Przepowiadanie przyszłości najlepiej uda się wróżkom i ekspertom ekonomicznym. W prawdziwość tych pierwszych wierzą tylko niektórzy, a dotyczą one na ogół losów indywidualnych osób i ich rodzin. Mądrości tych drugich uważane są na naukowe i wierzy w nie większość polityków.
Co roku „The Economist” wydaje specjalną broszurę, która dzieli się na dwie części. W pierwszej podsumowane są najważniejsze wydarzenia mijającego roku; w drugiej – przewidywania na rok następny. Warto wrócić do lektury po roku, aby zobaczyć, co się nie sprawdziło i jakie wydarzenia, których nikt nie przewidział, zdominowały politykę światową.
Specjaliści od przewidywania przyszłości już nie raz pomylili się i to w sposób zasadniczy, a czasem stali się autorami samosprawdzających się przepowiedni. Finansiści nie przewidzieli kryzysu, który dotknął świat w 2009 r., a jednocześnie przewidywanie nawrotu kryzysu w 2013 r. przyczyniło się do nagłej paniki na giełdach.
Ogłaszając budżet na każdy następny rok ministrowie finansów podają przewidywaną stopę wzrostu. Często zdarza się, że po pół roku muszą podawać nowe przewidywania; wzrost gospodarczy jest większy albo mniejszy od przewidywanego.
W chwili obecnej, gdy Wielka Brytania znajduje się w stanie zawieszenia między Unię Europejską, a niezależną przyszłością, wszelkie przewidywania są jeszcze trudniejsze niż było wcześniej. Podczas kampanii wyborczej zwolennicy Brexitu przekonywali, że wychodząc z UE będzie można przeznaczyć £350 mln tygodniowo na służbę zdrowia. W ubiegłotygodniowym półrocznym przeglądzie finansów państwa kanclerz skarbu Philip Hammond nie wspomniał ani słowem o Państwowej Służbie Zdrowia. Jak twierdzą naukowcy z Urzędu Odpowiedzialności Budżetowej (Office for Budget Responsibility, OBR), koszt rozwodu z UE wyniesie £58,7 mld, które trzeba będzie pokryć z budżetu państwa. Z Brukseli płyną głosy, że należy wymusić na Londynie, aby płacił swoje zobowiązania jeszcze przez następne cztery lata.
Okazuje się, że różne instytucje zajmujące się przewidywaniem gospodarczej przyszłości różnią się w swych diagnozach. Zdaniem specjalistów z OBR wzrost gospodarczy Wielkiej Brytanii w roku przyszłym wyniesie 1,4 proc., a inflacja wzroście z 1,6 proc. w roku 2016 do 3 proc. To i tak lepsze prognozy niż te przedstawione przez Bank Anglii i Międzynarodowy Fundusz Walutowy (IMF). Ekonomiści tego ostatniego przewidują wzrost nie większy niż 1,1 proc. w skali roku. Warto przypomnieć, że prognoza OBR, na którą powoływał się George Osborne przedstawiając budżet na rok finansowy 2016-2017, była nieco inna: wzrost gospodarczy w roku 2016 miał wynieść 2 proc., a w przyszłym – 2,2 proc..
Rok 2016 kończy się pozytywnie i lepiej niż przewidywano. Już po referendum w trzecim kwartale br. stopa wzrostu wynosiła 2,3 proc. w skali rocznej i była nieco wyższa (o 0,2 proc.) w porównaniu z drugim kwartałem. Jak widać, decyzja o Brexicie nie zachwiała gospodarką brytyjską. Nie znaczy to oczywiście, że nie stanie się tak, gdy rozmowy o wychodzeniu z UE zostaną rozpoczęte.
Lord Lawson, były kanclerz skarbu, jest zdania, że przewidywania OBR nie są warte papieru, na którym zostały spisane. Jego zdaniem, sytuacja jest tak niepewna, że trudno cokolwiek przewidzieć, a tym bardziej sprowadzenie Brexitu do jednej określonej liczby jest całkowicie nieuzasadnione. Skąd OBR wzięło sumę £58,7 mld? W niektórych dziedzinach zapewne wychodzenie z Unii okaże się bardziej kosztowne niż przewidywano, a w innych – może dać pozytywne efekty. Lawson uważa, że takie instytucje jak OBR nie mają sensu. Ich istnienie wynika z tego, że „ludzie lubią przepowiednie. Każdy chce znać przyszłość, ale zarówno wróżki jak i OBR nie wiedzą co się stanie.”
Andy Haldane, główny ekonomista Banku Anglii, nie jest lepszego zdania o specjalistach od przewidywań. Podczas jednego z wykładów uniwersyteckich w Nottingham przyznał, że jego bank nie wspomniał o możliwości kryzysu finansowego w publikacji, która ukazała się pod koniec 2007 r., a następnie zbyt optymistycznie oceniał wychodzenie z kryzysu. Jego zdaniem, ekonomiści są zbyt oderwani od realnego świata. W dodatku patrzą na ekonomię w oderwaniu od innych dyscyplin, które także opisują rzeczywistość.
Kristin Forbes, która podobnie jak Haldane, zasiada w komisji polityki monetarnej Banku Anglii, mówi wprost: „Mierzenie niepewności jest trudne” i dodaje: „Niepewność w odniesieniu do wartości funta sterlinga może wpłynąć na działania wielkich eksporterów, ale nie ma znaczenia dla małych firm. Sytuacja niepewności, jaka powstała po referendum, ma mniejszy wpływ na wzrost gospodarczy niż wcześniej się wydawało”.
Zauważmy jednak, że brytyjska produkcja bardziej konkurencyjna na rynkach światowych za sprawą taniego funta oznacza niższe płace realne. Kanclerz Hammond uważa, że można temu zapobiec podnosząc wydajność pracy, która w Wielkiej Brytanii jest niższa niż w Niemczech i Francji.
Pojawiają się głosy, że Urząd Odpowiedzialności Budżetowej, utworzony przez rząd Davida Camerona w 2010 r., który miał na celu zapobieżenie sytuacjom, jakie wystąpiły podczas rządów laburzystowskich, kiedy wydawano ponad miarę, jest instytucją nikomu nie potrzebną. Ale jej zlikwidowanie przyjęte mogłoby być źle przez opinię publiczną, która dopatrywałaby się w tym złowrogich zamiarów rządu.
Prezes Robert Chote, zarządzający OBR od początku istnienia tej instytucji, jest przyzwyczajony do krytyki. Broni jednak przewidywań, które znalazły się w wystąpieniu kanclerza Hammonda: „To średnia wszystkich naszych prognoz, a więc szansa na to, że jesteśmy zbyt pesymistyczni wynosi 50 proc., podobnie jak i szansa na to, że jesteśmy zbytnimi optymistami”.
Julita Kin