jego stanu zachowania, oczyszczenie, wyprostowanie, uzupełnienie ubytków

Czasochłonne zajęcie.

– To zależy. Czasami wystarczy parę godzin, ale bywa też, że zwykłe oczyszczanie z kurzu trwa wiele dni, a nawet tygodni. Praca składa się z kilku etapów. Najpierw trzeba dokładnie zbadać obiekt i zrobić jego dokumentację fotograficzną oraz opisową. Następnie, jeśli są już wnioski i pomysły, a zanosi się na skomplikowaną operację, przeprowadzam testy. Dopiero wtedy zabieram się do realizacji zadania. W zależności od zniszczeń podejmuję decyzję na temat tego, jak oczyszczać (na mokro czy na sucho), jak usunąć plamy, wyprostować papier, zreperować rozdarcia, a także w jaki sposób wzmocnić strukturę papieru i skonsolidować pudrującą się warstwę malarską. Papier można „kąpać” zarówno w zimnej, jak i gorącej wodzie, ale radzę nie próbować tego na własną rękę – po takich doświadczeniach często przybywa nam zapłakanych klientów.

Kiedy obiekt powinien przejść konserwację?

– Jeśli uległ jakiemuś nagłemu wypadkowi: zalaniu, pożarowi, był przechowywany w złych warunkach. Natomiast osobiście wyznaję zasadę, że ingerencja konserwatorska, jeśli to możliwe, powinna być ograniczona do minimum. Dlatego jakiekolwiek działania podejmowane są po dokładnym ustaleniu stanu zachowania przedmiotu, przeprowadzeniu testów oraz dyskusji z właścicielem. Zdarza się, że potrzebna jest tylko konserwacja prewencyjna. Dotyczy to odpowiedniego opakowania, zabezpieczenia obiektu i zapewnienia mu odpowiednich warunków przechowywania. Niejednokrotnie podejmuję się takich zleceń dla kolekcjonerów, którzy chcieliby właściwie zadbać o swoje kolekcje. Chodzi tu także o firmy ubezpieczeniowe.

Ważny jest również wiek obiektu.

– Wbrew pozorom nie aż tak bardzo. Miałam w rękach arabski rysunek anatomiczny z XV wieku, który był w doskonałym stanie. Bardziej liczy się jakość papieru, z którego przedmiot został wykonany. Na przykład średniowieczne miniatury uderzają świeżością kolorów.

Co jest najtrudniejsze w tym fachu?

– Najtrudniejsze, a jednocześnie najfajniejsze jest to, że cały czas trzeba się uczyć. Wiąże się z tym inwestowanie w literaturę fachową i sprzęt. A to mały sprytny mikroskopik, którym można zajrzeć w trzewia starego globusa, a to nowa lampka na światło UV. Zawsze coś ciekawego się znajdzie.

Restaurowała pani dzieła znanych twórców.

– To długa lista. Byli wśród nich między innymi Pablo Picasso, Henri Matisse, Jean Miro, Egon Schiele, Damien Hirst, Mark Bradford, Robert Longo, Jean-Michel Basquiat, Otto Dix, Terry Frost, Alberto Giacometti, David Hockney, Howard Hodgkin, Allen Jones czy Laurence Stephen Lowry. A nawet Rembrandt (akwaforty) i Tycjan (drzeworyty). Ale odnawiałam również prace mało znanych, a nawet bezimiennych artystów.

Jaka jest wartość takich obiektów?

– Od sentymentalnej, czyli zero, aż do poziomu bezcenne. Taki był na przykład projekt konserwacji map dla Churchill War Rooms, który przeprowadziła moja firma w 2012 roku. To fantastyczne muzeum ulokowane w bunkrze, w którym Winston Churchill urządził sekretne centrum dowodzenia w czasie II wojny światowej. W tamtych czasach mapy, którymi oklejone były ściany, spełniały rolę dzisiejszych ekranów oraz rzutników, gdzie codziennie zaznaczano kolorowymi pinezkami i papierowymi kropeczkami strategiczne położenie frontów. Ich renowacja była niezwykłym przeżyciem.

Podobnie jak tegoroczna niespodzianka – świadectwo maturalne marszałka Józefa Piłsudskiego, znajdujące się w Instytucie jego imienia w Londynie. Nigdy bym nie pomyślała, że przytrafi mi się taka gratka!

A o jakiej gratce marzy pani w przyszłości?

– Uwielbiam Witkacego, chciałabym popracować nad jego pastelem. Może dlatego, że „Pożegnanie Jesieni” zawsze była jedną z moich ulubionych książek. A jeszcze lepiej byłoby znaleźć nieznany szkic mistrza gdzieś na opuszczonym strychu, który mogłabym legalnie przywłaszczyć. Może być nawet w złym stanie, nie ma problemu.

