Przed kilkoma dniami, przygotowując się do dzisiejszej uroczystości rocznicy poświęcenia kościoła własnego, odwiedziłem kościół cudzy – anglikańską świątynię w londyńskiej dzielnicy Repton Park. Od kilku lat w tej pięknej świątyni znajduje się 24-metrowej długości basen, biegnący między kolumnami nawy głównej. Dawny konfesjonał służy za saunę, w prezbiterium stoją prysznice, są też jacuzzi i siłownia. Odwiedzenie tego miejsca to świetna lekcja miłości do Kościoła. To tak, jakby po latach odwiedzić swoją ojcowiznę, którą nowy właściciel zamienił na miejski szalet. Serce podchodzi do gardła.
Decyzje o sprzedaży lub zburzeniu kościoła tłumaczone są z reguły spadkiem frekwencji na nabożeństwach i brakiem środków na utrzymanie budynku. Statystyki rzeczywiście są smutne. W Wielkiej Brytanii odsetek katolików spadł w ciągu 30 lat z 10 do 8 procent, a odsetek anglikanów – z 40 do 17 procent. Można postawić tezę, że w zaistniałej sytuacji likwidacja budynków sakralnych jest świadectwem utraty wiary przez Europę. W mojej ocenie jest to jednak w pewnym sensie proces naturalny. Jedne Kościoły przestają istnieć, w innym miejscu świata wyrastają – niczym grzyby po deszczu – nowe. Od stawiania tez i popadania w malkontenctwo czy nawet krytykanctwo, ważniejsze powinno być jednak postawienie sobie pytania: Co ja mogę zrobić, by z moją wspólnotą i z moim kościołem nie stało się to samo? Na tak postawione pytanie chciałbym zaproponować trzy odpowiedzi.
Po pierwsze – styl życia. W Krakowie niemal na każdym końcu ulicy jest kościół, bo ludzie w średniowieczu wiedzieli, że do kościoła powinno się iść ulicą, która do niego prowadzi. Chodziło o to, by człowiek zbliżał się do niego powoli, by z każdym krokiem narastała w nim świadomość, dokąd zmierza. Dzisiaj żyjemy szybko i nie lubimy takich dróg. Z biegu wskakujemy do kościoła. Nasze życie – życie uczniów Chrystusa – wymaga od nas świadomości, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Krótko mówiąc mamy żyć tak, aby inni zastanawiali się, dlaczego taki styl życia wybraliśmy i również chcieli podążać tą drogą – drogą do kościoła i drogą Kościoła.
Po drugie – zaangażowanie. Bycie biernym obserwatorem dzisiaj już nie wystarczy. Trzeba zaangażować się w Kościół. I nie ma sensu samousprawiedliwianie w stylu: nie potrafię, nie znam się, nie czuję tego. Św. Katarzyna ze Sieny była niezwykłą kobietą. Żyła w XIV w. i żyła bardzo krótko – zaledwie 33 lata. Św. Jan Paweł II uznał ją za patronkę Europy. Jest też doktorem Kościoła – to jedna z niewielu kobiet, które dostąpiły tego zaszczytu. Przedziwny to doktor, co nie umiał pisać. Wszystkie swoje teksty dyktowała. Ale co dyktowała! Niewielu odważyłoby się napisać do papieża: „Ty tchórzu”, a ona to potrafiła. Oczywiście, żeby się tak zwracać do papieża, trzeba niezwykłej pokory i odkrycia, jak bardzo Bóg mnie wybrał. Otóż na przykładzie Katarzyny Sieneńskiej widać to, o czym mówi Ewangelia – że Bóg wybiera to, co małe. Bóg wybiera zwyczajnych ludzi, aby im zawierzyć niesłychane rzeczy. Nawet najmniejsze zaangażowanie ma znaczenie. To dlatego przed niedzielną Eucharystią, kiedy wchodzicie do naszego kościoła, witają was dzieci i wręczają wam śpiewniki. Zaangażowanie w Kościół to nie kwestia umiejętności czy talentów lecz kwestia wiary.
Po trzecie – unikanie malkontenctwa, szukania ukrytych wrogów, narzekania na sekularyzację i laicyzację. Łatwo obarczamy winą za pustoszejący Kościół społeczeństwo dobrobytu i liberalizm, telewizję i gazetę. Czasem jesteśmy niczym ludzie śniący ciągły sen o potędze, ale zostawieni w pustym Kościele, trwający w przerażającym milczeniu: dlaczego nagle zrobiło się tu tak pusto?
Kilka dni temu, 15 października, przedstawiciele najbiedniejszej parafii w Polsce z Korytowa w Zachodniopomorskiem, udali się do Stuttgartu do parafii rzymskokatolickiej
pw. Św. Wincentego Pallottiego. Dla tamtejszych parafian była to smutna uroczystość – ostatnia Eucharystia w ich kościele, który wkrótce zostanie wyburzony. Jednocześnie uroczystość napawająca nadzieją, bo wyposażenie świątyni będzie w stanie zasilić trzy kościoły parafii Korytowo. Biskup w czasie homilii przypomniał i jednym i drugim: „Kościół to nie budynek. Kościół tworzymy my – wierni. Żeby był Kościół i żeby żył, wystarczy wzajemna miłość i zaangażowanie”.
Ks. Bartosz Rajewski
Autor jest proboszczem polskiej parafii p.w. Św. Wojciecha na South Kensington w Londynie (Little Brompton Oratory, dawne Duszpasterstwo Akademickie). Msze św. w niedzielę 12.45 i 18.30. www.dalondon.org.uk