Monreale jest położone na zboczu góry Monte Caputo. Rozciąga się stamtąd wspaniały widok na żyzną dolinę zwaną „La Concha d’oro” czyli Złotą Muszlę. Tam rosną wspaniałe gaje oliwkowe, słynne sycylijskie pomarańcze i migdały. Widać też stolicę: Palermo, od której Monreale znajduje się w odległości 15 km. Byłby to zakątek zupełnie nieznany, gdyby nie ukryty skarb, kościół, który raczej nie wabi do wejścia. To masywna, prosta, kamienna katedra nie wyróżniająca się zewnątrz od wielu innych normandzkich budowli. W upalne dni wylegują się przed jej wejściem wielkie kudłate psy, na skwerze panuje leniwa cisza i słychać tylko szmer fontanny. Niech nas jednak nie zwiedzie ta pozorna zwyczajność Monreale, bo nie darmo ściągają tam rzesze turystów z całego świata, i nie bez powodu katedra znalazła się na liście dziedzictwa światowego UNESCO.
Złote światło
Katedra jest zwykle zamknięta w porze obiadowej, co na Sycylii może się przeciągnąć do trzech godzin. Choćbyśmy jednak, przejedzeni i senni chcieli sobie darować zwiedzanie, już zauroczeni widokami ze zbocza, to nie poddawajmy się lenistwu. Wejdźmy do miejsca, które sprawi, że nagle się obudzimy i jak wszyscy zwiedzający staniemy z otwartymi ustami wobec nieporównywalnego dzieła sztuki: ogromnego wnętrza rozjaśnionego mozaiką jak nie z tego świata. Katedrę w Monreale ufundował normandzki król Sycylii William I zwany Dobrym (rok 1174), w przeciwieństwie do swego ojca, zwanego Williamem I Złym. Nie wdał się on zupełnie w swojego rodzica, który wszelkie konflikty rozwiązywał walką zbrojną. William Dobry postawił na dyplomację i integrację. Był też znany jako król sprawiedliwy i miłosierny. Kochał sztukę, był tolerancyjny i ciekawy świata. Zachwycił się kulturą północnej Afryki, dziełami Arabów i oczywiście był przywiązany do rodzimej klasyki Normandii. Tylko taka kombinacja mogła stworzyć to co podziwiamy do dziś: katedrę w Monreale właśnie.
Niesamowita jest prawie absolutna perfekcja wnętrza, mimo braku symetrii i ciągłych zmian w niepowtarzalnych wzorach. Od podłogi do sufitu katedra jest pokryta precyzyjnymi mozaikami. Jej ściany kreują własne światło odbijające się od złota. Ten poblask jest nierealny i sprawia, że czujemy się jakbyśmy znaleźli się w nieziemskim miejscu. I o to twórcom tych mozaik chodziło. O jakby skonstruowanie alternatywnego świata, który ma służyć religijnym uniesieniom, poznawaniu Boga. Tło scen z Nowego i Starego Testamentu, życia świętych i w końcu olbrzymiej figury Chrystusa jest złote. Każdy fragment szkła mozaiki mozolnie pokrywano tym materiałem, specjalną techniką: od spodu. Odblask jest wtedy jakby przytłumiony, ale można go ustawić tak, by rozświetlał najciemniejsze kąty budynku poprzez lekką zmianę kąta mocowania osobnych elementów mozaiki. Oblicza się, że na to tło katedry zużyto ponad 2,5 ton czystego złota. Jest to też największa mozaika w całych Włoszech, które przecież obfituje w tego typu dzieła. Ma ona 0,75 ha! Ale na hektary nie da się przeliczyć wrażenia, jakie to dzieło sztuki robi. Jest ono wyjątkowe pod tym względem, że odbiega od sztywnych i standardowych przedstawień scen biblijnych. Są one tutaj znacznie bardziej ekspresyjne i pełne życia. Starczy spojrzeć w twarz Chrystusa górującego nad ołtarzem. Obejmuje ona swoim spojrzeniem wszystko naraz i poszczególne osoby. Malowniczo ułożona fryzura odbiega od tradycyjnej, prostej i niezwracającej uwagi. To władca świata, ale i człowiek emanujący jakimś czarem, dobrocią pomieszaną z poczuciem godności i siły.
Patrząc na szczyty ścian możemy prześledzić wszystkie biblijne historie, od stworzenia świata do życia i śmierci Chrystusa. Po prawej stronie przedstawione są historie starotestamentowe, po lewej z Testamentu Nowego. To przepiękny materiał edukacyjny dla każdego.
„Małżeństwa Monreale”
Nie sposób opisać tutaj każdego obrazu, ale warto zwrócić uwagę na przerywkowe mozaiki, ciągnące się pasami od dołu do góry ścian. Jest ich koło stu i każda z nich jest inna. Inaczej są przycięte kawałki kolorowych kamieni i ułożone w zupełnie odmienne, arabskie wzory. Pewne jest, że zespół tworzący w mozole i bezimiennie to dzieło „ku większej chwale Jedynego Boga” był wielonarodowościowy. Być może John z Normandii przycinał kamienne wzory nad szczytami kolumn i przy wejściu. Mohammad wytężał głowę nad kombinacjami mozaikowych „przerywników”, mistrzowie greccy i rzymscy tworzyli spektakularne obrazy nad naszymi głowami. Zapewne porozumiewali się przy pomocy łaciny, tego „języka angielskiego” średniowiecza.
Większość podpisów w katedrze jest łacińska, choć zdarzają się greckie. Bezimienny zespół stworzył prawie tysiąc lat temu dzieło tak spójne i wyrafinowane, że mało co może się z nim równać. Jest ono niezwykle homogeniczne w technice wykonania i stylu.
Katedrę budowano od 1176 do 1186 roku. Była ona częścią wielkiego klasztoru Benedyktynów, po którym zachowały się krużganki z 108 marmurowymi kolumnami, ozdobionymi równie pracowicie i pięknie. Drzwi Zachodnie warte są obejrzenia – to z kolei dzieło sztuki w brązie. Wykonał je w 1189 słynny mistrz Bonnano da Pisa. Wspaniałe są sarkofagi, jakie wystawił swojemu ojcu i matce William II. XVI-wieczna mozaikowa podłoga to dzieło sztuki nie tylko w ułożeniu, ale i trwałości, bo przecież chodzą po niej od wieków ludzkie rzesze.
Katedra w Monreale jest uznana za jeden z najważniejszych zabytków Italii. I jest też jednym z najlepiej zachowanych z tego okresu. Ma też ona znaczenie szczególne dla młodych zakochanych. Otóż jeszcze w XIX wieku mówiło się o „małżeństwach Monreale”. Tutaj właśnie mogli pobrać się młodzi kochankowie uciekający od rodziców, którzy nie chcieli się zgodzić na ich ślub. Prawo w tym pięknym miejscu było bardziej dostosowane do namiętności niż formalności.
Po wizycie w katedrze z przyjemnością odetchniemy w zwyczajności miasteczka. Ulice kończą widokami na zbocza góry, kamienne budynki dają schronienie przed słońcem, a liczne restauracje oferują pod parasolami wytchnienie przy lodach i smakołykach. Takie zwyczajne, ciche sycylijskie miasteczko, nieco tylko oddalone od wielkomiejskiego Palermo. A jednak, kto raz tam zawędrował i wszedł do katedry, na pewno zapamięta ją jak nieziemskie zjawisko, do którego chce się wrócić. Bo nie sposób zobaczyć wszystkiego w ciągu nawet dwóch godzin. Pozostaje niedosyt.
Tekst i zdjęcia: Anna Sanders