11 września 2017, 10:54
Przeciw „Settled Status”

Ostatnie oświadczenie Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii i POSK-u w sprawie praw obywateli unijnych (a w tym i Polaków) w Wielkiej Brytanii jest już świadectwem, że nadchodzi rozstrzygająca bitwa w sprawie tych praw. Z jednej strony mamy zdyscyplinowaną delegację unijną, z byłym francuskim ministrem spraw zagranicznych, Michelem Barnierem na czele, reprezentującą 27 państw unijnych, ale właściwie wykonującą decyzje dobrze skoordynowanych centralnych władz Unii, czyli Rady Ministrów, Komisji i Parlamentu Europejskiego. A z drugiej strony mamy błądzącą delegację brytyjską reprezentującą rząd, który co tydzień zmienia front w swoim stanowisku wobec odejścia od Unii Europejskiej.

Obie strony postawiły sobie za cel uzyskania do końca października br. wspólnego porozumienia w sprawie praw obywateli unijnych i brytyjskich, uregulowania rachunków finansowych i granicy w Irlandii. Aby móc potem zająć się sprawami przyszłych stosunków handlowych, przyszłości jednolitego rynku, czy współpracy w dziedzinie nauki. Ramowe zasady tych pozostałych spraw musiałyby być wynegocjowane przez pozostałe 20 miesięcy, aby wreszcie wynegocjować i prawnie uzgodnić ostateczne Porozumienie Wyjściowe (Withdrawal Agreement). Jeżeli nie będą mogli dotrzymać harmonogramu tej pierwszej fazy negocjacji do października, to może zabraknąć czasu, a nawet siły woli, aby zakończyć negocjacje pozostałych spraw z pozytywnym wynikiem.

Właśnie w tym przełomowym momencie słusznie dorzucili swoje głosy prezesi Zjednoczenia i POSK-u. W swojej wspólnej wypowiedzi polscy prezesi zwrócili uwagę na konieczność szybkiej umowy, aby zabezpieczyć poczucie pewności obywateli unijnych o swoją przyszłość w tym kraju. Przypomnieli też, że Brytyjczycy mają precedens we wspaniałomyślnym geście, gdy w roku 1947 zdecydowali umożliwić stały pobyt Polakom w Wielkiej Brytanii w ramach Polish Resettlement Act. Wypowiedź jest jak najbardziej na czasie. Ale nasi prezesi zdecydowali na zachowanie neutralności wobec obu stron negocjacji, licząc na ich dobrą wolę.

Niestety, dobra wola jeszcze nie urzeczywistniła się, choć już jest porozumienie w paru kwestiach dotyczących obywateli, jak np. przyszłość Europejskiej Karty Ubezpieczenia Zdrowotnego. Ale przełomu w sprawie obywatelstwa jeszcze nie widać. Życzenia polskie mogą się spełnić, albo dobrym kompromisem, którego kształt jeszcze nie ujawniono, albo kapitulacją jednej ze stron. Której?

Przypomnijmy, na czym polega główna różnica. Strona europejska uważa, że mimo Brexitu pełne prawa obywateli unijnych powinny być zachowane i gwarantowane przez Europejski Trybunał Sprawiedliwości. A więc zachowano by status stałej rezydentury, która daje obywatelom unijnym podobne prawa do obywateli brytyjskich, a więc prawo do mieszkania, prawa pracy bez dyskryminacji, prawa dostępu do służby zdrowia, do świadczeń opieki społecznej, do nauki, do głosu w wyborach lokalnych i na koniec do ewentualnego prawa do uzyskania obywatelstwa brytyjskiego.

To prawo ma też przysługiwać wszystkim, którzy tu przybyli lub jeszcze przybywają, łącznie z ich najbliższą rodziną, przed ostatecznym terminem wyjścia z Unii. Z tym że ci, którzy nie odpracowali jeszcze swoje zasadnicze pięć lat potrzebnych do uzyskania rezydentury, będą mogli te pozostałe lata do urzeczywistnienia rezydentury uzupełnić, pracując dalej w Wielkiej Brytanii. Jest to najlepsza jak dotychczas dla nas Polaków oferta.

