01 marca 2018, 20:53
Wodne kuracje w Leamington Spa
„Rano, na czczo, pół litra solanki z połyskującym na dnie osadem żelaza. Śniadanie o ósmej, herbatka ziołowa (z mlecza), potem zabiegi. Obiad o pierwszej, kolacja o szóstej. Oba posiłki składały się wyłącznie z porcji mięsa, kurczaka lub ryby oraz starego chleba popijanego wodą. Żadnych warzyw, sałaty czy owoców. W międzyczasie spacery i wcześnie do łóżka. Ten reżim był raczej nieprzyjemny w moim dotychczas dość luksusowym życiu.” Tak pisał o swojej kuracji w Leamington Spa John Rusking w roku 1841.

Lek na wściekliznę

Solankowe źródła w Leamington (hrabstwo Warwickshire) odkryli już Rzymianie. Nie było to trudne, bo niezwykła obfitość tej dziwnej, musującej wody tworzyła pulsujące sadzawki w całej okolicy. Pierwszym nowym odkrywcą tego fenomenu był proboszcz parafii John Rous, który w roku 1480 napisał o niezwykłych właściwościach tej wody. Leamington było wówczas niewielką wioską, której mieszkańcy korzystali ze źródeł by peklować mięso lub do wypieku chleba. Co ciekawe wierzyli w nadzwyczajną moc tej wody w leczeniu… wścieklizny. Jeszcze w XVIII wieku zatrudniony w wiosce był niejaki Thomas Dilkes jako „dipper” czyli „zanurzacz”. W specjalnym, wykopanym przez niego baseniku zanurzał i ludzi, i psy podejrzane o tę chorobę, zarzekając się przy tym, że „nigdy już nikogo nie zanurzę, jeśli okaże się, że ta woda nie leczy”. Prawdziwym jednak odkrywcą mocy solanki z Leamington był lokalny szewc i poeta Benjamin Satchwell (1732-1810), który również prowadził urząd pocztowy. To on zaczął kampanię reklamową i położył podwaliny pod kurort, który wkrótce stał się najszybciej rozwijającym się miastem Anglii w XIX wieku. Wraz ze wspólnikiem Williamem Abbotts chcieli zaanektować naturalne źródło i pobierać opłaty za korzystanie z niego.

Nie zgodził się na to Hrabia Aylesford, który uważał, że woda powinna być dla każdego i za darmo, a także nie wyraził on zgody na budowę łaźni. Obrotny Satchwell i Abbotts szybko jednak wywiercili kilka nowych źródeł i zaczęli budowę pierwszego domu kąpielowego. Otwarto go w roku 1788 i od razu stał się on sukcesem. Do miasta zaczęli przybywać kuracjusze, zwabieni wyższością wód Leamington Spa. Modne wówczas kurorty Bath i Cheltenham, Satchwell wyśmiewał jako ubogie „namiastki”. W Leamington Spa zaś obfitość naturalnych źródeł pozwalała zażywać kąpieli w prawdziwej solance, a nie w „zwykłej” wodzie. W roku 1814 otwarto nowy, supernowoczesny Pump Room z 17 gorącymi i 3 zimnymi basenami kąpielowymi, z których trzy oddano do użytku ubogim. Baseny były ściśle podzielone na męskie i żeńskie, a korzystający byli ubrani w identyczne, czarne i długie kostiumy kąpielowe (dziś zapewne nazwalibyśmy taki strój burkini). Na scenie kurortowej pojawia się też doktor Henry Jephson (1798-1878), który ocalił i rozwinął wodne kuracje Leamington.

To właśnie on był autorem cytowanej na wstępie „zdrowej”, dziwnej diety pozbawionej warzyw i owoców oraz regulaminowego życia u wód. I to on właśnie rekomendował spacery, ruch na świeżym powietrzu i codzienne „promenadowanie”.

