Te kobiety nie zdają sobie sprawy z tego, jakie są naprawdę piękne w środku i dlatego nie pozwalają sobie z tego korzystać – mówi Aldona Oklińska, trener mentalny, inicjatorka projektu „Empowering Polish Women” w rozmowie z Magdaleną Grzymkowską.
„Empowering Polish Women” – to nazwa Twojego projektu. Czy rzeczywiście Polki w Wielkiej Brytanii potrzebują upodmiotowienia?
– Rosnąca liczba uczestniczek organizowanych przeze mnie spotkań chyba mówi sama za siebie! (śmiech) Nie chcę się wypowiadać za całą społeczność, ale mogę posłużyć się swoim przykładem, który moim zdaniem jest reprezentatywny. Przyjechałam do Wielkiej Brytanii z małego miasteczka w Polsce. Z niewielkim bagażem, za to z masą kompleksów. Miałam wbite do głowy, że muszę ciężko harować, że nie stać mnie na marzenia, tylko muszę zakasać rękawy i iść do pracy w restauracji. I nie pozwoliłam sobie korzystać z moich talentów, rozwijać się, tylko ciułałam, żeby jakoś związać koniec z końcem. Myślę, że dużo osób z Polski, nie tylko kobiet, ma właśnie takie nastawienie. Byle przetrwać, byle zapewnić sobie i swoim bliskim byt powszedni i się za bardzo nie wychylać, bo z tego mogą być problemy.
Polacy są wycofani?
– Czy nazwałabym to wycofaniem? Nie. To pewne podejście do życia. Taką perspektywę odziedziczyliśmy po naszych rodzicach i komunizmie. Mieszkając między Anglikami dostrzegłam, jaka jestem inna. Moje brytyjskie koleżanki zawsze dbały, aby się rozwijać, były bardzo kreatywne, nie brały pierwszej lepszej pracy i widziałam, jakie były spełnione i zadowolone, gdy w końcu znalazły zajęcie, w którym mogły się w pełni realizować. Czego ja nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Oczywiście wiązało się z ryzykiem, którego ja bałam się podjąć. Dopiero po 7 latach harówki w restauracjach (w tym trzech latach na stanowisku menadżera) zdecydowałam się na małe szaleństwo – zrobiłam kurs dla księgowych.
Biorąc pod uwagę Twoje wykształcenie ekonomiczne z Polski, można powiedzieć, że to był rozsądny pomysł.
– Ale to nie było dla mnie! Znasz takie uczucie, jak twoja dusza umiera? Jak jest ci ciężko wewnątrz, w głowie i w sercu? Jesteś nieszczęśliwa i nie wiesz dlaczego. Naprawdę, niemal fizycznie czułam ból spowodowany dyskomfortem psychicznym. Ja wyłącznie narzekałam. Byłam rozżalona i sfrustrowana. Ale nie zrobiłam nic, co by zmieniło moja sytuację. Wpadłam w depresję. Gdy po trzech latach zaczęłam z niej powoli wychodzić, postanowiłam spalić wszystkie mosty i zacząć od nowa. Wtedy zrobiłam studia na The Coaching Academy, renomowanej i największej na świecie szkole coachingu, uczącej tradycyjnych metod motywacji…
…i ponad rok temu zaczęłaś prowadzić cotygodniowe warsztaty dla Polek w Londynie.
– Dokładnie 15 miesięcy temu! Zainteresowanie przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Początkowo spotkania były bezpłatne, teraz kosztują symboliczne 5 funtów. Zaczynałam od zajęć m.in. jogi i zumby w Hyde Parku, które łączyłam z wymianą doświadczeń i life-coachingiem. Zimą, gdy pogoda przestała nam dopisywać, spotykałyśmy się regularnie w Southbank Centre czy National Theatre, gdzie miałyśmy zajęcia z asertywności, pewności siebie, medytacji czy zdrowego żywienia.
Zgodnie z zasadą „w zdrowym ciele zdrowy duch”?
– Moim celem było holistyczne – mentalne, fizyczne i psychiczne – uzdrowienie uczestniczek moich spotkań. Wiele kobiet, z którymi pracuję, miało taki stary, trochę zakurzony sposób myślenia. „Ale to nie dla mnie.” „A po co właściwie to robić?” „Jest źle, ale przecież wszystkim jest nie najlepiej.” Ja takiemu myśleniu mówię stanowcze „nie”! Te kobiety nie zdają sobie sprawy z tego, jakie są naprawdę piękne w środku i dlatego nie pozwalają sobie z tego korzystać.
Jakiego typu kobiety przychodzą na Twoje spotkania?
– To nie ją takie kobiety, które się w życiu rozpychają łokciami. Pochodzą z różnych warstw społecznych. Jedne są bardzo wykształcone, inne wychowują dzieci. Łączy je to, że mają w sobie dużo ambicji, tęsknoty za tym, aby się rozwijać. Są w różnym wieku, co wynika również z tego, że chcę, aby to była grupa wielopokoleniowa. Czasem przychodzą dwudziestoparolatki, jest też kilka osób po pięćdziesiątce. Największą grupę stanowią kobiety po trzydziestce. I każda ma inne doświadczenia i umiejętności, którymi może się podzielić.
