„Na szczęście, na zdrowie,
Na ten Święty Sczepan!
Aby Wam się darzyło, w oborze, w komorze.
W każdym kątku po dzieciątku,
A na piecu troje!
Nie turbuj się gospodarzu,
Bo to wszystko twoje!”
Takim i podobnymi wierszykami składają noworoczne życzenia kolędnicy. A widać ich grupy coraz częściej, szczególnie w mniejszych miastach oraz wioskach Polski. Ta wesoła, prastara tradycja odradza się i bardzo dobrze, bo dzięki niej robi się radośniej na szarych, zimowych ulicach, a i sąsiedzi poznają lepiej.
Wizyta duszpasterska i Herody
Poświąteczna kolęda kojarzy się głównie z wizytą duszpasterską. Od Bożego Narodzenia do 2 lutego (Święto Objawienia Pańskiego) w całej Polsce pojawiają się księża wędrujący od domu do domu, od mieszkania do mieszkania, poprzedzani zwykle parą ministrantów. Pukają do drzwi by zaprosić domowników na wspólną modlitwę, rozmowę i ich pobłogosławić. Statystyki kościelne wskazują, że przynajmniej w dużych miastach mniej niż połowa parafian przyjmuje księdza (około 45%). Zanim jednak ten zwyczaj rozpowszechnił się w katolickiej Polsce, po domach również chodzili kolędnicy. Nie było to jednak związane ze Świętami Bożego Narodzenia. Samo słowo kolęda pochodzi od łacińskiego: calendae czyli pierwszy dzień miesiąca. Zaadaptowali je dawni Słowianie by nazwać tak pierwszy dzień po przesileniu zimowym, czyli początek Święta Godowego, które następnie powiązano z obchodzeniem narodzin Jezusa.
Na ziemiach słowiańskich pierwsi kolędnicy chodzili od domu do domu z żywym inwentarzem. Prowadzano udekorowane gałązkami, wstążkami zwierzęta: krowy, kozy, barany a nawet koguty. Ten najbardziej pierwotny zwyczaj zachował się jeszcze na Lubelszczyźnie. Kolędnicy wprowadzają zwierzaki do izby i śpiewają swoje wesołe życzenia. Tam gdzie pozostaną kupy, tam urodzaj i szczęście będzie największe! Z biegiem czasów i ze względów praktycznych zmodyfikowano występ zwierząt, zamiast prawdziwych, prowadzono na sznurku przebierańców. Oczywiście dało to okazję do większego zróżnicowania zwierzyńca. Pojawił się i niedźwiedź i bocian oraz czarny, włochaty turoń, który być może miał swojego odpowiednika w postaci żubra. Przebranie dawało większe szanse kolędnikom do podszczypywania dziewcząt, a szczególnie dobrze nadawał się do tego bocian z ruchomym dziobem na sznurku. Występy też wzbogacono o nieco akcji. W trakcie wizyty niedźwiedź czy baran padał nagle martwy, co nie wróżyło dobrze gospodarstwu, więc trzeba było podać mu trochę wódki lub jedzenia by się ożywił i znów zaczął brykać.
Z biegiem lat przedstawienia kolędnicze stawały się coraz bardziej wyrafinowane. Dołączono do nich też biblijne historie i tak powstały tak zwane Herody. Te przetrwały do dziś z tradycyjną akcją, postaciami i wierszowanymi tekstami. W zespole Herodów występuje wiele postaci. Główne to król Herod, Żyd (lub Cygan), Dziad, Trzej Monarchowie, żołnierze, anioł, diabeł i śmierć. Wkomponowano też w akcję pierwotnego zwierzaka: kozę, turonia, bociana itp. Przedstawienia są zróżnicowane pod względem długości, ale fabuła jest zwykle taka sama: po narodzeniu Jezusa, Herod ma wyrzuty sumienia (masakra niewiniątek) i wątpliwości co do pozostania u władzy. Przychodzi śmierć i zabiera Heroda, potem o jego duszy rozprawiają lub nawet walczą anioł i diabeł. Ten ostatni zabiera go do piekła. Żyd i Dziad w międzyczasie przerywają poważne rozważania swoimi krotochwilami i kłótniami, a monarchowie śpiewają kolędy i pastorałki.
