„Wyobraź sobie olbrzymią skałę wykreowaną przez olbrzymów. Z twardego kamienia uformowali kolumny, wydrążyli okna i galerie. W tym dziele nie ma jednej ostrej, prostej linii jedynie łagodne i miękkie wzniesienia jakby budynek ten powstał z miękkiej gliny, a nie z granitu. Metalowe balustrady balkonów wyglądają jak pokrętne i piękne morskie wodorosty. A ukoronowaniem tego dzieła jest jego szczyt: dach, jak skalny ogród ze świata fantazji.”
Ostatnia rezydencja
Ten opis budynku La Pedrera w Barcelonie pochodzi z przewodnika z roku 1910. Wtedy kamienica była jeszcze znana jako Rezydencja Mila. Powstawała ona w latach 1906-1910, a jej naczelnym architektem był Antoni Gaudi, twórca katalońskiego nurtu modernizmu. Już w trakcie budowy wzbudziła zainteresowanie całej Hiszpanii. Podzieliła kraj na dwa obozy: zachwyconych i zniesmaczonych. Ci ostatni ukazywali ją w magazynach satyrycznych jako blok skalny z wydrążonymi jaskiniami, z otworów których wyglądały głowy krokodyli, węży i kotów. Sąsiedzi właścicieli przestali się im kłaniać, bo uznali, że „to paskudztwo” obniży wartość gruntów i kamienic w okolicy.
Pere Mila i jego żona Roser Segimon jednak wspierali projekt. Dopiero gdy Gaudi postanowił ukoronować swoje dzieło figurą Matki Boskiej Różańcowej oraz figurami archaniołów powiedzieli: stop. Było to w okresie wzrostu nastrojów antyklerykalnych w Barcelonie i mogło sprawić, że kamienica podlegałaby atakom. Dla Gaudiego był to wstrząs. Był on głęboko wierzący i nie mógł pogodzić się z myślą, że symbole religijne mogą być nie tylko niepożądane, ale wręcz szkodliwe. Postanowił nawet porzucić ten projekt. Dopiero ksiądz, u którego się spowiadał, przekonał go, by budowę kamienicy doprowadził do końca. Jednak była to ostatnia rezydencja, którą Gaudi zaprojektował. Po tym oddał się całkowicie dziełu swojego życia czyli bazylice Sagrada Familia.
Rezydencja Mila, powinna się właściwie nazywać rezydencją Segimon, bo to Roser była żywo zainteresowana tym projektem i przeznaczała nań swoje fundusze. Była to bogata wdowa, która poślubiła Pere Mila chyba dla jego szumnego i awangardowego na owe czasy stylu życia. Państwo Mila zajmowali apartament główny o powierzchni 1323 metrów kwadratowych. Od sufitów po meble, wszystko było zaprojektowane przez Gaudiego. Gdy Rosar zwróciła mu uwagę, że nie ma w apartamencie prostej ściany, przy której mogłaby postawić swój fortepian, Gaudi powiedział: „niech więc pani gra na skrzypcach”.
Pani Segimon wytrzymała jednak humory architekta i dopiero po jego śmierci kazała zupełnie przerobić apartament. Wyburzyła pokrętne kolumienki, wyprostowała faliste sufity i podzieliła przestrzeń na wygodne i osobne pokoje. W 1940 roku sprzedała kamienicę, ale nadal mieszkała w swoim apartamencie. Zmarła w nim w 1964 roku. Od tej chwili kamienica zaczęła podupadać. W 1984 rezydencja została wpisana na listę dziedzictwa światowego UNESCO. W 1986 zakupił ją hiszpański bank i od tego czasu stała się ona chlubą i atrakcją turystyczną dzielnicy Eixample.
