Fotografia w „Timesie” mówi więcej niż długi komentarz: kanclerz Angela Merel rozmawia z premier Beatą Szydło (obie panie są uśmiechnięte), a między nimi stoi Theresa May, ponuro patrząc przed siebie. Zdjęcie to zostało wykonane podczas nieformalnego szczytu przywódców państw Unii Europejskiej, który odbył się przed tygodniem na Malcie, sprawującej obecnie półroczne przewodnictwo Unii.
Premier Wielkiej Brytanii znalazła się, i to nie po raz pierwszy (podobnie było podczas grudniowego spotkania w Bratysławie), w trudnej dla siebie sytuacji. Traktowano ją jako outsidera. Jej spotkanie w Waszyngtonie z Donaldem Trumpem nie poprawiło sytuacji. Wręcz przeciwnie. Oferta ze strony Theresy May, że może odegrać rolę łącznika między Unią a Stanami Zjednoczonymi, została odrzucona. Nie jest to nam potrzebne – stwierdziła prezydent Litwy Dalia Grybauskaite i dodała: „Porozumiewamy się z Ameryką przez Twittera”, nawiązując w ten sposób do zamiłowania Donalda Trumpa, który pomimo objęcia wysokiej funkcji nie zrezygnował ze swego hobby i wciąż publikuje swoje, nie zawsze dyplomatyczne, komentarze. Prezydent Francji François Hollande zwrócił uwagę, że Unia Europejska nie wyznacza żadnego konkretnego kraju do reprezentowania jej stanowiska w rozmowach z nową administracją waszyngtońską i przypomniał, że po Brexicie to Francja będzie jedynym państwem unijnym, stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa.
Szczyt na Malcie dotyczył w pierwszym rzędzie problemu nielegalnych imigrantów, którzy docierają do Europy przez Morze Śródziemne. Malta jest jednym z państw tego regionu, do którego docierają łodzie pełne zdesperowanych ludzi. Czasem te niebezpieczne przeprawy kończą się tragicznie. W liczbach bezwzględnych tych uchodźców jest niewielu, ale dla maleńkiej wyspy, to ogromne obciążenie. Właśnie stąd miało być przesiedlonych 500 osób do USA. Donald Trump zerwał zawartą w tej sprawie umowę. Theresa May zapewniała, że Wielka Brytania jest państwem, na które Unia Europejska może liczyć w kwestii rozwiązywania problemu uchodźców.
Reszta spotkania odbyła się bez jej udziału. Kanclerz Niemiec odprowadziła brytyjską premier do samochodu, który zawiózł ją na lotnisko. Ten spacer wąskimi ulicami Valletty był zamiast spotkania w cztery oczy, które niemal w ostatnim momencie zostało odwołane przez Angelę Merkel.
Następnie przywódcy państw unijnych dyskutowali o przyszłości po Brexicie i o obchodach 60 rocznicy podpisania Traktatu Rzymskiego, które odbędą się w stolicy Włoch w przyszłym miesiącu. Wielka Brytania nie była wśród sygnatariuszy podpisanych wówczas umów. Czy rocznica ta będzie obchodzona z jej udziałem?
Wielka Brytania znajduje się w trudnej sytuacji. W chwili obecnej to dryfująca w nieznanym kierunku samotna wyspa. W związku z Brexitem musi zawrzeć nowe umowy handlowe ze Stanami Zjednoczonymi i Unią Europejską. Trudność grania na tych dwóch fortepianach sprowadza się do tego, że w obydwu przypadkach jej pozycja jest słaba i w każdej chwili może, mówiąc kolokwialnie, dostać po łapach.
Przed samym szczytem na Malcie przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk wystosował list do uczestników spotkania. W Polsce natychmiast wybuchła typowa burza w szklance wody. Niektórzy politycy uznali, że list ten jest błędem, a nawet jeden z polityków Kukiz 15 nazwał Donalda Tuska „małym człowieczkiem”. Komentatorzy prasy zachodniej i politycy unijni byli bardziej powściągliwi.
Na czym polega problem? Otóż zaczyna się od przytoczenia powodów, dla których państwa Europy postanowiły rozpocząć współpracę przed 60 laty: ,zjednoczyliśmy się po to, by uniknąć kolejnej dziejowej katastrofy”. Następnie wymienione są zagrożenia, z jakimi współczesna Unia musi się zmagać: „Coraz bardziej, nazwijmy to, asertywne Chiny, szczególnie na morzach, agresywna polityka Rosji wobec Ukrainy i jej sąsiadów, wojny, terror i anarchia na Bliskim Wschodzie i w Afryce – w tym istotna rola radykalnego islamu – oraz niepokojące deklaracje nowej administracji amerykańskiej”. Konkluzja jest dość oczywista: „przyszłość w wysokim stopniu nieprzewidywalną”.
Krytycy listu uważają, że niedopuszczalne jest stawianie na równi zagrożenia ze strony Rosji, Chin i USA. Tym ostatnim poświęcone jest w liście więcej miejsca: „Zmianę handlowej strategii USA wykorzystajmy intensyfikując rozmowy z zainteresowanymi partnerami, pilnując przy tym naszych interesów. Twardo powinniśmy także bronić ładu międzynarodowego opartego na regułach i prawie. Nie możemy też poddać się tym, którzy chcą osłabić lub unieważnić transatlantycką oś, bez której globalny porządek i pokój mogą nie przetrwać. Naszym amerykańskim przyjaciołom powinniśmy przypomnieć ich własne hasło: United we stand, divided we fall.”
Choć Theresa May zapewniała podczas maltańskiego spotkania, że Donald Trump jest zwolennikiem NATO i jedynie domaga się, by państwa członkowskie płaciły do wspólnej kasy więcej niż obecnie, a zgodnie z przyjętymi zobowiązaniami, to inne wypowiedzi amerykańskiego prezydenta są znacznie mniej jednoznaczne, warto też pamiętać powtarzane kilkakrotnie podczas przemówienia inauguracyjnego zdanie: „America first”, co interpretowane jest jako wyraz amerykańskiego izolacjonizmu. Mało słów krytyki w odniesieniu do Donalda Tuska pojawiło się w stolicach europejskich zapewne z tego powodu, że wielu polityków podziela wyrażone w tym liście poglądy.
Julita Kin