W mojej sztuce jest wiele odwołań do kultury afrykańskiej. Ale nie tylko, pomysły i inspirację czerpię z różnych miejsc – mówi malarz i rysownik Maciej Jędrzejewski z rozmowie z Piotrem Gulbickim.
Mimo młodego wieku masz na koncie udział w kilku wystawach…
– …między innymi w The Take Courage Gallery, Stephen Lawrence Gallery, Space Gallery, Ladywell Gallery, Ben Oakley Gallery, Dark Sugars Cocoa House, POSK Gallery czy Ben Uri Gallery & Museum.
Wszystkie te miejsca mają swój urok, ale największym sentymentem darzę Dark Sugars Cocoa House. Można tam kupić czekoladę z całego świata, w najróżniejszych smakach i formach, a wystrój jest bardzo afrykański, co idealnie pasuje do większości moich obrazów. Bardzo lubię też POSK, to zaszczyt móc wystawiać w tak zasłużonym dla polskiej sztuki miejscu.
Od dziecka mieszkasz na Wyspach.
– Do Londynu przyjechałem razem z rodziną w wieku 11 lat, obecnie mam 23. Tu dorastałem i dojrzewałem, a w Polsce się wychowałem – konkretnie w Chełmży, pod Toruniem. Jest tam katedra wybudowana przez Krzyżaków i właśnie w niej godzinami lubiłem wpatrywać się w wiszące na ścianach obrazy świętych.
Wtedy narodziło się twoje zainteresowanie sztuką?
– Takie były początki. Później zacząłem to przekuwać na praktykę – w szkole, zarówno w Polsce jak i w Anglii, koledzy i koleżanki prosili żebym rysował ich portrety. Do tego dochodziły postacie z japońskiej bajki, które inspirowały moją wyobraźnię. Na początku kopiowałem okładki książek, natomiast mieszkając w Londynie zapisałem się na kursy rysowania w National Gallery, a także jeździłem na sobotnie lekcje sztuki w centrum stolicy. Myślałem o studiach w tym kierunku, ale ostatecznie ukończyłem grafikę i projektowanie cyfrowe na University of Greenwich. Miałem tam ciągłe bitwy z wykładowcami, gdyż to co robiłem było dla nich zbyt artystyczne. Według przyjętych kanonów grafika ma być bowiem zrozumiała i komunikatywna.
Dało się to pogodzić?
– Nie zrażałem się i robiłem swoje, ostatnie dwa lata studiów rysując i malując po nocach, żeby odnaleźć swój własny styl. W 2015 roku moją ilustrację wybrano na okładkę książki wydanej przez uczelnię, przedstawiającą życie kreatywnych studentów. W tym samym roku narysowałem okładkę do magazynu studenckiego sygnowanego przez Westminster University. Zrobiłem też logo dla Polskiego Stowarzyszenia Studentów na Greenwich University.
Obiecujący początek.
– Zaraz po obronie dyplomu poleciałem do Paryża, żeby wchłonąć klimat tego miasta – stolicy inspiracji i surrealizmu. Chodziłem jego ulicami, degustowałem tamtejszą architekturę i sztukę, a jednocześnie sprzedawałem rysunki na wzgórzu Montmartre. Trochę zarobiłem, przy okazji poznając ludzi z całego świata. Po powrocie to samo robiłem pod National Gallery na Trafalgar Square, gdzie później nagrałem film, w którym medytuję, a następnie maluję pastelami po chodniku.
Wtedy zacząłeś wystawiać swoje prace w galeriach?
– Z tym był problem. Miałem nadzieję, że któraś z nich zainteresuje się moją sztuką, ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Zaczęło mnie to irytować, dlatego, jeszcze w czasie studiów, sam postanowiłem zorganizować pierwszą wystawę i z grupą znajomych zaprezentowaliśmy naszą twórczość w pubie „Take Courage” na New Cross. Jednocześnie zaprojektowałem do niej cały materiał promocyjny.
Zdobyte wówczas doświadczenie zaprocentowało w przyszłości, od tamtej pory we współpracy z innymi artystami zorganizowałem kilkanaście wystaw. W 2016 roku ze studentem historii sztuki i kuratorem Wiktorem Komorowskim przygotowaliśmy ekspozycję w POSK-u pod tytułem „Migrant’s Dream”, na której można było zobaczyć obrazy twórców polskiego pochodzenia, przedstawicieli różnych emigracyjnych pokoleń. Jej uzupełnieniem był mój krótki film odnoszący się do Brexitu, imigracji i naszej rodzimej tradycji.
Jednocześnie zostałem członkiem grupy „Nu Tab Collective”, dzięki czemu miałem okazję wystawić swoje prace na Brick Lane, dzielnicy będącej jednym z centrów londyńskiej sztuki. Właściciel galerii kupił moje obrazy i zaproponował wystawę solową, a w czasie jej trwania skontaktowała się ze mną prestiżowa instytucja Ben Uri Gallery & Museum, chcąc pokazać mój film z „Migrant’s Dream” na swojej nowej ekspozycji „Art Out of the Bloodlands”. To był kolejny moment kiedy poczułem, że marzenia się spełniają.
