13 kwietnia 2017, 09:05
Kto będzie umiał lepiej reprezentować nasze interesy niż my sami?
Wyniki referendum to był wielki szok. Obecnie spotykam się z głosami, że Polacy chcą wracać. I rzeczywiście: hotele, restauracje, szpitale zaczynają odczuwać ten problem. Brakuje rąk do pracy – mówi Zofia Wierzbowicz-Fraser, kandydatka na radną z Inverness w rozmowie z Magdaleną Grzymkowską.

 Urodziła się Pani w Wielkiej Brytanii, a dzieciństwo spędziła w Londynie. Jak to się stało, że trafiła Pani do Szkocji?

– Moi rodzice się poznali w polskim szpitalu wojskowym w Aberfeldy w Perthshire. Klasyczna historia. Mój tata służył w wojsku, mama była pielęgniarką. Zamieszkaliśmy w Londynie, ale jak byłam mała, zawsze jeździliśmy na wakacje do Szkocji i może dlatego, gdy zastanawiałam się nad studiami, wybrałam Uniwersytet Strathclyde w Glasgow. Studiowałam biologię i chemię, a następnie zaczęłam pracę jako nauczyciel. Nie chciałam wrócić do Londynu, ponieważ w Szkocji w tamtych czasach były lepsze warunki w szkołach.

Założyła Pani Polską Szkołę im. św. Jana Pawła II w Inverness.

– Przez 13 lat chodziłam do świetnej polskiej szkoły na Willesden w Londynie i naturalną koleją losu było to, że w pewnym momencie zapragnęłam założyć podobną szkołę w Inverness. Obecnie mamy 65 uczniów. Uważam, że to bardzo ważne, aby polskie dzieci kontynuowały naukę języka swoich rodziców. W szkockim systemie edukacji polski język nie istnieje. Prowadzę grupę doradczą przy konsulacie w Edynburgu, w ramach której już od prawie 4 lat walczymy, aby w szkockich szkołach dzieci mogły się uczyć polskiego jako języka obcego. Statystyki mówią o 14 tysiącach polskich dzieci w Szkocji, które muszą się uczyć niemieckiego lub francuskiego, a nie mają szansy zdawać egzaminu z polskiego. Podtrzymywanie polskiej tożsamości, jak również rozwijanie wiedzy na temat historii i kultury Polski jest szalenie ważne. Prowadzi do kształtowania postawy patriotycznej i poczucia dumy z tego, kim jesteśmy i skąd pochodzimy. Naszym celem jest, aby polskie dzieci pozostały Polakami, a nie były Szkotami z polskim nazwiskiem.

Widać, że zajęć Pani nie brakuje… Skąd się wziął pomysł, aby kandydować w wyborach lokalnych?

– Przez 10 lat prowadziłam Związek Polaków w Inverness, który powstał, aby wesprzeć młodą emigrację z Polski. A zatem to nie jest dla mnie wielki skok! Zawsze chciałam pomagać ludziom w rozwiązywaniu ich problemów, a polska społeczność była szczególnie bliska mojemu sercu.

I przed jakimi wyzwaniami Pani zdaniem stoją Polacy w Szkocji?

– Prawdopodobnie takimi samymi jak w Anglii. Polacy martwią się o swoją przyszłość. Czują się zawieszeni w próżni, boją się o swoje rodziny. Jest wśród nich duża niepewność. Trudno jest im cokolwiek planować, gdy nie mają gwarancji, że będą mogli tutaj zostać po Brexicie. Teraz wszystko jest w rękach rządu, a my możemy się tylko przyglądać. Na razie nikt nic nie wie, a przecież od tego w dużej mierze zależy nasza przyszłość.

Przed referendum w sprawie  wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej nie było takich obaw?

