A teraz zapraszam na krótką wyprawę historyczną. Odwiedzimy niezwykłe miejsce na mapie naszego regionu – zachęciłem grupę i poprowadziłem starą, brukowaną drogą obsadzoną równie starymi drzewami.
– Ona wygląda trochę w stylu rzymskim – zagaiła starsza pani. – Taka nasza Via Pomerania – zażartowała.
Rzeczywiście, drogi rzymskie przetrwały 2000 lat, a ta jest tylko trochę młodsza. Ale też niejedno widziała. Prowadziła w bok od głównej szosy do niewielkiego lasu na wzgórku. I tam właśnie zaprowadziłem wycieczkę złożoną z turystów odwiedzających o tej porze roku polskie wybrzeże Bałtyku.
– Proszę spojrzeć tam, w głąb lasu. Tak naprawdę to nie jest las, tylko resztki wspaniałego, XVIII-wiecznego parku, który założono w tym miejscu podczas budowy pałacu. Pałacu jednak nie zobaczymy, już go nie ma. Pod koniec II wojny światowej, w czasie zdobywania tych ziem Armia Czerwona puściła z dymem pałac. Podobno żołnierze rozpalili dla zabawy ognisko w sali balowej i od tego zajął się cały budynek. Wypalił się aż do fundamentów. Resztki murów rozebrano i dziś nie zobaczymy tutaj kamienia na kamieniu. Są tylko te drzewa – opowiadałem.
– A dlaczego żołnierze spalili pałac? – zapytało jakieś dziecko z wycieczki.
Co mu odpowiedzieć? Zrobić wykład z najnowszej historii?
– To jest tak kiedy wschód spotyka zachód – usłyszałem podpowiedź zza pleców. To ta sama starsza pani, która żartowała na temat rzymskich dróg.
– Kiedy wschodnia kultura zderza się z kulturą zachodu, wtedy muszą być ofiary– kontynuowała. – Sowieci nie tylko palili pałace i dwory. Mordowali i rabowali ludność cywilną, gwałcili kobiety i dziewczęta, niszczyli zdobywane mienie. Weszli do nas jako zdobywcy i zostali tu niestety na 50 lat. Kultura wschodu przyniosła nam tylko zniszczenia i cierpienia.
Mocno powiedziane – pomyślałem. Czy dzieci i młodzież są przygotowane na takie informacje? Czy nie są zbyt młode, aby poznać prawdę? Z drugiej strony, o tym wszystkim można przeczytać w internecie, wystarczy tylko trochę poklikać myszką. Można znaleźć nawet gorsze rzeczy, więc chyba nie ma co ukrywać przeszłości. Tym bardziej, że czas na rozważania o wschodzie i zachodzie jest idealny.
Od dobrych kilku lat zalewa Europę fala imigracji ze wschodu. Dla Brytyjczyków imigrantem z tamtego kierunku jest każdy, no prawie każdy, kto przekracza Kanał. Polacy, Rumuni, Bułgarzy, Azjaci… najpierw byliśmy tanią siłą roboczą, która pozwoliła gospodarce Brytyjskiej odbudować potęgę, a obecnie jesteśmy podobno balastem i niepotrzebnym obciążeniem dla tamtejszego „socjalu”. Teraz w kolejce do imigracji ustawiają się Ukraińcy. Od kilku dni mogą wjeżdżać bez wiz do krajów Unii Europejskiej w celach zarobkowych, turystycznych i biznesowych. Jednym słowem-Europa, z wyjątkiem Wielkiej Brytanii oraz Irlandii, gdzie nadal obowiązują wizy, stoi dla nich otworem. Jedni się tego boją, inni cieszą i czekają na swoją szansę. W Niemczech czeka na nich ponad pół miliona wolnych miejsc pracy. Niemcy jak zwykle podchodzą do wszystkiego pragmatycznie: nieważny kolor skóry i wyznanie, ważne, że chętny, „robotny” i tani w utrzymaniu. Co będzie później, to się zobaczy. Teraz ważny jest Arbeit! W Polsce dominuje strach, że Ukraińcy zaleją nas, od Lubelszczyzny aż po ostatni metr plaży w Świnoujściu. A kiedy już zaleją, to wtedy wszędzie zbudują cerkwie, wprowadzą wschodnie zwyczaje i kalendarz, a nas wyślą do szkół na naukę cyrylicy. No i jest jeszcze sprawa rzezi wołyńskiej.
Kiedyś zapytałem znajomego, który szukał pracownika do swojego gospodarstwa, o to jak widzi przyszłość. Bardzo długo nie mógł znaleźć chętnego Polaka do ciężkiej pracy fizycznej na roli.
– Nikt nie chce mieszkać i pracować na wsi. Miejscowych nie ma, bo wieś się wyludnia. Starsi przeszli na emeryturę a młodzi uciekli do miasta albo wyjechali za granicę. Co mam robić, zamknąć gospodarstwo? – pytał retorycznie.
– Zatrudnisz Azjatę?
– O nie, na pewno nie. Wolę już sam pracować – zdecydowanym tonem odmówił.
Od ubiegłego roku zatrudnia pracowników z Ukrainy i jest bardzo zadowolony. Gospodarstwo rozwija się i zwiększa produkcję a pracownicy ze wschodu są traktowani jak domownicy. Nie dzieje się nic złego. Nie zawsze zderzenie kultur wschodu i zachodu musi mieć katastrofalne skutki. Warto o tym pamiętać. My też kiedyś byliśmy ludźmi ze wschodu, których po raz pierwszy wpuszczono do Europy.