31 lipca 2017, 09:54
Dom poza domem

Podobno my, kobiety, jesteśmy mistrzyniami w robieniu domu poza domem. Na „wczasy pracownicze, czyli wakacje, gdziekolwiek by one nie byly, zabieramy własną serwetkę i ulubiony wazonik, aby zaraz po przyjeździe ze zwykłego pokoju, takiego samego jak ten piętro wyżej czy piętro niżej, wyczarować sobie swój intymny mały swiat. I zaraz jest domowo, przytulnie i „po naszemu”.

Pewien obserwator i admirator płci pięknej, podsumował, te nasze starania, jednym zdaniem: „ kobitki to nawet w namiocie zawieszą firaneczki”. No i coś w tym jest!

Jest i w Antokolu . Pokoje tam jasne, ciepłe, ”młode”, a firaneczki, (które – a jakże – oczywiście są), bielsze niż śnieg w Tatrach. I nie ma ani rupieci ani „staroci”. Stare meble wymienia sie na nowe, poduszki na fotelach kwietne i cieszące oczy, jadalnia jasna i wesoła . Kornika nie uświadczysz! Pachnie za to czystością i świeżością. I pomimo, że rezydentami są już mocno starsi państwo, sporo tu energii, radości i śmiechu. Dba o to wszystko młoda kierowniczka Izabela Szłuinska, dba młoda załoga i zacne siostry. I wszyscy wiedzą, że takie właśnie, urozmaicone wiekowo współegzystowanie, jest najlepszą receptą na sukces.

Ogród w lecie zachwyca. Czym tu, zastanawiam sie, podlewaja te dorodne kwiaty?! Moje begonie, niby takie same, a o połowę mniejsze! Te, które widzę są jak nieprzymierzając kapuściane głowy! A kapusta, owszem, też jest. I to jaka! Mój dwuletni wnuczek zniknął pod jej liściami, jak krasnoludek w zaczarowanym lesie.

Do Antokolu przybywaja ciekawi goście. I bardzo dostojni. Podczas niedawnej wizyty Konsula Krzysztofa Grzelczyka, w saloniku wyczarowano bardzo wytworną „high tea”, czyli popołudniową herbatkę. Czy ktoś, kto tam wtedy był, może zapomnieć zielony tort wyczarowany przez szefową kuchni, panią Anię !? Smakowe i wizualne dzieło sztuki kulinarnej ! Wzięłam oczywiście przepis (który jak wszystkie inne … mnie sie napewno nie uda!) Paniom, którym się udaje podpowiem, że zielony kolor uzyskujemy … dodając do tortu mrożonego a odcedzonego szpinaku! No i kto by pomyślał?! Podczas tej wytwornej herbatki poczułam się trochę jak w słynnym wierszu Wojciecha Młynarskiego o „truskawakch w Milanówku”. Było elegancko ale i serdecznie. Rezydenci w krótkich „prezentacjach” opowiedzieli panu Konsulowi o sobie. I o swoim jakże ciekawym życiu. Wszak wokół stołu „siedziała polska historia”. Uczestnicy wojen, zesłańcy na Sybir, świadkowie niezwykłych wydarzeń. I opowiadali o tym co przeżyli, a Konsul słuchał wzruszony. I my też, bo takich historii juz niedługo nie usłyszymy z ust naocznych świadków. Zamknięte na stronach książek staną się już tylko literaturą faktu, a to coś zupełnie innego. Dostojnemu gościowi przedstawiono także młodą załogę, która ma z czego być dumna. To dzięki jej staraniom Antokol dostał najwyższą ocenę jaką może dostać instytucja tego typu, czyli wynik „outstanding”, przyznawany przez CQC (Care Quality Commission). Niemało się trzeba napracować, aby taką ocenę uzyskać! Nie dostaje się jej za nic! Miło musiało być panu konsulowi, a i dumę pewnie poczuł, że to właśnie nasz polski dom może poszczycić się taką opinią angielskich i bardzo przecież poważnych instytucji.

Antokol gościł w swych progach wielu ciekawych rezydentow. Mieszkali tu i zołnierze i pisarze i aktorzy, ludzie o niezwykłych losach i życiorysach . I tylko… czas ich wszystkich dosiegnął. Nieubłagany. Sprawiedliwie odmierzany każdemu z nas, upartym tykaniem zegara.