– Nie było. Ludzie byli znacznie spokojniejsi. Wynik referendum to był wielki szok. Obecnie spotykam się z głosami, że Polacy chcą wracać. Niedawno rozmawiałam z kobietą, która odbierała swoje dziecko ze szkoły. Mieszka tu już 7 lat, a mimo to powiedziała, że nie będzie głosować, ponieważ czuje, że będzie musiała opuścić ten kraj, jak nie teraz, to za parę miesięcy. Już jest spakowana i gotowa do powrotu. Mam też kilku znajomych bez dzieci, którzy zastanawiają się nad wyjazdem do Norwegii, Szwecji czy Irlandii. Według lokalnej prasy już widać odpływ imigrantów. I rzeczywiście hotele, restauracje, szpitale zaczynają odczuwać ten problem, brakuje rąk do pracy.

W wyborach startuje Pani jako kandydatka niezależna. Czy nie byłoby łatwiej Pani kandydować z listy partyjnej?

– Oczywiście, że byłoby łatwiej! Przede wszystkim pod względem finansowym, ponieważ jako kandydatka niezależna za wszystko muszę łożyć z własnej kieszeni. Ale ja nie chciałam, aby ktoś mną kierował. Wiem, że Scottish National Party bardzo wspiera Polaków i innych imigrantów, ale robią to ponieważ zależy im na ich głosach. Natomiast ja nie lubię, jak ktoś próbuje mi narzucać pewne poglądy polityczne.

Jakie główne punkty znalazły się w Pani programie wyborczym?

– Z racji mojego zawodu będę wspierać edukację oraz aktywnie działać na rzecz rozwiązywania problemów dzieci. Moim celem jest także wspieranie Szkotów, Polaków i wszystkich innych mieszkańców w potrzebie, w tym również rodziny z małymi dziećmi, osoby ubogie, bezrobotne, bezdomne, bez środków do życia. Mam już pewne doświadczenie w rozliczeniu funduszów, które miałyby trafiać do najbardziej potrzebujących. Inverness ma też duże problemy infrastrukturalne, brakuje miejsc do parkowania, jest za dużo samochodów, warunki drogowe są bardzo złe – ze względu na mroźny klimat mamy bardzo dużo dziur, które trzeba naprawić. Będę starała się zaradzić tym problemom. Obecnie współpracuję z lokalną policją w charakterze konsultanta i jako radna będę korzystać z tego doświadczenia, aby informować i wspierać działania policji, a także promować programy, które ułatwią codzienne życie i będą łagodzić ewentualne napięcia w ramach zróżnicowanej narodowościowo społeczności.

Liczy Pani, że Polacy w Inverness zagłosują na Panią?

– Zgodnie z prawem wyborczym nie mogę w żaden sposób wyróżniać Polaków. Gdybym polegała tylko na polskich głosach, to mogłoby to być postrzegane przez Highland Council jako pewien rodzaj rasizmu. Ale naturalnie Polacy są w moim sercu na pierwszym miejscu i jeżeli będą debaty na temat polskiej społeczności – naturalnie wstawię się za nimi. Mój okręg to Millburn, jest tutaj duża szkoła gimnazjalna i wiele polskich dzieci tam uczęszcza. Tutaj znajduje się też sporo mieszkań socjalnych, do których są kierowani imigranci. Szacuje się, że w tym okręgu mieszka blisko tysiąc Polaków, ale nie wszyscy są zarejestrowani do głosowania, część z nich jeszcze nie wie, czy pójdzie na wybory.

Czy to nie jest tak, że Polacy nie są aktywni politycznie, ponieważ nie czują się, jak u siebie?

– Myślę, że tak, nie czują się pewnie, być może nie wszyscy zdają sobie sprawę, że mają te same prawa. Frekwencja wyborcza oscyluje w granicach 30-40 procent. A może widzą, co się dzieje w kraju, są zawiedzeni i nie chcą się mieszać do polityki. To też może być powód, dla którego tak mało Polaków kandyduje w wyborach lokalnych. Niemniej jednak wszystkim, którzy się na to zdecydowali, życzę powodzenia. Byłoby wspaniale, gdyby Polakom udało się dostać do lokalnych rad! Kto będzie umiał lepiej reprezentować nasze interesy niż my sami?

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_