01 marca 2017, 10:35
Białe na białym

Tadeusz Chabrowski spędził na jesieni ub. roku miesiąc w Polsce. Podróżował po wielu miastach, promując dwa tomiki poezji „Nitka nieskończoności” i „Dom w chmurach”. Ileś miast, ileś spotkań z czytelnikami… Podziwiałam jego energię i podczas naszego ostatniego spotkania w „Literatce” na Krakowskim Przedmieściu, spytałam: „Skąd bierzesz siły?”. „Sam nie wiem – odpowiedział. – Zapewne skutki odczuję po powrocie do domu”. Zmarł w niecałe trzy miesiące później, 21 grudnia ub. roku.
W ostatnich latach przeczytałam wiele tomików wierszy Tadeusza Chabrowskiego, zachwycając się umiejętnością formułowania metafor i niebanalnym spojrzeniem na zasadnicze zagadnienia metafizyczne. Jego poezja pełna jest pustelników, fruwających aniołów i świętych, wyciągniętych ze średniowiecznych sztychów. Dopiero jednak po śmierci poety sięgnęłam po jego dwie powieści, „Skrawek białego habitu” i „Białe nieszpory”. To objętościowo niewielkie książki, liczące około 200 stron, ale czytałam je z niesłychaną fascynacją. Trudno zresztą się dziwić – cóż my, zwykli śmiertelnicy, wiemy o życiu prowadzonym przez zakonników, za murami, które odgradzają ich od świata?
Pierwsza z tych powieści to zapiski nowicjusza przygotowującego się do złożenia ślubów zakonnych. W prowadzonym przez niego dzienniku opisuje początkową fascynację religią, bez słowa sprzeciwu poddaje się praktykom zakonnym, sprawdzającym jego powołania. Z czasem przychodzi zwątpienie. Pojawia się ono nie tylko w zapiskach, ale też w listach do rodziny. Książka robi wrażenie dokumentu. Chabrowski kończy krótką, odautorską informacją w jaki sposób otrzymał wgląd w pamiętnik chłopca i korespondencję. Podejrzewam, że wszystko to było tylko zabiegiem twórczym pisarza, że raczej opierał się na własnych obserwacjach i wspomnieniach. A może nie mam racji? Może spotkał kiedyś chłopca o imieniu Marcin, który w klasztorze przybrał imię Modest?
Druga z powieści Chabrowskiego opowiada o zakonniku, który ze względu na stan zdrowia (epilepsja) nie może zostać wyświęcony na kapłana. Pomimo rodzących się wątpliwości, Prokop (takie imię przyjął jako zakonnik) pozostaje w klasztorze i pełni różne role: nauczyciela literatury w szkole zakonnej w Krakowie, a w porze pielgrzymek zostaje oddelegowany do pomocy w klasztorze na Jasnej Górze. I znowu zostajemy wprowadzeni w świat mało znanych spraw, gdzie – jak się okazuje – zakonnicy mają swoje ambicje, które chcą zrealizować bardzo „świeckimi” metodami. Życie zakonne, jak wynika z opisu Chabrowskiego, czasem nie różni się od tego prowadzonego poza klasztornymi murami. Bywa bardzo nudne i niektórzy zakonnicy uprzyjemniają je sobie wyjątkowymi pokutami zadawanymi grzesznikom. Nie chcę zdradzać pomysłów pokuty, by czytelnikom nie odebrać radości czytania.
W jasnogórskim klasztorze istnieje świat pomiędzy – to mury, gdzie można odbyć przechadzkę z rodziną, zobaczyć piękno przyrody, oderwać się od czasem nieznośnego życia zbiorowego, pełnego zazdrości, drobnych intryg, próżności i zwykłej mściwości. Bohater powieści ze względu na swój dziwny status niewyświęconego kapłana w pewnym sensie żyje pomiędzy – ma w pewnym sprawach więcej wolności niż jego bracia w habicie, którzy nie okazali się na tyle zdolni, by studiować teologię na poziomie wyższej uczelni, a jednocześnie nie jest zaganiany do zwykłych prac porządkowych, potrzebnych do utrzymania licznej zbiorowości. W tej powieści jest znacznie mniej niż w pierwszej rozważań natury metafizycznej, a więcej opisów codzienności.
Jak pisze Chabrowski, „Mnich, nie posiadając nic na własność, nie chce uczestniczyć w niczym. Czuje się dobrze, jeżeli nikt nie wchodzi mu w drogę, jeśli nie słyszy nic, co się wokół jego uszu dzieje.”
Aby tak pisać o braciach zakonnych, trzeba ich dobrze znać. Tadeusz Chabrowski spędził w zakonie paulinów kilkanaście lat. Odszedł, gdy został oddelegowany do amerykańskiej Częstochowy, gdzie redagował miesięcznik „Jasna Góra”. Tam zetknął się z czystą ludzką złośliwością, gdy jego złożony do druku zbiór wierszy nagle zniknął, a jego rzeczy osobiste przeniesione zostały do innej celi. Z czasem ożenił się i prowadził bardzo aktywną działalność na rzecz amerykańskiej Polonii.
Opuszczenie klasztoru nie oznaczało, że Chabrowski obraził się na religię. Studiował teologię, filozofię, uczył religii, łaciny i literatury. Całe życie pisał i publikował wiersze, często religijne. Do prozy sięgał rzadko.
Mam wrażenie, że Chabrowski był nazbyt spragniony życia, a przy tym zbyt kwestionujący prawdy objawiane mu przez stojących wyżej w hierarchii braci zakonnych, by mógł wytrzymać monotonię zakonu.
„W głuchej pustce klasztornych korytarzy wszystko może się zdarzyć. Czasami maszeruję od punktu A, w którym wczoraj narysowałem kredą na ścianie gotyckie okno, do punktu B, oddalonego o siedem metrów, i maluję drugie okno, ale z uchylonym lufcikiem, żeby wpuścić trochę świeżego powietrza. Jest to proste działanie, nie muszę prosić przeora o pozwolenie, by je wykonać. Zapobiega skostnieniu życia zakonnego (…) Przy punkcie C, moich spacerów korytarzem, zamiast okna narysowałem białą kredą fragment drabiny Jakuba. Biała drabina na białej ścianie nie zwraca na siebie uwagi. Wspinam się po niej jak linoskoczek na taką wysokość, żeby usłyszeć wróbla skaczącego po dachu, skrobiącego o miedzianą blachę dachu. (…) Punkt D będę się starał zbudować na niczym. W zupełnej pustce. Dopuszczając możliwość że może się w nim coś zdarzyć. Na ścianie naznaczyłem paznokciem krzyżyk, żeby móc o zidentyfikować. Ponieważ jest to gra, którą prowadzę sam ze sobą i w tej grze NIC jest tematem,, zastanawiam się, na jak długo wystarczy mi słów, żeby zbudować kontrapunkt, czyli głos drugi dokomponowany do tematu”.
Tylko na tyle wolności, malując białe na białym, mogli sobie pozwolić bohaterowie obydwu powieści Chabrowskiego. Podczas rozmowy ze mną wspominał, że napisał trzecią i ostatnią część. Mam nadzieję, że zdążył złożyć ją w wydawnictwie.

Katarzyna Bzowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_