Dyskusje teologiczne
Dziad i Żyd w przedstawieniu to niezwykle ciekawy przyczynek do dysput o przekonaniach religijnych. Tradycyjnie bowiem Dziad próbuje przekonać Żyda, że nowonarodzone dzieciątko to prawdziwy mesjasz, ten jednak nie może się pogodzić z ubóstwem takiego Boga: „My czekamy go wielkiego/ wy go macie maleńkiego”.
W międzyczasie Żyd (lub Cygan) próbuje sprzedać obecnego w przedstawieniu zwierzaka gospodarzowi domu. Zgodnie ze starą tradycją stworzenie pada martwe i trzeba je ożywić wódką i poczęstunkiem.
Oczywiście Dziad posądza Żyda o machlojki i go atakuje: „Żydzie, Żydzie wnet ja cie nauczę/ jak cię z tyłu, jak cię z przodu tą pałką wymłócę!”
Na co ten krzyczy: „Aj waj, gewałt! Albo to rozbój! Co wyrabiasz głupi chłopie! Pana Boga się bój!”
Te ostanie słowa powstrzymują zapalczywość i to Żyd apeluje na końcu w swoich życzeniach o ogólną zgodę: „Żebyście się jak pączki w maśle pławili/i się nie kłócili, w zgodzie żyli/oraz dobrze jedli i pili!”.
Życzenie Żyda się spełnia i przedstawienie kończy wspólnie odśpiewana kolęda. Zwykle Herody prezentowano u najzamożniejszych gospodarzy, w największej izbie, gdzie gromadzili się skromniejsi, ubodzy mieszkańcy wsi. Obecnie wystawia się je w szkołach, kościołach i domach kultury. Odbywają się też festiwale i przemarsze kolędników z różnych regionów Polski. Tradycyjnie Herody były odgrywane przez mężczyzn i młodych chłopców. W XIX wieku jednak zaczęły się pojawiać i grupy dziewcząt z przedstawieniem Krakowiaki, lub wesele krakowskie. Nastolatki prezentują coś w rodzaju komedii romantycznej z zalotami młodych, kończących się oczywiście weselem. Dziewczęta są ubrane w stroje krakowskie, a przedstawienie ma charakter wodewilowy. W okolicach Włodawy i Chełmna zachowała się też tradycja młodych kobiet kolędujących z… małpą. Obtańcowują domostwa z jedną z nich przebraną za zwierzaka i płatającą figle.
Kolędnicy pojawiają się też na Słowacji, Białorusi, Czechach, Ukrainie i Serbii. To zwyczaj unikalnie słowiański i nie spotykany w innych krajach Europy, przynajmniej w takiej postaci. Na terenach gdzie przeważa prawosławie (Przemyśl, Sanok) dochodzi jeszcze jedna ciekawa tradycja. To święto Jordanu (około 19 stycznia). Po nabożeństwie w cerkwi nad rzekę San wyrusza procesja z popem. Gdy rzeka jest skuta lodem wyrąbuje się w nim otwór w kształcie krzyża. Przy nim stoi stół przykryty białym obrusem. Duchowny zanurza krzyż i świeczniki w lodowatej wodzie by ją poświęcić. Wtedy pozostali uczestnicy tego święta obmywają się w przeręblu, a niektórzy nawet kąpią. To tradycja związana z chrztem Chrystusa w wodach Jordanu. Wszystkie te zwyczaje sprawiają, że długa zima wcale nie musi być nudna i ponura. Słowiańska radość i inwencja sprawiła, że można ją całkiem wesoło przetrwać.
Kto jednak kolędników nie przyjmie na pewno pożałuje. Nie usłyszy kwintesencji życzeń prawdziwie gospodarskich i wybiegających nawet… w wieczność!
„Żebyście mieli panny strojne i krowy dojne,
Żebyście byli zdrowi, weseli jak w niebie anieli,
Żeby dzieci były jak białe kluseczki
I jako gołąbki spokojne żoneczki,
Żebyście długo żyli
A po śmierci w niebie byli!”
Tekst i zdjęcia Anna Sanders