Przez ostatni rok, podczas kampanii poprzedzającej referendum w sprawie przynależności Wielkiej Brytanii do Unii Europejskiej, a także później, zwolennicy Brexitu podkreślali, że chodzi im o przywrócenie dawnej Anglii. Nigdy do końca nie zostało wytłumaczone, o co dokładnie chodzi. Spójrzmy na taki powrót do przeszłości, przez pryzmat Świąt Bożego Narodzenia. Jakie byłyby takie bardzo angielskie święta?
Obchody dnia narodzenia Jezusa przyszły do Anglii wraz z chrześcijaństwem, ale święto to – podobnie jak i w całej Europie zachodniej – zaczęto obchodzić bardziej powszechnie dopiero w IX w. Stało się to za sprawą Karola Wielkiego, kiedy to podczas bożonarodzeniowych obchodów w Rzymie papież Leon III nałożył mu na głowę frankońskiego władcy diadem cesarski i złożył mu hołd. Znaczenie święta Bożego Narodzenia zostało w Anglii wzmocnione koronacją Wilhelma Zdobywcy, która odbyła się w Opactwie Westminsterskim 25 grudnia 1066 r.
W średniowieczu dekorowano domy gałązkami wiecznie zielonych roślin, przede wszystkim bluszczem, ostrokrzewem i liśćmi laurowymi. W kronikach z XV w. można przeczytać, że każdy dom w Londynie był udekorowany w taki właśnie sposób. Rośliny te spełniały magiczną rolę. Liście bluszczu, przypominające kształtem serce, reprezentowały miłość Boga do ludzi, który przysłał na Ziemię swego syna. Ostrokrzew symbolizował koronę cierniową, którą miał Jezus na głowie podczas ukrzyżowania, a czerwone jagody – spływającą po jego twarzy krew. Od średniowiecza przetrwały do dziś ciasteczka tzw. mince pies, z tym że tylko kiedyś nadziewane były mięsem, a nie suszonymi owocami smażonymi w cukrze. Także w tym czasie pojawiły się pierwsze angielskie kolędy John Awdlay, kapelan z Shropshire, w 1426 r. odnotował 25 kolęd. Śpiewały je grupy wędrowne, idąc od domu do domu, podobnie jak czynią to polscy kolędnicy. Niektóre z tych kolęd śpiewane są w anglikańskich kościołach do dziś, jak choćby „Good King Wenceslas”. Większość kolęd powstała w XVIII w. za sprawą Charlesa Wesley’a, który rozumiał znaczenie muzyki w liturgii.
W angielskiej tradycji panowanie dynastii Tudorów uważa się za ten okres, gdy obchodzono Święta Bożego Narodzenia najbardziej wystawnie. Wielkie przyjęcia, z dużą ilością jedzenia i picia, stały się symbolem „dobrych” świąt. Grano też wtedy w karty i organizowano turnieje typu sportowego.
Reformacja przynieść miała w całej Europie „powrót do korzeni”, do prawdziwego chrześcijaństwa. Angielscy purytanie uważali, że trzeba odejść od pogaństwa w obchodach, od rozwiązłości, która tym świętom zaczęła towarzyszyć. Za czasów Cromwella Boże Narodzenie, jako „wymysł katolicki” i „papieski spisek”, zostały zakazane dekretem parlamentarnym z 1647 r. Spotkało się to z protestami w wielu miastach. Na wrotach katedry w Canterbury zawieszona została dekoracja z liści ostrokrzewu, a zebrany tłum wznosił okrzyki na cześć króla. Wydana w 1652 r. książka „The Vindication of Christmas” przypomina stare obyczaje angielskie związane ze świętami – obiad z pieczystym i pieczonymi jabłkami, gry w karty, tańce z udziałem służby i śpiewanie kolęd. W książce tej pojawia się też święty Mikołaj, który jeszcze nie zamienił się w grubaska w czerwonym ubraniu, ale był biskupem.
Po restauracji monarchii Karol II zniósł zakaz świętowania. Jednak nie oznaczało to powrotu do wcześniejszych ekstrawagancji. Diarysta tamtych czasów Samuel Pepys notował w 1660 r.: „25 grudnia (Boże Narodzenie). Rano w kościele, gdzie wielebny Mills miał bardzo dobre kazanie. Na obiedzie mój brat Tom; mieliśmy dobry mostek barani i kurczęta. Po obiedzie znowu do kościoła, gdzie obcy proboszcz miał mdłe kazanie, które mnie uśpiło.”
Ten rytuał – dwukrotne w ciągu dnia chodzenie do kościoła i obiad w rodzinnym gronie – pojawiają się w zapiskach Pepysa co roku. Z czasem, ten urzędnik admiralicji, bierze udział w mszach na dworze królewskim i coraz bardziej dba o strój swój i żony („aż do dziesiątej wieczór siedziała nad przerabianiem i obszywaniem koronkami pięknej spódnicy, którą jej kupił”). Także stół świąteczny Pepysów staje się wystawniejszy. W zapiskach z 1666 r. czytamy: „… mieliśmy smażone żeberka, pasztety i dobre wino z mojej własnej piwnicy”. Często w te dni świąteczne Pepys urządzał spotkania poświęcone muzyce i głośnemu czytaniu książek.
Dopiero w XVIII i XIX w. zaczęto obchodzić Święta Bożego Narodzenia w sposób zbliżony do czasów obecnych. Pierwsza choinka pojawiła się na dworze królewskim za sprawą Charlotte niemieckiej żony Jerzego III. Jednak stała się popularna dopiero w połowie XIX w., kiedy to w magazynie „Illustrated London News” zamieszczona została litografia przedstawiająca królową Wiktorię i księcia Alberta przy choince, ustawionej w zamku Windsor. Od tego czasu zaczęła się komercjalizacja świąt – kartki z życzeniami, krakersy, dekoracje uliczne z coraz większą ilością świateł, wzajemne wręczanie sobie prezentów.
Współczesne święta to tradycja w dużym stopniu stworzona przez Karola Dickensa i jego „Opowieści wigilijne”. To czas przebaczania i tworzenia wspólnoty, święta coraz bardziej rodzinne. Obiad zdominował indyk wielkości niemowlęcia, do którego podawana jest brukselka i pieczona pietruszka. Jako deser musi być pudding, potrawa wywodząca się ze średniowiecza, ale w swej obecnej formie ukształtowana w XVII w., kiedy ze składników zniknęło mięso. Najważniejsze są jednak prezenty, które dzieci znajdują w skarpetkach zawieszonych przy kominku. Współczesne dzieci znają lepiej świąteczne wątki w serialach telewizyjnych niż historię narodzenia Jezusa.
Zastanawiam się, jak miałyby wyglądać te „prawdziwie angielskie” święta? Byłby to do powrót do jakich tradycji? Odpowiedź na to pytanie jest znacznie bardziej skomplikowana niż mogłoby się wydawać.
Julita Kin