Ale na tej podstawie trzeba jeszcze wywalczyć możliwość przyznania tych praw obywatelom unijnym i ich dzieciom na dożywocie, zapewnić również prawo do łączenia się rodzin nawet po terminie Brexitu i przypieczętowanie ostatecznej decyzji traktatem międzynarodowym między Wielką Brytanią, a państwami unijnymi nim zakończą się ostateczne rozmowy o pozostałych aspektach odejścia od Unii. Ten ostatni, niby ekscentryczny, postulat, jest ważny dlatego, że zegar cyka, przewidziany termin maratonu rozmów negocjacyjnych, czyli 29 marca 2019 r., jest już coraz bliżej, a jeżeli nie zdążą zakończyć i ratyfikować ostateczną umowę w 27 państwach Unii na czas, to może nie być żadnej umowy. Dlatego nasza umowa o prawach obywateli unijnych i brytyjskich winna być zatwierdzona oddzielnie i wcześniej.

Lecz strona brytyjska ma zupełnie inny plan. Głosi, że ich projekt ofiaruje to samo co propozycje unijne. Lecz ma wywrócony punkt oparcia. Chce zlikwidować obecny stan prawny (zresztą unijny) stałej rezydentury, wymienić go na coś, co nazywa się „settled status” (status zasiedlenia) i chce gwarantować prawa tych obywateli unijnych wyłącznie na podstawie brytyjskiego prawodawstwa i brytyjskich sądów, bez udziału Europejskiego Trybunału. W tej chwili jest to nie do przyjęcia dla negocjatorów unijnych na zasadzie, że nie jest dostateczną gwarancją dla praw obecnych tu obywateli unijnych. Również jest nie do przyjęcia dla organizacji jak the3million, reprezentującej głos niemal trzech i pół milionów obywateli unijnych, czy British in Europe, reprezentującej głos co najmniej 1 milion obywateli brytyjskich w Hiszpanii, Francji i innych krajach unijnych. Nie powinno też być do przyjęcia przez Polaków w Wielkiej Brytanii.

Dlaczego propozycja „settled status” jest tak szkodliwa?

Po pierwsze, bo podważa i niweczy dla Polaków tu przybyłych od roku 2004 cały ich dorobek materialny, duchowny i prawny przez ostatnie przeszło 10 lat ciężkiej walki o zbudowanie sobie nowego gruntu w Wielkiej Brytanii. (Mówimy tu o 10 latach, lecz dla obywateli zachodniej Europy termin ten mógł być trzy razy dłuższy!) Tworzyliśmy tu z naszymi rodzinami nową polską mini-ojczyznę na terenie Wielkiej Brytanii, zatwierdzoną administracyjnie ciężko wywalczonym statusem stałej rezydentury, z możliwością dostępu po dalszym roku do uzyskania brytyjskiego obywatelstwa. Ta rezydentura powinna nawet być automatyczną według prawa unijnego. I dla wielu Polaków była ostatecznie osiągalna, ale po wypełnieniu 82 stronnicowego kwestionariusza i przeczekaniu pół roku. Dla innych przebywających tu legalnie i legalnie zatrudnionych to podanie o rezydenturę stało się barierą nie do pokonania i powodem szczególnego stresu w obecnym etapie niepewności. Lecz nagle, dla paręset tysięcy polskich rodzin, nawet ten ciężko wywalczony status jest obecnie podważany. Polacy tracą grunt pod nogami.

Po drugie, nowy status oparty jest na prawodawstwie brytyjskim, i to na prawodawstwie imigracyjnym. Każdy polski czy angielski prawnik potwierdzi, że nie ma bardziej bizantyńskiego labiryntu administracyjnych przepisów i prawnych kruczków niż podręcznik roboczy pracowników Home Office oparty na swoistej interpretacji, wzmocnionej jeszcze tym, że każda decyzja urzędnicza wcale nie musi być uzasadniana. Wystarczy, że urzędnik, przynaglony nawałem podań i potrzebą wykazania odpowiedniej żarliwości zawodowej, dopatrzy się jakiegoś niedociągnięcia w dokumentacji czy nawet podejrzenia nieprawdy, aby był w stanie podanie odmówić bezapelacyjnie. Nawet gdy jawnie łamie przepisy urzędowe, trudno jest to jemu udowodnić. Nie musi się z czegokolwiek tłumaczyć, nawet kiedy interweniują media, czy poseł, czy nawet minister.