Polowania i słonie

Do takiego stylu życia, zamożnym klientom były potrzebne piękne parki i wygodne chodniki. Miasto szybko wybrukowało błotniste ulice i zaczęły powstawać nowe wille i kamienice w neoklasycznym stylu. Zbudowano wtedy Landsowne Circus, Clarendon i The Parade, główną ulicę miasta, która zachwyca czystością linii i jasnością fasad. Architektura Leamington może równać się z tą z Bath i innych kurortów okresu wiktoriańskiego. Sama zresztą królowa Wiktoria przebywała w Leamington kilkakrotnie i przychylnie odniosła się do nadania miastu tytułu „royal”. Całkowita nazwa brzmi więc Royal Leamington Spa. W mieście bywali książęta i arystokraci. Był to też teren dla „łowców fortun”, niejedna bowiem słabowita panna promenadowała po parku, gdzie mogła stać się „zdobyczą” dla pozbawionego skrupułów ubogiego kawalera.

Prócz takich „polowań” Leamington było znane ze świetnych terenów łowieckich i na dziką zwierzynę. Do ich naczelnych organizatorów należał ekscentryk Jack Mytton. Posiadacz dwóch tysięcy psów, 60 kotów oraz niedźwiedzia o imieniu Nell. Znany był też z tego, że po polowaniu pozwalał swojemu zmęczonemu koniowi przebywać w salonie przy kominku i raczyć się portem. Jednym z jego niezapomnianych wybryków był wjazd konny po schodach hotelu Bedford i przeskoczenie tam wielkiego stołu. Jack niestety skończył marnie, bo zmarł w więzieniu za długi (1834), ale na jego pogrzeb przyszło trzy tysiące mieszkańców Leamington! Innym ekscentrykiem był Sam Lockhart, który z wyprawy na Cejlon przywiózł trzy słonie. Przez lata były one atrakcją nie tylko nowo wybudowanego cyrku, ale także spacerowych uliczek miasta. Prowadzał je do specjalnie wybrukowanego miejsca, schodzącego do rzeki zwanego Elephant Wash, gdzie zażywały kąpieli.

Prócz cyrku Leamington wzbogaciło się o czytelnie, biblioteki, muzeum kuriozów, galerie sztuki i kilka teatrów. Charles Dickens przyjeżdżał tam publicznie odczytywać swoje utwory. W roku 1914 do Royal Pump rooms dobudowano modny wówczas hammam, czyli łaźnię turecką oraz wzbogacono asortyment wodnych kuracji o bicze wodne i kąpiele masujące ze strumieniami powietrza. Potem Leamington Spa zaczęło przyjmować inwalidów i rannych z Pierwszej i Drugiej Wojny, a także ofiary epidemii polio. Zabiegi od roku 1948 były opłacane przez NHS. Ostatnie kuracje przeprowadzono w roku 1997, po czym łaźnię zamknięto. Dziś możemy obejrzeć tam kolekcje malarstwa oraz prześledzić losy tego niezwykłego miejsca.

Warto też zobaczyć kościół All Saints w pobliżu Pump Rooms. Wspaniały, pseudogotycki budynek, który powstał w złotych czasach Leamington. Park zdrojowy, Jephson’s Gardens jest uroczy i znajdziemy tam liczne pomniki i typowo wiktoriańskie budyneczki ogrodowe. Okolica, która zawsze przyciągała do Leamington jest równie piękna i ciekawa dziś. Nieopodal znajduje się Kenilworth Castle, Stoneleigh Abbey oraz monumentalny zamek Warwick.

A co stało się z solanką z osadem żelaza, która wywoływała wymioty kuracjuszy? Można się jej napić i dziś, ale to już nie ta sama woda. Smakuje znakomicie i pije się ją dla przyjemności. W Royal Pump Rooms jest mały kranik u wejścia. Odsolona i czysta jest jedynie wspomnieniem dawnego Royal Leamington Spa, gdzie po ulicach chadzały słonie a „promenadujący” prześcigali się w wymyślnych kreacjach i cichaczem podjadali torty i ciasteczka w licznych kawiarniach.

Tekst i zdjęcia: Anna Sanders

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Anna Sanders

komentarze (0)

_