Myślę, że Agnieszka Okońska odczuwała radość podczas pracy nad książką pt. Wielkie role gwiazd opery”. To widać w swobodzie rozmów z nimi, w doborze artystów o wysokich profesjonalnych standardach, w eleganckiej oprawie graficznej (zdjęcia wykonane przez różnych fotografów) i w ogromnej dbałości edytorskiej (wydawca BOSH Scena 2016).
Publikacja jest wynikiem zbiorowego współdziałania, co współbrzmi z charakterem opery, w której indywidualność gwiazd zespala się z orkiestrą, teatrem, reżyserem, scenografią, widownią i z mnóstwem innych elementów. Autorka świadoma wielorakich powiązań eksponuje to, co dla przedstawianych wirtuozów jest najważniejsze, a także to, co ważne jest dla nas, czytelników. A ważne jest, że Mariusz Kwiecień, Piotr Beczała, Małgorzata Walewska, Ewa Podleś i Aleksandra Kurzak kierują swoje osobiste rozważania w stronę wrażliwego odbiorcy, który ceni sobie przeżycia związane ze sceną operową bardziej niż z popisami wyjców skierowanymi do gromad spragnionych sensacyjnego widowiska. Jeśli to spostrzeżenie trąci grzechem elitaryzmu, to nie ma nic błędniejszego. Trzeba podkreślić, że jednym z głównych problemów absorbującym wymienionych artystów jest jak opera, należąca przecież do minionych epok wpisuje się we współczesność? Co zrobić, żeby przyciągnąć publiczność poddaną naciskom mediów i technologii do sceny, na której rozgrywają się bardzo indywidualne dramaty i skąd płyną dźwięki odległe od konwencji muzycznej naszych czasów? W rozdziale pod nagłówkiem „ Kłopoty z Faustem” Piotr Beczała mówi, że „obecnie bardzo trudno jest publiczności wyobrazić sobie współczesną historię o kimś , kto poszukuje czegoś przez 60 lat”. Teraz „żyje się szybko” i „Pewne estetyki, które dla Goethego czy Gounoda były jasne i bezdyskusyjne, dzisiaj nie mają żadnego potwierdzenia. Nikt na ten temat nawet poważnie nie myśli”.
Ja bym powiedziała, że coś szwankuje z wyobraźnią i z wiedzą tej publiczności, ale przecież artysta dla tej publiczności śpiewa i nie może się na nią obrazić. W konkluzji (po rozważeniu różnych chwytów reżyserskich i nowatorskich urozmaiceń) śpiewak dochodzi do wniosku, że „Ludzi można przyciągnąć do opery tylko jakością śpiewu i prawdą gry aktorskiej”. A to jest pogląd utwierdzający rolę artysty jako uwodziciela. Zdecydowanie!
Z drugiej strony Mariusz Kwiecień wcale się nie martwi niedopasowaniem dawnego stylu do oczekiwań teraźniejszości. Mówiąc o „Don Giovannim” zauważa: „ Przecież w tej operze napisanej kilka wieków temu, jest tyle sytuacji, tyle możliwości, by ją przystosować do naszych realiów! (…) Idziemy do przodu, żyjemy w czasach, które są czasami komercyjnymi. Jeżeli chcemy być konkurencyjni, jeżeli chcemy ściągnąć publiczność do opery, to musimy jej zagwarantować prawdziwe igrzyska. Myślę, że gdyby Da Ponte i Mozart (…) mieli świadomość tego, co możemy zrobić w naszych czasach z „Don Giovannim”, to chcieliby zobaczyć taką inscenizację.”
A jaką muzykę zaproponowałby Mozart w na przykład w XX wieku? Taką jak , powiedzmy, Schőnberg? I my musielibyśmy tego słuchać? Ciężko by było!
Skoncentrujmy się na pracy artysty nad rolą. Małgorzata Walewska podkreśla jakim przemianom ulega koncepcja postaci, w którą się wciela (Carmen): „ Z biegiem lat , pod wpływem doświadczeń i różnych inscenizacji, moja Carmen się zmienia. Coraz więcej czasu poświęcam na przygotowanie tej partii (lekcje francuskiego, lekcje flamenco, gra na kastanietach), a młodzieńczy wdzięk i entuzjazm zastępuję charakterem, który staram się wydobyć z każdego ruchu, spojrzenia i słowa”. Artystka ulega powabom dojrzałości „zastanawia się nad uczuciami”, dodając że: „wszystko, co przeżywają postacie operowe, to są emocje z życia”.
A napięcie, któremu ulegała Aleksandra Kurzak, wynikające z samokontroli, ze strachu, „że nie wyjdzie” a wreszcie ulga: „Teraz, jak już z tego wyszłam, potrafię osiągnąć taki poziom koncentracji, ale i pewności, że wiem , co mam zrobić, żeby mi wszystko wyszło – jak technicznie zaśpiewać, gdzie dać więcej, gdzie dać mniej”.
„Czysta radość śpiewania”, o której mówi w dalszym ciągu swoich wynurzeń Aleksandra Kurzak, to jest coś, co sprawia, że artyści wydają się na scenie ludźmi naprawdę szczęśliwymi. Ten stan osiągają dzięki wielkiemu talentowi i świadomości spełnienia oczekiwań widzów. Ewa Podleś zwierza się: „Kiedy zaczynam śpiewać, po moich dwóch dźwiękach na widowni zapada cisza. Przykuwam uwagę. Ludzie nagle czują, że ktoś naprawdę do nich mówi, że jest w tym jakiś przekaz. I nie muszę się tu jakoś specjalnie starać – po prostu mam to w sobie i to wykorzystuję, a to wynika z mojej wcześniejszej pracy nad tekstem.”
A jest to praca naprawdę ciężka. Artysta operowy jest bardziej uzależniony niż aktor w teatrze. On nie tylko odgrywa role, on je śpiewa, więc musi uwzględniać muzyków i dyrygenta. Jednak bywa, że i z tym poglądem można polemizować.
Piotr Beczała powiedział: „możemy nie mieć reżyserii – coś sobie stworzymy w dziesięciu i będzie opera. Możemy nawet nie mieć dyrygenta – orkiestra zagra, bo wystarczy sygnał dany przez skrzypka. Nawet orkiestry nam nie potrzeba, bo możemy zaśpiewać z akompaniamentem pianina. Ale jak nie będzie śpiewaków, to choćby i była orkiestra, najlepszy reżyser, światła itp. to opery nie będzie.” Stąd płynie wniosek trafnie sformułowany przez Ewę Podleś, że „trzeba zaśpiewać pięknie”
Autorka wydobyła tak wiele niuansów z przedstawionych w „Wielkich rolach gwiazd opery” postaci, że można by o nich mówić bez końca. Najważniejsze jest to, że obdarzone niezwykłymi wokalnymi darami dzielą je z innymi. A przecież na tym polega życie, żeby się dzielić.
Gorąco polecam wszystkie gwiazdy Agnieszki Okońskiej.
Maja E. Cybulska
Agnieszka Okońska, Wielkie role gwiazd opery, wyd. BoSz, ISBN: 978-83-7576-292-1
Książka do nabycia w londyńskich: Księgarni PMS i w Księgarni Veritas oraz w księgarniach internetowych.