Choinka, świąteczne dekoracje, kolędy, ciepły obiad i sernik na deser. Czego więcej trzeba na Boże Narodzenie? Dla niektórych taka chwila jest cenniejsza, niż cokolwiek co posiadają. Wczoraj w jednym z hosteli dla bezdomnych w zachodnim Londynie odbył się odświętny obiad. Dzięki zaangażowaniu Anny Kalinowskiej sześćdziesiąt osób mogło chociaż przez chwilę poczuć się jak w domu.
– To jest projekt realizowany w ramach mojej organizacji, , ale poza moim normalnymi obowiązkami – opowiada, która pracuje w outreach team w St Mungo. To już drugi raz Anna organizuje takie wydarzenie dla klientów z jej regionu. Klientami, zgodnie z polityką organizacji, określa bezdomnych, którzy korzystają ze wsparcia St Mungos.
Tylko tyle i aż tyle
Towarzystwo międzynarodowe, głównie Brytyjczycy, ale jest też paru Polaków. Wspólny posiłek poprzedza przygotowanie świątecznych dekoracji.
– Dla nich to wielka frajda, ale też praca zespołowa. Święta dla wielu z nich są trudnym okresem w roku, dlatego ważne jest dla nas, aby poczuli się trochę lepiej. Chcemy, aby to było coś uroczystego, innego niż zwykle, ale żeby jednocześnie nie odbiegało za bardzo o normalności, aby nie poczuli się onieśmieleni. Ludzie wtedy się otwierają, zaczynają rozmawiać, opowiadać o swoich rodzinach. Tworzą się między nimi więzi, stają się częścią pewnej społeczności – tłumaczy Anna.
To był jej pomysł i głównie jej organizacja. Zadbała o wszystko. Kupiła ozdoby, pozyskała fundatora obiadu. Jedzenie na tę okazję sponsoruje Jan Woroniecki, właściciel restauracji Ognisko i Baltic, co roku na święta wspiera różne społeczne inicjatywy. Znając i bardzo ceniąc pracę Anny, nie zawahał się jej pomóc.
– Jan zaproponował, że przygotuje takie same dania, jakie serwuje w swoich lokalach. Zapytał też, czy to będzie kolacja zasiadania czy w formie bufetu. Popatrzyłam na niego z niekrytym rozbawieniem. Nie zdawał sobie sprawy ze skromnych warunków, jakie panują w naszej hostelowej kuchni. Bo będziemy, owszem, siedzieli przy stole, ale nie będzie to wyglądało tak, jak w restauracji. „No ale na czym będziecie jedli?” – dopytywał. „Pewnie na papierowych talerzykach” – opowiada Anna, a po chwili zastanowienia dodaje, że nie o to chodzi, żeby to była wystawna uczta, ale ciepły, smaczny posiłek w świątecznej atmosferze.
– Tylko tyle i aż tyle. Ponieważ być może ten wieczór odmieni czyjeś życie – podkreśla.
Coś dobrego na święta
Anna wierzy, że wspólne przygotowanie posiłku ma wielką moc. Dlatego raz w miesiącu organizuje warsztaty z gotowania.
– Przez zabawę i wspólnie spędzony czas klienci uczą się nowych rzeczy. Niektórzy nigdy własnoręcznie nic nie ugotowali! Ale przede wszystkim uczą się funkcjonowania w społeczeństwie. To jest część procesu ich resocjalizacji – zaznacza.
Anna widzi w tym także drugi, głębszy sens, tego co robi.
– To moja mała cegiełka w poprawę wizerunku Polaków w Wielkiej Brytanii. Chcę pokazać, że my również działamy dla dobra tego społeczeństwa. I że zawsze można zrobić coś z niczego. Kto wie, może to zainspiruje kogoś do podobnego działania i dzięki temu w przyszłości będzie więcej takich inicjatyw. Liczę na to bardzo – podsumowuje.
Wobec wszechobecnemu konsumpcjonizmowi, który paradoksalnie przed Bożym Narodzeniem staje się najbardziej rozbuchany, warto zastanowić, w jaki sposób w tym wyjątkowym czasie można chociaż trochę zmienić świat na lepsze. Pomysłów jest wiele – wystarczy się rozejrzeć, a nie podążać za komercyjnym głosem reklam.
Można na przykład obdarować najbliższych prezentami z misją. Różne fundacje często mają w swojej ofercie sklepik, gdzie można kupić drobiazgi, z których dochód przeznaczony jest na szczytne cele. Porządkując szafę można oddać stare ubrania do popularnych charity shop’ów, na przykład do sklepu Medical Aid For Poland na Northfields w Londynie. I można też wracając z pracy wrzucić parę funtów do wiaderka kwestujących na stacjach metra pracowników organizacji charytatywnych.
Takich jak Anna.
Magdalena Grzymkowska
Grzegorz
Sugeruję tym Polisz Bicz Komer wracać do Polski to jest bardzo proste a mianowicie pójdom te Bicz Komer do Polskiego Konsulatu tam dostanom papier po za tym umyjom ich ogolom ubiorom porządnie i wsadzajom ich do samolotu lecącego do Polski ale po co te Polskie Kundy majom wracać do Polski lepiej kundować w Anglii w od jesieni do lata mieszkajom w przytułkach a w lecie wyłażom jak takie karaluchy na ulice i zebrzom od Anglików funty i za wyżebrane funty kupujom sobie w okolicznym sklepie albo Supermarkecie bełciocha 2 litrowego za 3 funty i złopiom go na ławce nad Tamizom ale śpią pod ławkom tak wygląnda pobyt Polskich żebraków w Anglii
niepolka
Nie wszyscy ludzi, którzy z różnych względów lądują na ulicy, są tak wyrachowani! Niektórzy mają problemy psychiczne, finansowe, nie wybrali takiego życia! Odmawianie im człowieczeństwa to zupełny brak empatii… Ale cóż, Polacy mają to do siebie, że nie widza nic poza czubkiem swojego nosa… Dobrze, że są tacy ludzie jak Anna – dziękuję Ci za to! To co robisz jest piekne! Tak trzymac