Sięgnęłam po raz kolejny po książkę Tadeusza Boya-Żeleńskiego „Brązownicy”. To pasjonująca lektura, pokazująca zupełnie inny obraz naszego narodowego wieszcza niż ten, jaki wynosimy ze szkoły. Boy jest przede wszystkim publicystą i to takim, który lubi sensacje, więc trudno jego rozrachunki Mickiewiczowskie uznać za ostateczną wykładnie wiedzy o twórcy „Pana Tadeusza”. Kiedy czytałam tę książkę po raz pierwszy, przyznaję, że najbardziej przykuły moją uwagę sensacyjne, a nawet wręcz skandaliczne szczegóły z prywatnego życia poety oraz historia zaginionego pamiętnika Zofii Lenartowicz z domu Szymanowskiej, przyrodniej siostry żony Adama Mickiewicza, Celiny. Tym razem skupiłam się przede wszystkim na wątku dotyczącym „Pana Tadeusza”.
Boy ma rację, że w szkole czytamy go wybiórczo. Pamiętamy przelatujące nad Soplicowem obłoki, porządek zasiadania przy stole, „natenczas Wojski…”, czy koncert Jankiela. Mickiewicz jawi się jako przybrany w kontusz szlachcic, który przywołuje obrazki z młodości, bo „O tem że dumać na paryskim bruku”. W tej wersji to poemat napisany przez stęsknionego za ojczyzną emigranta. I z pewnością „Pan Tadeusz” jest takim poematem. Ale nie tylko.
Jeśli spojrzy się na ten utwór jako na powieść, to okazuje się, że obraz Sopliców przestaje być sielankowy. Wątpliwości budzi to, że część majątku, którymi zarządza Sądzia mądrze i roztropnie, należała kiedyż do Horeszków.
„Część gruntów od zamku dziedzica
Zabrała i Soplicom dała Targowica.”
Sędzia nie oburza się, nie zaprzecza, choć woli o całej sprawie mówić bardziej oględnie: „Dano mi dobra, wziąłem”.
Nie jest do końca jasne, w jaki sposób jego starszy brat Jacek Soplica, szaraczek, niegodny wojewodzianki, później nagle stał się człowiekiem majętnym, a bieda doskwiera wnuczce Stolnika, którego zabił i czuje z tego powodu wyrzuty sumienia:
„Wziął więc Zosię, Horeszków dziedziczkę ubogą,
Hodować, wychowanie jej opłacał drogo”.
Ma też dobry pomysł, by nie oddać majątku spadkobierczyni, a jednocześnie wyjść ze sprawy z honorem:
„Chciał ją Tadeuszkowi swojemu wyswatać
I tak dwa poróżnione domy znowu zbratać,
I dziedziczce bez wstydu ustąpić grabieży…”
Gdy na lekcjach omawia się gotowość Polaków do poparcia wojsk napoleońskich, zwraca się uwagę przede wszystkim na patriotyzm szlachty. Szkoda, że zapomina o podejścia Sędziego do udziału w ewentualnym powstaniu:
„Szabel nam nie zabraknie; szlachta na koń wsiędzie,
Ja z synowcem na czele, i — jakoś to będzie!”
A zachęcający do powstania ksiądz Robak, zanim ujawnił swą tożsamość, zamiast ostudzić takie podejście do bądź co bądź poważnego przedsięwzięcia reaguje równie niepoważnie:
„O polska krwi! — zawołał Bernardyn wzruszony
Z otwartymi skoczywszy na Sędzię ramiony —
Prawe dzieci Sopliców! Tobie Bóg przeznacza
Oczyścić grzechy brata twojego tułacza!
Zawszem ciebie szanował; ale od tej chwili
Kocham cię, jak gdybyśmy bracią sobie byli!…”
„Pan Tadeusz” to powieść z wątkiem kryminalnym, a także znakomita satyra na hura-patriotyzm, na polską porywczość, na konsekwencje podejmowania akcji pod wpływem agitatorów. „Hajże na Soplicę” – krzyczą szlachetkowie, bo każdy ma coś przeciwko nieco zamożniejszemu sąsiadowi. Nikt nie myśli o konsekwencjach podjętych w taki sposób decyzji. Dziś nazwalibyśmy Klucznika populistą, posługującym się „hejtem”.
