Pod koniec czerwca, po kilku dniach pięknej pogody powiedziałam: „W tym roku Brytyjczycy nie będą mogli narzekać, że lato ich znowu ominęło.” Następnego dnia niebo było pełne chmur. I tak już zostało. Gdy większość europejskiego kontynentu, w tym Polska, cierpiało na wysokie temperatury, jedna trzecia mieszkańców wyspy brytyjskich włączała centralne ogrzewanie. Też kilka razy miałam taką pokusę. Powstrzymałam się jednak: przecież jest lato.
O tym, że jest pełnia lata, dowiaduję się nie z prognoz pogody, ale gdy za moim oknem zanika zgiełk dzieci idących do położonej na przeciwko domu szkoły. Nagle rano, a zwłaszcza w ciągu przerwy lunchowej jest cicho. To także na ogół początek gorszej pogody (jak mówi stare przysłowie, „od świętej Anki zimne wieczory i ranki”), no i sierpień to już nie te same długie dni, co lipcowe. Nie wiem, dlaczego wakacje szkolne zaczynają się wbrew logice i europejskim zwyczajom dopiero w ostatnim tygodniu lipca. Jeszcze jedna brytyjska oryginalność
Brytyjskie lato charakteryzuje się częstymi zmianami pogody. I nie jest to tylko wynik zmian klimatycznych, jakie zafundowała Ziemi ludzkość. W 1846 r. po wyjątkowo gorących dniach nastąpiło znaczne oziębienie. Wystąpiły obfite opady deszczu i przeszły wielkie burze, a od piorunów zginęło kilkanaście osobo. 1 sierpnia tegoż roku spadł grad. Kule gradowe były wyjątkowo duże, jak piłki tenisowe. Uczyniły też wiele szkód, niszcząc zbiory, ale też wybitych zostały w wielu budynkach m.in. zniszczonych zostało 700 szklanych paneli dachu nad izbami obrad parlamentu. Dodajmy: nowego Pałacu Westminsterskiego, którego budowa jeszcze trwała. W rezultacie masy wody zniszczyły obydwa pomieszczenia, tak że wymagały remontu. Ulice całego Londynu pokryte były szkłem i przewróconymi drzewami, a także kominami, które spadły z dachów. Tamiza w wielu miejscach wystąpiła z brzegów, tak że lokatorzy domów położonych nad rzeką musieli ratować się znajdując schronienie na wyższych piętrach. Ale nie tylko woda i lód spadały z nieba. W dzielnicy Fulham spadły żaby, które mieszkańcy wynosili ze swoich ogródków na łopatach.
W 1900 r. lipiec był również wyjątkowo ciepły, choć nie rekordowy. Wtedy odbyły się chrzciny Louisa Mountbattena, którego matką chrzestną została królowa Wiktoria. Leciwa monarchini koniecznie chciała osobiście wziąć udział w uroczystości. Na zdjęciach wygląda niesłychanie świeżo. Podobno zaleciła, by pod jej krzesłem ustawiono kubeł z lodem. A skąd lód w czasach, gdy nie było lodówek? Otóż od 1690 r. istniała w zamku Windsor specjalna lodowa piwnica, w której przechowywano mięso i ryby. Była wybudowana w taki sposób, że zebrany w zimie lód utrzymywał się aż do jesieni.
Najdłuższe letnia temperatura utrzymywała się w 1911 r. W roku koronacji Jerzego V (22 czerwca), ciepła pogoda trwała blisko cztery miesiące, od maja do połowy września Szczególnie ciepły był lipiec – 22 lipca zanotowano rekord w Perth, gdzie temperaturę osiągnęła 36C. Następne równie gorące lato wystąpiło dopiero w 1976 r., kiedy średnia temperatura wyniosła 18C, a między 23 czerwca a 7 lipca przez piętnaście dni z rzędu w ciągu dnia notowano temperatury powyżej 32C. Ustanowiony wówczas rekord temperatury – 35,9C, został pobity dopiero 19 lipca 2006 r., kiedy Wesley (Surrey) zanotowano 36,5C. Lato 1976 r. było też wyjątkowo suche – z najmniejszą liczbą opadów od 1766 r. Ten rekord zostało pobity dopiero w 1995 r.
Jeśli chodzi o tegoroczne lato, to nie tylko ja pomyliłam się. „To będzie wyjątkowo gorące lato – czytamy w „Daily Express” (14.06 br.) – Brytyjczycy będą się smażyć przez co najmniej sto dni”. Powołując się na pogodowych ekspertów przewidywano średnie temperatury powyżej 20C oraz ciepłą wodę w morzu.
Prognozy nie sprawdziły się. Lipiec charakteryzował się normalną, angielską zmienną pogodą. Szczególnie zimno było w północnej części kraju, a opady deszczu były powyżej normy. Było też mniej dni słonecznych niż normalnie. Zdarzyły się też dni z wyjątkowo silnymi wiatrami, a na Wyspie Wight odnotowano nawet podmuchy do 70 mil na godzinę.
Trudno się dziwić, że znając przysłowiową angielską pogodę wiele rodzin wybiera podróże w cieplejsze strony. W tym roku w wielu miejscach turystów witały nienawistne napisy –to miejscowa ludność protestowała przeciwko nazbyt masowej turystyce, zapominając przy okazji, że właśnie ta turystyczna szarańcza zapewnia im dochody.
„Turystyka: przekleństwo czy błogosławieństwo?” – zastanawiał się w 197 r. polityk George Young, wydając książkę pod takim właśnie tytułem. Od tamtego czasu sytuacja zmieniła się zasadniczo: coraz więcej i częściej podróżujemy. I nic nie wskazuje na to, by ten trend został zahamowany.
Tegoroczne lato spędzam w Londynie. Nie lubię zwiedzać muzeów, w których nie widać obrazów zasłoniętych przez tłumy, ani leżeć na plaży, gdzie nie ma jednego centymetra wolnego piasku. Mam wciąż nadzieję, że lato wróci. Ostatnia niedziela wróciła mi wiarę, że jeszcze będzie warto pojechać nad angielskie morze.
Julita Kin