Richard Kornicki niechętnie daje się fotografować. Prośbom ulega pod jednym warunkiem: zdjęcie ma być wykonane w taki sposób, aby widać było na nim również podobiznę jego ojca, Franciszka Kornickiego.
– W końcu to wszystko jego zasługa, nie moja – mówi skromnie.
Jesteśmy Muzeum Polskich Sił Powietrznych na terenie bazy lotniczej RAF Northolt. Na archiwalnej fotografii zdobiącej ścianę izby pamięci Franciszek Kornicki siedzi okrakiem na kadłubie swojego Spitfire’a. Na skrzydle do zdjęcia pozują jego koledzy z personelu naziemnego.
Richard Kornicki, jako prezes Polish Air Force Memorial Committee podkreśla, że w centrum uwagi tej organizacji jest kultywowania pamięci i wiedzy na temat zasług Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie.
– Naszym zadaniem jest dbanie o to, aby lotnicy-weterani zostali upamiętnieni, aby ich zasługi były upamiętnione w sposób, który oni akceptują oraz aby byli pewni, że dokładamy wszelkich starań, aby ich dziedzictwo przetrwało dla następnych pokoleń – podkreśla dobitnie.
To nie były ćwiczenia
To był piątek, tak samo jak dziś, ciepły dzień kończącego się lata. 1 września 1939 roku Franciszek Kornicki był w Wereszynie. Po skończonym w Dęblinie szkoleniu i przydzieleniu do 162 Dywizjonu we Lwowie korzystał z dwutygodniowych wakacji u swoich rodziców. Gdy otrzymał telegram o mobilizacji, wszyscy wiedzieli, co to oznacza.
– To na pewno ćwiczenia – próbował dodać otuchy swojej matce.
– Na pewno masz rację – przytaknęła mu Aniela Kornicka. Jednak oboje wiedzieli, że to nieprawda. To był ostatni raz, kiedy ją widział na wiele lat, podobnie jak brata. Ojca nie zobaczył już nigdy.
Richardowi Kornickiemu data 1 września przywodzi na myśl coroczne uroczystości ku czci polskich lotników pod Polish War Memorial w Londynie, niedaleko bazy Królewskich Sił Powietrznych na Northolt.
– Pewnego roku swoje przemówienie zacząłem od tego, że w Wielkiej Brytanii rocznicę wybuchu II wojny światowej obchodzi się 3 września, zapominając, że intensywne walki zaczęły się już wcześniej. Polacy walczyli od początku do samego końca i nigdy się nie poddali. Mimo niemieckiej okupacji w Polsce, mimo klęski we Francji, mimo Jałty. Mimo to Polacy walczyli z pełnym zaangażowaniem i wypełnili swój obowiązek, dowodząc w ten sposób, że dali z siebie naprawdę wszystko, aby alianci wygrali tę wojnę – tłumaczy Kornicki.
Prezes Polish Air Force Memorial Committee czuje, że ma ogromny dług do spłacenia, wobec tych, którzy walczyli o wolność. Stara się go spłacić poprzez organizację obchodów pod pomnikiem w Northolt oraz obecność na innych wydarzeniach istotnych z punktu widzenia historii, poprzez wygłaszanie przemówień w czasie spotkań Battle of Britain Dining in Night w różnych bazach RAF-u, poprzez informowanie o zasługach polskich lotników na stronie internetowej.
– Staram się wykorzystywać każdą nadarzającą się sposobność, aby podnosić poziom wiedzy Brytyjczyków na temat wkładu polskich lotników w Bitwę o Wielką Brytanię. Dlatego też organizujemy wycieczki po tym muzeum na terenie bazy Northolt – zaznacza Richard Kornicki.
Tajemnice sukcesów asów myśliwskich
Polish Air Force Museum w bazie RAF Northolt to jedyne takie muzeum w Wielkiej Brytanii poświęcone wyłącznie polskim lotników. Powstało dzięki uprzejmości brytyjskich sił powietrznych, a sfinansowane zostało z funduszu The Lottery Fund. Wszystkie informacje na planszach z opisem historycznych wydarzeń są zarówno po polsku jak i po angielsku.
W czasie wizyty można zobaczyć tu autentyczny sprzęt i przedmioty należące do polskich pilotów. Wśród eksponatów są pęknięte gogle lotnicze Franciszka Kornickiego i znoszona skórzana torba, która przebyła z nim cały wojenny szlak: od Polski przez Rumunię i Francję aż po Wyspy Brytyjskie. Richard Kornicki oprowadza po muzeum i z wielką pasją opowiada anegdoty i mało znane fakty z historii Bitwy o Wielką Brytanię. Nad gablotą z modelami samolotów, którymi dysponowała polska armia w 1939 roku, tłumaczy, dlaczego piloci wyszkoleni w Polsce, byli tak skuteczni w porównaniu do brytyjskich kadetów.
– Maszyny, na których Polacy uczyli się latać, były wolniejsze, nie posiadały radia, więc kontrola naziemna nie mogła pomóc pilotowi w namierzeniu wroga i miały tylko dwa działa maszynowe. Dlatego polscy lotnicy zostali wyszkoleni tak, by zawsze byli pierwszymi, którzy dostrzegą nieprzyjaciela. W przeciwnym wypadku mogli zginąć – opowiada Kornicki.
Polscy i brytyjscy lotnicy różnili się także taktyką. Piloci RAF strzelali do samolotów wroga z odległości ok. 400 jardów. Ogień był rozproszony, większe było wówczas prawdopodobieństwo trafienia, ale wyrządzane szkody były niewielkie.