Mając takie Proustowskie poczucie jego uplywu, znajdują się na szczęście osoby, które w Antokolu widzą szansę na zebranie i spisanie historii.,.. przechodzącej do historii. Co czwartek na rozmowy z mieszkającą tu panią Lulą Piekarską, przyjeżdża nauczycielka polskiej szkoły sobotniej im. Fryderyka Chopina z South Croydon, Irena Kukuła. Słucha i skrzętnie notuje. Nie koniec na tym. Przywiozła ze sobą młodzież tej szkoły, aby ta mogła osobiście spotkać się z osobą, która wpadła na rozwiązanie problemu, jak karmić słynnego misia Wojtka, gdy ten był jeszcze misiowym niemowlakiem, przygarniętym przez polskich żołnierzy! Młoda wówczas Lula, pielęgniarka przemieszczająca się z polskim wojskiem po wojennych szlakach, wpadła na pomysł, aby odciąć palec z gumowej rekawiczki, wlać w niego mleko i tak karmić zwierzaka! I udało się! Miś jadł, aż mu się misiowe uszy trzęsły. Co za przeżycie usłyszeć coś takiego! Kto może pochwalić się taką znajomością!? To przecież najlepsza lekcja historii, jaką można sobie wymarzyć. Z wizyty tej, młodzież zrobiła piękny album, który podarowała pani Luli , a w kolejce do dalszych ciekawych opowieści ustawiają się następni, pragnący ich posłuchać. Przyszły wzruszające listy ze szkoły. Pisane przez zachwyconą spotkaniem młodzież i jej rodziców . Wiele w nich emocji i dumy z bycia Polakami i słów podzięki dla pięknej starszej pani, która historię ożywiła i przybliżyła tak, aby na zawsze zapadła w serca. Takie wydarzenia sa naprawdę bezcenne. I wiedzą o tym wszyscy pracownicy Antokolu, którzy ja organizują.

Dba sie tutaj i o tych, którzy z domu odeszli na zawsze. Zorganizowany wieczór wspomnień o rezydentach, których już z nami nie ma, zgromadził przyjaciół i rodziny. Pomimo nagle pustych po bliskich pokojach, mogli „ugrzać się” w miejscu, które było dla nich wszystkich rodzinnym domem.

Kiedy w zeszłym tygodniu zawiozłam do Antokolu mojego dwuletniego wnuczka ani przez chwilę nie pomyslałam, że i jemu wydarzy się tam coś niezwykłego. A jednak! Otoż mój wnusio znalazł tam sobie „przyszywaną Prabacię”! I jak ją z pośród wielu starszych pan wybrał, tak też przez całą wizytę już jej nie opuścił. Radośc była obopólna. I potwierdziła się znana nam wszystkim, choć w dzisiejszym świecie niekoniecznie stosowana zasada, że najlepiej i najszczęśliwiej funkcjonują rodziny wielopokoleniowe. Wiedząc o tym, w Antokolu zorganizowano w czerwcu Dzień Dziecka. Pracownicy przywieźli swoje pociechy, urządzono wesołe gry i zabawy, Rezydenci mieli okazję popatrzeć na dziecięce harce, posłuchac radosnego śmiechu i chichotów. Ileż wspomnień wróciło wraz z tą powszechną wesołością! I jak to dobrze, że dom stworzony z myślą o seniorach, otwiera gościnnie swoje drzwi dla młodych.

Wielu z nas, obserwując znajomych lub rodzinę w bardzo już dojrzałych latach, z niejaką paniką odrzuca wizję opuszczenia przez nich własnych domów i oddania sę pod opiekę najlepszych nawet , ale jednak „instytucji”. Nie ma to jak u siebie, nie ma to jak na „własnych śmieciach”, myślimy. Oczywiście! Dopóki jest się sprawnym i otoczonym bliskimi. Ale jak doskwierająca może być fizyczna słabość, spowodowana dokładającymi się nieubłaganie latami i (a może przede wszsytkim!) samotność, wiedzą ci, którzy tego doswiadczyli. Milczący wiecznie telefon i drzwi, przez które już nikt nie przechodzi, zabijają powoli duszę. Warto od tego uciec! W ciepłym i serdecznym Antokolu napewno znaleźć można nie tylko opiekę ale i przyjaźń. Dużo przyjaźni! A jak się ma szczęście to… i miłość się czasem przytrafi ! Bo przecież serce nie ma zmarszczek! Kochajmy więc! To najpiękniejsze uczucie jakim nas może obdarzyć los. Wiosną, latem i… jesienią naszego życia. A nasz przyjazny Antokol często odwiedzajmy. Naprawdę warto!

 

Ewa Kwaśniewska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_