Czasem, jak widzieliśmy ostatnio ze sprawą przeszło sto nieprawnych listów do obywateli unijnych z nakazem natychmiastowego opuszczenia UK, Home Office sam przyznaje się do błędów, lecz pod presją prasy. Lecz mimo protestów i interwencji konsulatów i polskich biur doradczych wydalono już z Wielkiej Brytanii parędziesiąt Polaków z prawem pobytu lecz chorym, niepełnosprawnym, bezdomnym lub z w przeszłości w kolizji z prawem. Wiem, że wielu Polaków wzrusza ramionami nad ich losem, ale ich wydalenie było przekroczeniem dyrektywy unijnej 2004/38/EC, art. 27, mówiącej że tylko w wypadku natychmiastowego poważnego zagrożenia dla społeczeństwa można wydalić obywatela innego państwa unijnego. A przecież, przynajmniej do marca 2019 r., prawo unijne jeszcze tu obowiązuje. Home Office łamie to prawo świadomie, aby ministrowie mieli jakiś kęs „imigracyjnego mięsa” do nakarmienia zagorzałych czytelników „Daily Mail”. Jest brytyjskie określenie – „the thin end of the wedge”. Jeżeli tak postępują urzędnicy teraz, kiedy są jeszcze ograniczeni konwencjami unijnymi to jak będą postępować po Brexicie bez tych ograniczeń.

Po trzecie, gdyby wreszcie Brytyjczycy przeprowadzili „settled status” w negocjacjach, i uzyskaliby te 3 lata proponowanego okresu przejściowego na przekształcenie Wielkiej Brytanii do nowego porządku po-brexitowego, to musieliby zarejestrować i wydać karty tożsamości niemal 3 i pół miliona obywatelom unijnym w ciągu okresu 3 czy 4 lat. W tych sprawach osobiście doradzałem urzędnikom, jak można by to było zrobić, choćby przy pomocy samorządów, ale dalej uważam, że nie zdążyliby i że dalej, znając ich podejście, zrobiliby to niesprawiedliwie. Ugrzęźli obecnie pod ilością tylko paru tysięcy podań o przyznanie stałej rezydentury. W przeprowadzeniu „settled status” lista wygnanych Polaków i innych, łącznie z ich dziećmi narodzonymi już na Wyspach, stała by się jeszcze dłuższa, mimo zapewnień obecnej pani premier, że „nikt nie ma być wydalony”.

Jedyne uzasadnienie „settled status” leży w tym, że potwierdza nową suwerenność Wielkiej Brytanii i wykluczenie uprawnień Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w tym kraju. Jest to jednak wysoka cena administracyjna dla takiego patriotycznego gestu. Jedyna nadzieja leży w uzyskaniu porozumienia o wprowadzeniu innego nadrzędnego sądu uznanego przez brytyjski Supreme Court i Europejski Trybunał, który pozwoliłby na dalsze przetrwanie stałej rezydentury, ale z przyspieszonym trybem zatwierdzenia pobytu.

13 września jest następną okazją na masowe lobby w wykonaniu obywateli unijnych i ich przyjaciół w celu przekonania nowych parlamentarzystów do wymuszenia na własnym rządzie bardziej sprawiedliwego i sprawniejszego systemu rejestrowania obywateli unijnych na postbrexitowy układ. Po lobbyingu następuje protest na Trafalgar Square. Polacy też powinni wziąć udział, domagając się rychłego zakończenia okresu niepewności i uzgodnienia ram nowego statusu, potwierdzającego istniejące prawa obywateli unijnych legalnie tu przebywających i wysłania propozycji „settled status” do lamusa.

Wiktor Moszczyński

 

Załączam link dla osób którzy chcą zarejestrować swój udział w masowym lobby parlamentu 13 września: https://www.eventbrite.co.uk/e/mass-lobby-for-rights-of-eu-citizens-in-the-uk-british-citizens-in-the-eu-tickets-35863169706.  

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Wiktor Moszczyński

komentarze (0)

_