Jeżeli ktoś ma wątpliwości czy obniżanie wydatków publicznych może mieć tragiczne konsekwencje, wystarczy przytoczyć dwa fakty: pożar wieżowca w Londynie i śmierć grupy młodych ludzi w pobliżu słynnej miejscowości Rye. W obydwu przypadkach urzędnicy magistratów oszczędzali. Czy te oszczędności były przyczyną tragedii? Nie zostało udowodnione, ale nie można tego wykluczyć.
Werdykt w sprawie śmierci siedmiu młodych mężczyzn, którzy utonęli w morzu w lecie ub. r., gdyż zostali „przyłapani” przez przypływ, był jednoznaczny: dwa nieszczęśliwe wypadki. Przy okazji ujawnione jednak zostało, że na plaży nie było ratowników, pomimo, że w 2012 r. po śmierci w podobnych okolicznościach młodego mężczyzny, który nie zdołał dopłynąć do brzegu rekomendowano, by zatrudniać ratowników, a nie tylko patrole, które zajmują się zbieraniem śmieci i szukaniem rodziców zgubionych dzieci. Jak wyjaśniał urzędnik władz lokalnych, finansowe możliwości magistratu to nie „studnia bez dna” i inne wydatki były ważniejsze. Dopiero w tym roku zdecydowano się na zatrudnienie w sezonie letnim ratowników. Koszt: £51 000.
Tragedia mieszkańców wieżowca Grenfell jest innych rozmiarów, ale i tu doszło do oszczędności. Urzędnicy władz dzielnicowych zmienili ocieplające powłoki budynku na tańsze. W ten sposób zaoszczędzono £293.
Oczywiście, nie jest powiedziane, że do tych wypadków nie doszłoby gdyby nie te oszczędności. Czy ratownicy zdołaliby uratować tonących? Czy spięcie w przewodach elektrycznych zepsutej lodówki nie wywołałoby pożaru? Są to pytania, które pozostaną bez odpowiedzi. Przy okazji ujawniło się coś jeszcze: obwinianie ofiar pochodzących z mniejszości etnicznych. Urzędnik odpowiedzialny za bezpieczeństwo na plażach w hrabstwie East Sussex pozwolił sobie na stwierdzenie, że biali Brytyjczycy „lepiej pływają” od pochodzących z mniejszości etnicznych. Po pożarze wieżowca pojawiły się opinie, że pożar spowodowany był „późnym gotowaniem” w czasie Ramadanu. Obydwie opinie okazały się całkowicie nieprawdziwe.
Te tragiczne wydarzenia, ale nie tylko one, wywołały dyskusję na temat polityki oszczędności, prowadzonej od 2010 r. Coraz częściej pojawiają się głosy, że polityka ta okazała się z jednej strony mało skuteczna, a jednocześnie prowadzi do nieszczęść. I co ciekawe, coraz więcej Brytyjczyków jest gotowych płacić więcej w formie podatków, by zwiększyły się wydatki na cele socjalne.
Jak wynika z badań przeprowadzonych przez niezależny instytut National Centre for Social Research, blisko połowa respondentów, 48%, zgodziłaby się na podniesienie podatków, jeśli pieniądze te miałyby być przeznaczone na państwową służbę zdrowia, edukację i pomoc społeczną. Jak powiedział Roger Harding odpowiedzialny za badania, „Tolerancja dla polityki wyrzeczeń kończy się, nawet jeśli miałoby to oznaczać wyższe podatki”.
Głosy mówiące o potrzebie zwiększenia wydatków państwa, a tym samym podwyższenia podatków pojawiają się także wśród polityków Partii Konserwatywnej. Oliver Letwin, poseł z okręgu West Dorset, uważany za „guru” Davida Camerona, odpowiedzialny za wprowadzanie w życie kwestii programowych w randze ministra stanu, w radiowym programie „Today” przyznał, że sektor publiczny przeżywa obecnie ogromne trudności. Kwestia ta – jak mówił – była jednym z tematów poruszanych przez wyborców podczas kampanii. Jeśli rząd będzie chciał utrzymać wydatki na cele publiczne (szkolnictwo, służba zdrowia i opiekę społeczną) to, jego zdaniem, lepsze byłoby podniesienie podatków niż zaciąganie pożyczek. Letwin uważa, że choć z pewnością w pierwszym rzędzie należy dodatkowymi wydatkami obciążyć najlepiej zarabiających, ale także „znaczne grupy ludzi” muszą liczyć się z wyższymi podatkami.
Sprawa wydatków państwa nabrała nowego wymiaru, gdy okazało się, że rząd znalazł dodatkowy miliard funtów dla Irlandii Północnej. To cena jaką przychodzi Theresie May zapłacić „cichemu wspólnikowi”, czyli Demokratycznej Partii Unionistycznej (Democratic Unionist Party) za wspieranie konserwatystów podczas głosowań w Izbie Gmin. Dzięki tym głosom mniejszościowy rząd Theresy May ma zapewnioną 13-mandatową większość.
Nic dziwnego, że natychmiast pojawiły się z różnych stron głosy domagające się zwiększenia wydatków na inne cele. W pierwszym rzędzie pojawił się postulat usunięcia ograniczenia podwyżki zarobków do 1 procenta rocznie pracowników sektora państwowego. Także politycy walijscy zwrócili uwagę na to, że skoro znalazła się tak wysoka dotacja dla Irlandii Północnej, to Walii też się coś należy, bo i w tej prowincji są tereny zaniedbane, przede wszystkim okolice zamkniętych kopalń.
Takie grupy nacisku ze strony szeregowych posłów Partii Konserwatywnej, mogą pojawiać się przy każdym ważnym głosowaniu. Zagrożony oddział ratownictwa w lokalnym szpitalu, brak pieniędzy na remonty szkoły? Posłowie, którzy dostali się do Izby Gmin z niewielką większością nie zawahają się, by zastosować szantaż. Nie jest to niemożliwe. Oliver Letwin nie jest osamotniony. Zwolennicy zmian zwracają uwagę, że Partia Konserwatywna nie ma szans na kolejny sukces wyborczy, jeśli nie spełni przynajmniej niektórych postulatów społecznych, no i nie znajdzie poparcia wśród osób poniżej czterdziestki.
Julita Kin