Przed kilkunastu laty spotkałam się w londyńskim Ognisku Polskim z tłumaczem „Pana Tadeusza” na angielski Marcelem Weylandem. Pracował nad tym dziełem kilkadziesiąt lat i jest chyba pierwszym tłumaczem, który przełożył poemat wierszem, zdołał przy tym utrzymać rytm i metr Mickiewicza. Sztuka nie lada. Ta gigantyczna praca sprawiła, że zainteresował się różnymi dokumentami dotyczącymi zarówno samego Adama Mickiewicza, jak i okolicznościami powstania poematu. W tym celu m.in. odwiedził Bibliotekę Polską w Paryżu, a także do Wrocławia, gdzie w Bibliotece Ossolińskich zdeponowany jest rękopis „Pana Tadeusza”. Podczas naszej rozmowy zwrócił uwagę na to, że początkowo akcja poematu, jeszcze bez tytułu, miała się toczyć w czasach poecie współczesnych. Na dowód tego przytoczył jedną z pierwszych scen, kiedy młody Tadeusz przyjeżdża do dworku swego stryja, widzi stary zegar.
„I z dziecinną radością pociągnął za sznurek.
By stary Dąbrowskiego usłyszeć mazurek”.
Jeśli umieścimy akcję w latach 30-tych XIX wieku wszystko się zgadza. Natomiast w epoce napoleońskiej? Stary? Hymn „Jeszcze Polska…” powstał w 1797 r., ale znany stał się po triumfalnym wjeździe generałów Dąbrowskiego i Wybickiego do Poznania w 1806 r.. kiedy to wojsko właśnie tę pieśń śpiewało. Trudno przypuszczać, aby w tak krótkim czasie dotarł na odległą od Włoch na Litwę i w dodatku został przez zdolnego zegarmistrza przetransponowany na pozytywkę. Jeśli nawet tak by się stało, to w 1811 r. nikt nie nazwałby tej melodii „starą”.
Na inny dowód zmienionego w trakcie pisania „Pana Tadeusza” czasu akcji trafiłam w Boyowskich „Brązownikach”. Wiadomo, że Mickiewicz często używał prawdziwych nazwisk szlachciców mieszkających na Litwie. W księdze zatytułowanej „Rada” Klucznik przekonując szlachtę do napadu na Soplicowo, mówi:
„Wszak Hrabia wygrał, zyskał dekretów niemało:
Tylko je egzekwować! Tak dawniej bywało:
Trybunał pisał dekret; szlachta wypełniała,
A szczególniej Dobrzyńscy, i stąd wasza chwała
Urosła w Litwie! Wszakże to Dobrzyńscy sami
Bili się na zajeździe myskim z Moskalami,
Których przywiódł jenerał ruski Wojniłowicz
I łotr, przyjaciel jego, pan Wołk z Łogomowicz.
Pamiętacie, jak Wołka wzięliśmy w niewolę
Jak chcieliśmy go wieszać na belce w stodole,
Iż był tyran dla chłopstwa a sługa Moskali;
Ale się chłopi głupi nad nim zlitowali!”
O honor swego przodka upomniał się Hipolit Korwin-Milewski (ur. 1848, zm. 1932): Mickiewicz obraził jego dziada Samuela Wołłka (pisanego przez dwa łł). W wydanych w 1930 r. pamiętnikach stwierdza, że Wołłk służył w wojsku pruskim, a później w napoleońskim, a nigdy rosyjskim; był człowiekiem „wysoce honorowym”, rozsądzającym wiele sporów, którego z pewnością nie wolno nazywać łotrem. Boy nie kwestionuje prawdziwości tych słów. Wszystko się zgadza, tylko że Mickiewicz pisał o innym Wołłku, nie żyjącym na przełomie w XVIII i XIX wieku, ale współczesnym poecie. Wspomniany przez Mickiewicza epizod miał miejsce w 1831 r. Ponoć Wołłk był tak okrutny wobec chłopów, że nawet Rosjanie kilkakrotnie go aresztowali go, ale potrafił się wykupić. Był przeciwnikiem powstania. Kiedy groziło mu aresztowanie, tym razem przez powstańców, chłopi ostrzegli go i uciekł za Niemen, chroniąc się u Rosjan.
Warto „Pana Tadeusza” nie tylko czytać, ale i oglądać. Trzeba tylko zapomnieć, że Mickiewicz wielkim poetą był (a bez wątpienia był) i spojrzeć na ten przepiękny epos w sposób niestandardowy. Takim spojrzeniem jest z pewnością spektakl, który już po raz czwarty na deskach POSK-owego teatru prezentuje Scena Polska.UK.
Katarzyna Bzowska