– Polacy zaś skalibrowali działa w ten sposób, aby cała siła ognia była skierowana w jeden punkt. Z maksymalną mocą strzelali do nieprzyjaciela z odległości zaledwie 150 jardów, tak aby zestrzelić maszynę, zanim piloci zaalarmują swoich kolegów. Szybko Brytyjczycy zaczęli naśladować tę taktykę, która okazał się dużo skuteczniejsza – tłumaczy Kornicki.
Ciekawostką jest również to, że PZL 37 Łoś, polski średni bombowiec dwusilnikowy, w wielu obszarach przewyższał maszyny, jakimi dysponowali wówczas Brytyjczycy.
– To był fenomen, że dopiero odradzające się państwo polskie, które przecież wcześniej nie miało żadnego przemysłu zbrojnego, posiadało tak dobrej jakości sprzęt, zaprojektowany i wyprodukowany w kraju. To dowodzi, jak wysokiej klasy specjalistami byli polscy konstruktorzy – zaznacza Kornicki.
Niestety Polskie Siły Powietrzne dysponowały jedynie 8 takimi maszynami.
– Gdybyśmy mieli ich więcej, kto wie, jakby się potoczyły losy kampanii wrześniowej – uśmiecha się Kornicki.
Duch polskich oficerów wciąż żywy
Muzeum to nie jedyny polski akcent na terenie bazy lotniczej w Northolt. W mesie oficerskiej, która wygląda dokładnie tak jak w latach 40. XX wieku, wisi tabliczka „English Spoken”. Wiąże się z tym, że w 1941 roku językiem najczęściej używanym w tym miejscu stał się język polski. Jednak aby rozwiać wątpliwości skonfundowanych angielskich oficerów, nad barem zamieszczono informację, że mogą swobodnie zamawiać po angielsku… Tabliczka została ufundowana przez Polish Air Force Memorial Committee na 75-lecie Bitwy o Wielką Brytanię.
Z kolei przed głównym budynkiem widzimy replikę Spitfire’a w barwach samolotu Aleksandra Gabszewicz, asa myśliwskiego Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie i pułkownika (ang. Group Captain) Królewskich Sił Powietrznych a. Natomiast w kaplicy St Christopher Station Church znajduje się witraż z białym orłem po środku i symbolami poszczególnych polskich dywizjonów.
W wielu miejscach widoczna jest również polska szachownica lotnicza, którą polscy emigranci coraz chętniej noszą na piersi, aby zamanifestować swoją narodowość.
– Dobrze, że lotnicza szachownica stała się rozpoznawalnym symbolem pozytywnych polsko-brytyjskich relacji. Jednak życzyłbym sobie, aby za tym symbolem szło szerzenie wiedzy na temat polskich lotników. To czego najbardziej potrzebujemy, to osoby z młodego pokolenia emigracji, które mają nie tylko czas, który mogą poświęcić na pracę społeczną, lecz także pasję do tego tematu i pewne umiejętności administracyjno-organizacyjne. To pozwoliłoby w momencie mojego ustąpienia ze stanowiska prezesa, aby nasza działalność była godnie kontynuowana – zauważa Richard Kornicki, dodając jednocześnie, że nie jest najważniejszą osobą w komitecie. Zgodnie ze struktura tej organizacji należy ona zarówno do Polskich Sił Powietrznych, jak i do Królewskich Sił Powietrznych, czyli podlega dowódcy RAF i attaché obrony polskiej ambasady w Londynie. To oni wspólnie wybierają lub odwołują prezesa organizacji na 5-letnią kadencję.
– Dowódcy Królewskich Sił Powietrznych byli zawsze dla nas niezwykle życzliwi. Ma to dla nas szczególne znaczenie, bo w końcu RAF Northolt to ostatnia wciąż funkcjonująca baza z okresu Bitwy o Wielką Brytanię. Dowodzący jednostką Mike Carver kontynuuje tę piękną tradycję i jesteśmy tym bardziej wdzięczni, bo brytyjscy lotnicy nie muszą tego dla nas robić, mimo to cały czas są bardzo wspierający – akceptuje.
Kornicki apeluje także o zachowanie pamiątek o lotnikach.
– Czas jest nieubłagany i nasi weterani odchodzą. Ich potomkowie, często urodzeni w Zjednoczonym Królestwie, nie wiedzą, czym są te małe odznaki, które ich ojciec dawno temu nosił w klapie marynarki i nie rozumieją ich wartości historycznej. Naszym zadaniem jest nie tylko ocalić je od zapomnienia, ale też gromadzić te pamiątki i osadzić je we właściwym kontekście, dzięki czemu więcej ludzi będzie mogło się dowiedzieć o historii i zasługach polskiego lotnictwa. Zachęcam do zgłoszenia się i podzielenia się z muzeum swoimi zbiorami, dla których trudno sobie wymarzyć lepszy dom – podsumowuje Kornicki.
W sobotę, 2 września 2017 r. o godz. 12.00 odbędzie się uroczystość ku czci Lotników Polskich Sił Powietrznych pod Pomnikiem Lotników Polskich w Northolt.
Wizyty w muzeum bazie RAF Northolt są możliwe określonych terminach w kameralnych 20-osobowych grupach po uprzednim zgłoszeniu. W tym roku są dostępne są jeszcze dwie daty: 30 września i 2 grudnia o godz. 14.00.
Więcej informacji na ten temat na stronie internetowej: www.polishairforcememorialcommittee.org