Twój styl ewoluuje.
– Na początku był bardziej abstrakcyjny, dominowały w nim czarno-białe figury i kształty, co wyglądało jak efekty LSD. Rzadko używałem koloru, ale, co ciekawe, ludzie w moich obrazach widzieli rzeczy, których nawet nie planowałem tam umieścić.
Z czasem zacząłem dużo malować i uczyłem się używania kolorów. Najpierw farbami akrylowymi, a później olejnymi. To wtedy poznałem swoją Muzę, o imieniu Adesuwa, która urodziła się w Londynie, chociaż jej korzenie wywodzą się z Nigerii. Dzięki temu w mojej sztuce jest wiele odwołań do kultury afrykańskiej. Ale nie tylko, pomysły czerpię z różnych miejsc. Jednym z nich jest Kościół. Obrazy religijne, szczególnie w chrześcijaństwie, zawsze mnie pasjonowały i wywierały silne emocje, które można porównać do podziwu na tle mistycznym i filozoficznym. Jest w nich zawarta magia, energia, tajemnica.
Inspirują mnie też sny, kilka razy obraz albo koncepcja działania były ich pokłosiem. To, co zostaje na papierze albo płótnie, jest językiem symboli, będących odzwierciedleniem rzeczy o których wcześniej medytowałem bądź myślałem. Na przykład łodzie w tle są metaforą ciągłej podróży jaką jest życie, a róża to znak miłości, czyli czegoś, co rośnie.
Często używam dużo czarnego tła, żeby wyłonić obiekty, symbole i postacie na pierwszy plan. Światło nadaje temu atmosferę tajemnicy, jak jasność na końcu tunelu, która promieniuje tajemnicą życia i istnienia.
Odwołujesz się do twórczości Salvadora Dalego.
– Od dziecka byłem zafascynowany jego obrazami – to miłość od pierwszego wejrzenia, która trwa do dziś. Kiedy zacząłem się wgłębiać w sztukę Dalego i surrealizm jako całość, poczułem się odnaleziony i coraz bardziej zdeterminowany żeby podążać tą drogą. Bliska mi jest też twórczość Pabla Picassa, Caravaggia, Michelangela, Raphaela, Rembrandta, Maxa Ernsta czy Rene Magritte’a.
Ciężko utrzymać się tylko ze sztuki.
– Bardzo ciężko, dlatego większość współczesnych artystów zajmuje się czymś dodatkowym, na przykład uczeniem w szkołach bądź udzielaniem prywatnych lekcji. Ja też o tym myślę, założyłem nawet organizację, która prowadzi zajęcia ze sztuki z młodzieżą. Zorganizowaliśmy warsztaty wspólnie z Southwark Council i Unicorn Theatre, a teraz planujemy rozwinięcie tej działalności w polskich szkołach sobotnich w Londynie.
Działasz na wielu płaszczyznach.
– I niezmiennie czerpię z tego przyjemność, bo robię to, co kocham. A w wolnych chwilach zwracam się ku poezji, przy czym moja jest trochę bardziej nowoczesna, bo rapowana i do tego po polsku. Kiedyś próbowałem nawet zostać raperem, dodawałem filmiki na YouTube i zaliczyłem kilka występów na scenie, ale obecnie traktuję to bardziej jako ćwiczenia języka, żeby nie zapomnieć jak się mówi po polsku.
Muzyka zawsze była mi bliska, sam tworzę bity dla zabawy i kolekcjonuję płyty winylowe, jednak od dziecka byłem skazany na malowanie i rysowanie. Do rodzinnej legendy przeszło jak pewnej nocy, w wieku pięciu lat, tak bardzo poczułem wenę twórczą, że porysowałem długopisem moje łóżko. Kilka lat później, kiedy wyprowadzałem się ze starego pokoju, pomyślałem, że tradycja powinna być zachowana i pisakiem wymalowałem całą ścianę. Cóż, rodzice nie wykazali zbytniego entuzjazmu moim dziełem i następnego ranka musiałem wszystko zamalować…
Cwiklicka
Zawsze wiedziałam .źe w Macieju drzemie dusza artysty.Zadziwiały mnie Jego niezwykłe obrazy.Sądzè.źe Jego sztuka wzniesie Go wysoko i zapisze jako wybitnego artystę.
Ryszard Krzywdzinski
Świetny wywiad ! Znam Macieja osobiście .Zawsze miał dusze artysty. Znam jako kogoś kto poszukuje w człowieku , w życiu człowieka czegoś ponad , czegoś niepospolitego Jakie prace są warte uwagi mam nadzieje ze uda mi się zobaczyć ich wiecej ! Gratulacje i Powodzenia w dalszej twórczości .