Na przemian wśród deszczu i słońca mija nam lipiec i nadciąga sierpień, a z nim (ach te polskie miesiące!) nieuchronna fala rocznicowych uroczystości. Miłośnicy świąt i pomp w Polsce ostrzą zęby zwłaszcza na dwie rocznice – bitwy warszawskiej 1920 (czy też „cudu nad Wisłą”) oraz sierpnia 1980 i powstania „Solidarności”…
Zwłaszcza druga z nich, w kontekście najnowszych polskich kontrastów, zapowiada prawdziwą, pełną współczesnych aluzji falę rocznicowania i antyrocznicowania.
W aurze polskich ewolucji husarskie szable wspiera naostrzona historyczna broń polityczna. Nieodrodnym fenomenem upamiętnień i obchodów w szczególnie burzliwej historii są w Polsce weterani i bojownicy o wolność i demokrację… Różnej maści i w różnym wieku! Oni wszyscy mają dwie niezbywalne właściwości. Liczba ich rośnie (wbrew prawom natury) wprost proporcjonalnie do lat dzielących od upamiętnianych wydarzeń, a do tego mają silną skłonność do pisania na nowo historii, której byli świadkami…
Dzieje organizacji przedwojennych czy innych peerelowskich ZBoWiD-ów dały tym zjawiskom wiele przykładów. Przećwiczone w latach obchody rocznicy obrony Polski przed bolszewicką nawałą nie powinny niczym specjalnie zaskoczyć. Podobnie rocznica Sierpnia’80 nie ma do zaoferowania wielu niespodzianek.
Pierwsza „Solidarność” była wspaniałym ruchem wielomilionowym, owianym falą entuzjazmu, niezapomnianym dla każdego wówczas dorosłego.
Inna rzecz, czy rzeczywiście dziś w pierwszych szeregach uczestników obchodów zobaczymy tych, którzy świadomie lub częściej bez zastanowienia coś ryzykowali i czymś zapłacili w latach 70. i 80. za odwagę lub rozpaczliwy gest w obronie godności i sprawiedliwości. Czy też przepchną się do nich głównie oficjele, którzy często ze zdumieniem po latach konstatują, że nie kasując przed 1989 r. biletów w tramwajach, podkopywali ekonomię reżymu, a więc (wallenrodycznie rzecz jasna) walczyli z nim.
Byłych bojowników przybywa – a jak świadczył pamiętny katalog rzymskiej wystawy o „Solidarności”, w którym Krzaklewski zapomniał wspomnieć o Wałęsie – i na niwie historycznej czekają nas niespodzianki.
Pamięć w naturalny sposób mitologizuje doznania przeszłości, a do tego nieświadomie łączy z przeżyciami własnymi te zasłyszane czy przeczytane. Iluż żołnierzy, którzy na froncie widzieli tylko kilometr od brzozy na lewo po dom na prawo (dla wielu był to ostatni obrazek w życiu), iluż więc po latach gładko prawiło o swych bojach, jakby co najmniej brali udział w pracach sztabu. Nie wspominam już o zwykłych blagierach, bo ci wśród weteranów byli zawsze tak liczni, jak wśród myśliwych czy rybaków.
I wreszcie puenta: Nie zapominając o westchnieniu Piłsudskiego na zjeździe legionistów z 1934 r.: („żebym ja was tylu miał dwadzieścia lat temu…”), pamiętajmy o ludziach prawych i odważnych. I w pierwszej kolejności szanujmy właśnie ich.
Jarosław Koźmiński