Piękna Katalonka i harem
W przewodniku po Barcelonie kamienica Gaudiego nie figuruje pod swoją właściwą nazwą, czyli Rezydencja Mila. Znana jest jako La Pedrera czyli… kamieniołom. Tak ochrzcili ją mieszkańcy, i trzeba przyznać, że jest to nazwa dość trafna i dopasowana do jej surowej, jaskiniowej wręcz fasady. W tak niestandartowym budynku zaczęły się osiedlać osoby o równie niekonwencjonalnych gustach i stylu życia. Jedną z nich była muza modernistycznych artystów Teresa Baladia. Zaczęło się od jej portretu: piękna kobieta w bieli, z burzą kasztanowych włosów opierająca się o skały. Zachwycił się nim pisarz kataloński Eugeni d’Ors’ i zaraz napisał powieść La Ben Plantada (1920). Poeta Joan Margall opiewał ją wierszem. Teresa była mężatką z trójką dzieci, z konserwatywnym małżonkiem, który miał znacznie bardziej konserwatywną ciotkę Ramonę. Ta, gdy dowiedziała się o artystycznych podbojach Teresy sprowadziła ją do zameczku w głębokiej prowincji i tam po prostu zamknęła. Muza wytrzymała w odosobnieniu kilka miesięcy, po czym w środku nocy uciekła konno do Barcelony, gdzie w La Padrera mieli apartament. Mąż z dziećmi nie odważył się na taką niesubordynację, Ramona bowiem zagroziła mu wydziedziczeniem, a majątek był pokaźny. Teresa miała jednak nadzieję, że do niej dołączy. Pisała tęskne listy, ale te przechwytywała ciotka. Apartament w La Pedrera miał służyć małżonkom jako skromne mieszkanko (300 m), gdzie mogliby przespać się po pobycie w Barcelonie, zanim powrócą do wielkiej rezydencji na prowincji.
Cóż, mijały lata, mąż płacił za apartament, a Teresa znalazła nowego kochanka, z którym miała dwoje dzieci i podróżowała po świecie. Gdy zmarła w Nowym Jorku, mąż założył czarny krawat , który nosił do końca życia. Kochanek zaś szybko ożenił się ze swoją dużo młodszą sekretarką. Mąż Teresy nigdy mieszkania w La Pedrera nie sprzedał oraz nigdy nie związał się z inną kobietą. Sąsiadami Teresy w „kamieniołomie” były inne nietuzinkowe osoby. Całe piętro zajmował książę z Egiptu Ibrahim Hassan. Żył on w sposób dość tajemniczy, choć w salonach pokazywał wielką kulturę i ogładę. Dopiero gdy poślubił amerykańską aktorkę Olę Humphrey wyszło na jaw, że z jego tzw. „obsłudze” (14 osób, mężczyzn i kobiet) znajdowały się także żony, które przywiózł ze sobą z Egiptu. Małżeństwo przetrwało jedynie 6 miesięcy, ale Ola zdołała jeszcze zrobić film o swoim egipskim romansie z La Pedrera.
Nie jest to jedyny film, gdzie pokazana jest ta kamienica. Występuje ona w 15 produkcjach, ostatnia to „Vicky Cristina Barcelona” Woody Allena (2008). Sceny kręcone są zwykle na dachu, który jest miejscem niesamowitym i kompletnie nie z tego świata. To okrężny taras, z wzniesieniami i figurami przypominającymi rycerzy z Gwiezdnych Wojen lub też olbrzymie ślimaki, stwory pokryte fragmentami ceramicznych kafelków a nawet denkami butelek od szampana. Te konstrukcje to przemyślnie przetworzone kominy i otwory wentylacyjne. Z tego nieziemskiego krajobrazu roztacza się wspaniały widok na Barcelonę. I właśnie od tarasu rozpoczynamy zwiedzanie tego budynku. W sezonie trzeba brać pod uwagę ogromne kolejki i dobrze jest wykupić bilet z wyprzedzeniem przez internet.
Pod tarasem dachu jest strych, który kiedyś był pralnią i suszarnią. Niesamowite miejsce, w którym poczujemy się jak w brzuchu wieloryba. Tam możemy obejrzeć wystawę o kreatywności i inspiracjach Gaudiego. Większość budynku zajmują teraz biura banku. Pozostało jednak czterech lokatorów, którzy nie chcą opuścić La Pedrera za żadne skarby. Widać mieszkanie w „kamieniołomie” ma w sobie coś, co warte jest więcej niż bajeczne sumy. W La Pedrera można się widać dozgonnie zakochać.
Tekst i zdjęcia: Anna Sanders