Z jakimi problemami spotykają się najczęściej?
– Cześć z nich jest po prostu najzwyczajniej w świecie samotna. Bo straciły kontakt ze swoimi polskimi znajomymi, bo Anglicy są tacy trochę powierzchowni, a one potrzebują głębszych relacji. I szukają przyjaźni wśród ludzi podobnych do siebie, gdzie mogą swobodnie pokazać kim są, czy po prostu porozmawiać polsku. To faktycznie się udaje i to jest fantastyczne, bo one się spotykają po zajęciach, wymieniają się doświadczeniami, wiedzą, kontaktami (również biznesowymi), motywują się tworząc w ten sposób pewna grupę wsparcia dla siebie. Pomagają sobie wzajemnie urosnąć.
W dobie mody na coaching teoretycznie wszystko, o czym mówisz, można teraz znaleźć w internecie.
– Słusznie zauważyłaś – teoretycznie. W internecie jest dużo materiałów. Ale moim zdaniem dopiero historia opowiedziana z wielką szczerością przez osobę z krwi i kości porusza dogłębnie. Bo jak jesteś w trudnej sytuacji sama, to cię to dodatkowo dobija. W momencie gdy przychodzisz na spotkanie i widzisz dziesięć innych babek w takiej samej sytuacji, to od razu jest ci lżej. Możesz siedzieć przed komputerem i cały czas oglądać mówców motywacyjnych, ale czy dzięki temu będziesz miała więcej przyjaciół, którzy cię wesprą, jak zajdzie taka potrzeba?
A wykłady motywacyjne, imprezy z udziałem sławnych coachów? Ostatnio są coraz bardziej popularne w Wielkiej Brytanii.
– To są wielkie wydarzenia na 200-300 osób, a wstęp kosztuje kilkadziesiąt (lub kilkaset!) funtów. Masz tam fajną muzykę, inspirującą atmosferę, świetnych ludzi z ogromną energią, wiedzą i umiejętnościami. Po takim wykładzie czujesz się pozytywnie nakręcona. Ale po kilku dniach to mija. I znowu jesteś sama. I co dalej? Kolejny wykład? Owszem, jak zapłacisz za kolejny bilet. W mojej grupie przychodzisz i budujesz trwałe relacje, które tworzą twój kapitał społeczny.
Dwie z uczestniczek Twoich spotkań zaczęły Ci pomagać w rozwijaniu projektu.
– Dziewczyny obserwują, co ja robię i zaczynają wierzyć w to, że one też mogą coś osiągnąć. I tak Monika Matusiak stawia pierwsze kroki jako trener sportowy i motywacyjny, a Beata Zomer właśnie skończyła kurs na trenera zdrowych nawyków. Co miesiąc organizuje także w POSK-u spotkania biznesowe dla Polek pod nazwą Wysokie Obcasy. Razem tworzymy idealny zespół, uzupełniamy swoje talenty i wiedzę, którą się dzielimy, a prywatnie jesteśmy przyjaciółkami.
Ile osób średnio przychodzi na zajęcia?
– Różnie. Czasami 10-15, a czasami ponad 20. Zaczynałyśmy od kilku osób i tak stopniowo rosłyśmy. Obecnie mamy silną grupę stałych bywalczyń. Spotykamy się w środy, po pracy, bo zdaję sobie sprawę z tego, że w weekendy chcemy spędzić czas z rodziną lub wyjechać za miasto. Działamy na platformie Meet Up pod nazwą Empowering Polish Women in London. I w tym momencie pozwolę sobie z całego serca zaprosić wszystkie panie, które pragną od życia więcej i chcą poznać innych pozytywnych i ambitnych ludzi!
Jak powiedziałaś, chętnych jest coraz więcej, dlatego ostatnio ruszyła kampania mająca na celu sfinansowanie sali, w której będziecie mogły się dalej spotykać oraz strony internetowej.
– Na portalu crowdfunder.co.uk pod hasłem Empowering Polish Women prowadzimy zbiórkę. Do tej pory udało nam się uzyskać 1744 funty, prawie 90% pożądanej kwoty! Udało mi się pozyskać wsparcie także brytyjskiej organizacji Origin Housing, która hojnie podarowała nam 1000 funtów. W ramach tej inicjatywy można zrobić dotację, ale także wybrać jedną z naszych nagród – ufundowanych przez przyjaciół organizacji, m.in. książki, profesjonalną sesję fotograficzną i prywatne zajęcia ze mną, Moniką lub Beatą. Dochód z ich kupna jest przekazany na nasz cel, dzięki któremu będziemy mogły dalej rozwijać projekt na wysokim poziomie. I jestem przekonana, że wkrótce uda się go nam osiągnąć!