Dlaczego właśnie Witkacy?

– Sale z portretami i rysunkami tego artysty w Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku zrobiły na mnie piorunujące wrażenie, jego prace to prawdziwy majstersztyk. Jakże ekspresyjne i soczyste, wręcz nonszalanckie użycie pastelu! Może dlatego, że nie przywiązywał wielkiej wagi do swojego talentu malarskiego (bardziej cenił własną sztukę literacką) owe portrety są niezwykle lekkie, pozbawione zadęcia i wciąż wydają się nowoczesne, chociaż to przecież sztuka z okresu XX-lecia międzywojennego.

Mówię to jako konserwator i jako artystka, gdyż w wolnych chwilach sama tworzę i wystawiam własne prace: obrazy na papierze, tak zwane mixed-media, łączę różne techniki graficzne z kolażem, rysunkiem i malarstwem. Operowanie w dwóch zawodach daje dobre efekty, gdyż pozwala na ciągłe zgłębianie tajników technik malarskich, materiałów, właściwości papierów…

Ale z wykształcenia jest pani konserwatorem.

– Ukończyłam Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu: wydział sztuk pięknych, kierunek – konserwacja zabytków, specjalizacja – konserwacja papieru i skóry. W 2004 roku zaraz po obronie prac magisterskich razem z mężem i malutkim synkiem przyjechaliśmy do Londynu i muszę przyznać, że do brytyjskiej stolicy zapałałam miłością od pierwszego wejrzenia. Najbardziej podoba mi się tutejsza multikulturowość – w tej umiejętności do porozumiewania się, koegzystowania i wzajemnej tolerancji widzę przyszłość ludzkości.

A jednocześnie Londyn daje duże możliwości.

– Zdecydowanie, czuję się tu jak w niebie, mam dostęp do fantastycznych obiektów. Mój dyplom został nostryfikowany bez żadnych problemów, a sześć lat temu dodatkowo zrobiłam akredytację – dyplom przyznawany przez Icon (Institute of Conservation), poświadczający, że rozwijam się w zawodzie i pracuję zgodnie z etyką konserwatorską.

Etyką konserwatorską?

– Konserwatorzy mają swój kodeks etyczny, podobnie jak lekarze i inne profesje. Zdarza się, że podpisuję specjalną umowę dotyczącą „tajności” podejmowanych przeze mnie działań. Chodzi o to, że nikomu nie ujawnię, iż dana firma posiada konkretną kolekcję. Zazwyczaj chodzi o sprawy ubezpieczeniowe. Oczywiście, gdybym natknęła się na kradzione dzieła sztuki, owa umowa przestałaby obowiązywać.

Takie deklaracje bywają uciążliwe jeśli chce się opublikować swoje osiągnięcia, bo nie można prezentować zdjęć konserwowanych obiektów. Dlatego cenię sobie pracę dla instytucji, wtedy zazwyczaj nie ma problemu z uzyskaniem takiego pozwolenia, a rozwój zawodowy polega również na udziale w konferencjach, prowadzeniu wykładów, publikacjach…

Jakie są różnice między branżą konserwatorską w Polsce i Wielkiej Brytanii?

– Nad Wisłą nigdy nie pracowałam w zawodzie, ponieważ wyjechałam bardzo szybko. Mam natomiast zaprzyjaźnionych konserwatorów mieszkających w Polsce, z którymi wymieniamy się doświadczeniami – czy to na konferencjach, czy prywatnie – dlatego uważam, że jakichś szczególnych różnic w samej pracy bądź podejściu do obiektu nie ma.

Oczywiście, rynek sztuki na Wyspach jest znacznie większy. W Londynie najstarsze domy aukcyjne zostały założone już w XVIII wieku, operuje tu wielu kolekcjonerów i inwestorów z całego świata. Podobnie jest ze sztuką nowoczesną, brytyjska stolica to światowe centrum obrotu dziełami współczesnych artystów. Są one tutaj celebrowane przez cały rok, tu odbywają się największe targi, wystawy, aukcje… A to oznacza, że zapotrzebowanie na specjalistów w tej dziedzinie jest bardzo duże i nie chodzi tylko o konserwatorów, ale także historyków sztuki, kuratorów, wyspecjalizowane firmy ubezpieczeniowe oraz te, ukierunkowane na transport i przechowywanie dzieł. One również, obok osób prywatnych, muzeów czy domów aukcyjnych, to moi potencjalni klienci. I taka jest zasadnicza różnica między Wielką Brytanią a Polską…

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_