12 września 2017, 10:02
Powrót szpiegomanii

Podczas 45 Konferencji Bezpieczeństwa NATO, która odbyła się w ub. tygodniu w Monachium, wiceprezydent USA John Biden zapowiedział nowe otwarcie w stosunkach z Rosją. Obrazowo porównał to do komputerowej komendy „reset”. USA będzie współpracować w tych dziedzinach, w których jest to możliwe, choć nie oznacza to zgody na wszystko, co zrobi Kreml. Nie ma przyzwolenia Waszyngtonu na odłączenie Osetii i Abchazji od Gruzji. Nie ma też zgody na rozszerzenie rosyjskiej „strefy wpływów” na państwa sąsiedzkie. „Nadal uważamy – powiedział wiceprezydent, – że niepodległe państwa mają prawo do swych własnych decyzji i wybierania własnych sojuszy”. To Gruzja zadecyduje, czy chce być w NATO, a nie Moskwa.

Jednocześnie Biden podkreślił, że żaden kraj, bez względu na to jak ogromny, nie poradzi sobie sam ze współczesnymi zagrożeniami. Wielu europejskich komentatorów odebrało te słowa jako odejście od polityki George’a Busha, ignorowania Europy, np. atak na Irak odbył się wbrew opinii części sojuszników. Rzadziej natomiast zwracano uwagę na to, że Biden jednocześnie domagał się większego zaangażowania Europy, przede wszystkim w walkę z terroryzmem. A z tym, zdaniem Amerykanów, nie jest najlepiej, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii.

Zaledwie w kilka dni po zaprzysiężeniu Baracka Obamy szefowie CIA ostrzegli prezydenta, że pakistańska mniejszość na Wyspie jest wylęgarnią terrorystów. Aby uniemożliwić atak podobny do tego z 11 września, CIA rekrutuje pakistańskich agentów, najczęściej urodzonych w Wielkiej Brytanii. Ma to na celu monitorowanie 2000 podejrzanych o terrorystyczne sympatie. Choć listę tych nazwisk dostarczył MI5, to Amerykanie podejmują własne działania uważając, że Brytyjczycy nie radzą sobie. Jak wynika z informacji zebranych przez CIA, cztery na dziesięć terrorystycznych spisków wymierzonych przeciwko amerykańskim celom zawiązywanych jest na terytorium Wielkiej Brytanii.

Brytyjskie służby bezpieczeństwa nie zaprzeczają, że CIA prowadzi własną siatkę szpiegowską. Jak przyznał przedstawiciel MI5 dziennikarzowi Sunday Telegraph „Amerykanie prowadzą własną działalność w społeczności pakistańskiej w celu uzyskania ważnych informacji. Współpracują blisko z MI5, ale nie podają nam nazwisk swoich agentów. Blisko 40 procent działalności zagranicznej CIA odbywa się na brytyjskim terytorium. To sprawa bez precedensu”. Jednocześnie dyrektor generalny MI5 Jonathan Evans przyznał, że brytyjskie służby wywiadowcze nie mają odpowiedniej liczby agentów, by infiltrować podejrzanych o terroryzm. MI5 ma zwiększyć o sto procent liczbę zatrudnionych, do 4100 osób w 2011 r., ale Amerykanie uważają, że to nadal zbyt mało.

Amerykanie to nie jedyni szpiedzy działająca na terytorium Wielkiej Brytanii. Jak wynika z rządowego raportu, ponad dwadzieścia państw ma rozbudowane siatki szpiegowskie. Największe to rosyjska szpiegów chińska, ale szpiegów mają również Irańczycy, Serbowie, a nawet Francuzi i Niemcy. Zdaniem urzędników odpowiedzialnych za bezpieczeństwo, istnieje obecnie tendencja, by w działalności wywiadowczej koncentrować się na przeciwdziałaniu terroryzmowi i lokalizacji osób powiązanych z al Kaidą. W rezultacie zapomina się, że działalność szpiegowska może mieć także inny charakter.

We wspomnianym raporcie zostało podkreślone, że liczba rosyjskich szpiegów działających w Wielkiej Brytanii nie zmniejszyła się od czasu upadku Związku Sowieckiego. Jak pisze Sunday Telegraph powołując się na urzędnika Whitehallu, działalność szpiegowską Rosjanie traktują jako „dalszy ciąg działalności państwowej”, ważna z punktu widzenia bezpieczeństwa, ale też rozwoju bazy technologicznej. Trudno się dziwić: jeżeli kradzież jakiegoś oprogramowania może oszczędzić Rosji lub Iranowi kilka lat wysiłków, to ich szpiedzy nie cofną się, by takiej kradzieży dokonać. Dyrektor MI5 przyznaje, że obecnie szpiedzy stosują tradycyjne metody zbierania informacji, ale coraz częściej uciekają się do penetrowania sieci komputerowej i wykorzystują dla tych celów internet. „Z przykrością stwierdzam, że wciąż musimy wydawać ogromne fundusze na zapobieganie tego typu działalności” – przyznaje Evans.

W rezultacie szpiegowskiej manii władze brytyjskie podjęły kroki zmierzające do zwiększenia kontroli. Podejrzanymi są wszyscy podróżujący za granicę. W północnej Anglii budowane jest centrum, gdzie mają być przechowywane (co najmniej przez dziesięć lat) informacje dotyczące podróży zagranicznych. By się znaleźć w bazie danych wystarczy kupić bilet na podróż z lub do Wielkiej Brytanii. Oczekuje się, że zebrane będą tam informacje dotyczące 250 mln osób.

Jak zwykle w takich sytuacjach, powstają obawy, że część z nich może być wykorzystanych w innych celach niż walka z terroryzmem. Na przykład, będzie wiadomo, którzy rodzice zabierają dzieci na wakacje zagraniczne podczas roku szkolnego, kto z kim podróżował przydatne informacje przy potencjalnych sprawach rozwodowych.

W budowanym właśnie centrum ma zostać zatrudnionych ponad 300 policjantów i pograniczników. Tyle samo personelu technicznego będzie sprawdzać uzyskane przy przekraczaniu granicy dane z tymi, które znajdują się w archiwach MI5, policji, agencji rejestrującej otrzymujących zasiłki itp. Już obecnie wprowadzono programy pilotażowe, monitorujące podróżnych korzystających z lotnisk Gatwick i Heathrow. Wszystkie punkty przekraczania granic zostaną objęte tym systemem do 2014 r.

Skąd nagle taki pomysł? Nie o samą walkę z terroryzmem tu chodzi. Otóż w 2005 r. ówczesny premier Tony Blair nie potrafił odpowiedzieć w wywiadzie telewizyjnym na pytanie Jeremy’ego Paxmana, ilu nielegalnych imigrantów znajduje się na terenie Wielkiej Brytanii. No i wreszcie ci, którzy wciąż domagają się odpowiedzi na pytanie, ilu Polaków przyjechało na Wyspę, będą mogli otrzymać konkretną odpowiedź. Szkoda, że za taką cenę.

Julita Kin

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_